Zwycięzca bierze wszystko. Ordynacja wyborcza z systemem JOW-ów jest kompletnie nieprzewidywalna!

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Kilka miesięcy temu kandydat na prezydenta Polski Paweł Kukiz przedstawił najważniejszy punkt programowy swojej kampanii – zmiana ordynacji wyborczej na większościową, z JOW-ami i systemem „First Past the Post” czyli „pierwszy na mecie”. Podobna ordynacja obowiązuje w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Australii, Indiach, ale i we Francji, na Kubie i w Iranie – tyle, że dwu-turowa. A przestraszony spadającą popularnością, i nie mając pojęcia o skutkach takiego kroku, Bronisław Komorowski natychmiast obiecał  w tej sprawie referendum. Nie dziwię się, że gwieździe rocka Pawłowi Kukizowi podoba się ten system, bo to dobra szansa na wybór popularnego i niezależnego kandydata bez zaplecza politycznego. Ale czy to jest ordynacja wyborcza dobra dla Polski? O, tu sprawa już się mocno komplikuje.

A teraz, jak  ten mechanizm działa w Wielkiej Brytanii? Istnieje tu 650 okręgów wyborczych, od czasu do czasu zmienia się ich liczba oraz zasięg. Okręgi wyborcze są jednomandatowe, czyli każda partia wystawia swojego kandydata, a do Izby Gmin wchodzi ten, który otrzymał bezwzględną większość głosów. Znani politycy startują często z „bezpiecznych” okręgów, gdzie silne poparcie dla ich partii. Choć zdarza się, że – jak podczas ostatniej elekcji – w swoich „matecznikach” przepadli Nigel Farage i minister skarbu i finansów w gabinecie cieni, Ed Balls. Ordynacja większościowa z systemem JOW-ów, faworyzuje duże partie o ugruntowanej pozycji, ale jest niekorzystna dla małych ugrupowań.

Zapewnia stabilność rządów i pozwala na sformowanie silnej większości parlamentarnej, ale  nie jest sprawiedliwa. Pozwala partii rządzącej przeprowadzać te reformy, które obiecała w manifeście wyborczym, bo nie musi iść na koncesje  z koalicjantem, zwykle forującym swoje projekty / patrz: ustawiczne przepychanki torysów w koalicji z liberałami na temat ustawy o homo-małżeństwach, oraz weta w sprawie obniżenia dopuszczalnego terminu aborcji z 6 do 5 miesięcy, etc/. Taki system nie stanowi zachęty do rozpadania się partii na mniejsze, ale z kolei wyostrza i antagonizuje debatę parlamentarna,  bo partie sztucznie „nadmuchują” czasem niewielkie różnice programowe. No i straszliwy galimatias z liczeniem głosów, który w Polsce – patrz: nasze doświadczenia z wyborów europejskich i samorządowych – może stać się groźny. Bo jeśli możliwa jest taka sytuacja, że partia zdobędzie w skali krajowej mniej głosów niż konkurencja, a wprowadza do Izby Gmin więcej posłów, bo wszystko zależy od tego jak rozłożą się głosy w terenie, etc. jest to dodatkowe pole do nadużyć.

Plusem JOW-ów w polskich warunkach może być:

1/ korzystny wpływ na tworzenie się większości w sejmie, stabilność rządzenia / choć ma to i negatywne strony,  o czym dalej/;

2/ bariera nie do przebycia dla partii mniejszych;

3/ koncentracja opozycji, a więc i większa szansa na silniejszą opozycję;

4/ wyborca zna reprezentanta swojego okręgu, łatwiej mu do niego dotrzeć, a potem egzekwować przedwyborcze obietnice;

5/ większa niezależność posła od swojej partii, rozstrzelona odpowiedzialność, bo musi się liczyć nie tylko ze swoim aparatem, ale i wyborcą na miejscu;

Są jednak i poważne minusy:

1/ ordynacja większościowa z JOW-ami  nie jest demokratyczna, bo prowadzi do „gubienia” głosów, oddanych na mniejsze ugrupowania. Często także dochodzi do wyboru „mniejszego zła” / Cameron i jego: „głosuj na mnie, a nie na Farage’a, bo obudzisz się z laburzystami na Downing Street”/.

2/ przyczynia się do zacementowania dwupartyjnej sceny politycznej – na co już narzekają polskie mniejsze ugrupowania.

3/ rozstrzelenie głosów po kraju obniża wprawdzie szanse mniejszych partii ogólnokrajowych na ilość mandatów, ale zwiększa mniejszości etnicznych, np. niemieckiej, która działa głównie na terenie Sląska /patrz: triumf Szkockiej Partii Narodowej w Wielkiej Brytanii/.

4/ na wynikach wyborów duży wpływ ma wielkość okręgu i rozstrzelenie głosów po kraju, co zwiększa nieprzewidywalność elekcji.

Właśnie, większościowa ordynacja wyborcza z systemem JOW-ów, jest kompletnie nieprzewidywalna! Mogą sobie na nią pozwolić – jeśli chcą – państwa o ugruntowanych procedurach demokratycznych jak Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, albo też autarkie,  bo jak taka ordynacja działa na Kubie czy w Iranie, możemy się domyślać. W Polce, gdzie demokracja dopiero się rodzi, czy też odradza, to byłoby duże ryzyko. O ile w ugruntowanych państwach demokratycznych przyczynia się do stabilności rządów i większej skuteczności w produkowaniu ustaw, zapowiedzianych w kampanii wyborczej, w krajach postkomunistycznych, w których przez 45 dominowała monokultura partyjna, wcale nie musi. Czy to „zabetonowanie” sceny politycznej nie służyłoby PO, partii władzy rządzącej od 8 lat, z powiązaniami, które chronią ten „beton”?

Czy zmiana ordynacji na większościową z JOW-ami w niedojrzałej polskiej demokracji, w której wiele elementów nie działa jeszcze sprawnie – pluralizm medialny, „politician code”, odpowiedzialność polityków przed wyborcami, niezawisłe sądy, świadome swoich praw społeczeństwo obywatelskie – to nie byłby niepotrzebny hazard? Myślę, że byłby.

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych