Francja nie radzi sobie z islamskim terroryzmem. Udało się uniknąć zamachu tylko dlatego, że jego niedoszły autor niechcący sam się postrzelił...

Fot. PAP/epa/sudouest.fr
Fot. PAP/epa/sudouest.fr

24-letni student informatyki z Algierii Sid Ahmed Ghlam zadzwonił w niedzielę rano na pogotowie w podparyskim Villejuif, twierdząc, że został postrzelony. Utrzymywał, że został napadnięty w celach rabunkowych. Wraz z karetką pogotowia na miejsce przybyła policja, której zachowanie młodego mężczyzny wydawało się podejrzane. Funkcjonariusze podążyli za śladami krwi aż do samochodu zaparkowanego kilka ulic dalej. W środku znaleźli pokaźny arsenał: karabiny szturmowe, broń półautomatyczną, kamizelki kuloodporne. Oraz listę celów: kościoły katolickie w okolicy.

Policja przeszukała mieszkanie Algierczyka w XIII dzielnicy Paryża, gdzie znalazła dowody na to, iż utrzymywał kontakty z dżihadystami w Syrii. To oni mieli zlecić mu zamachy na kościoły w regionie paryskim. Zleceniodawcy z Państwa Islamskiego (ISIS) lub Al - Kaidy (to jest wciąż ustalane) zaczęli się niecierpliwić. W mailach pisali mu: „Znajdź jakiś kościół. Rusz tyłek, przejdź wreszcie do akcji!” W niedzielę rano postanowił więc działać.

Zamierzał zaatakować jeden z kościołów w czasie mszy świętej. By „zabić jak najwięcej chrześcijan”. Według dziennika „Le Figaro”, który powołuje się na źródła w Dyrekcji Generalnej Bezpieczeństwa Zewnętrznego (DGSE), usiłował ukraść w tym celu samochód 32-letniej Aurélie Châtelain. Kobieta broniła się i zginęła od strzału w głowę. Podczas szarpaniny Ghlam musiał niechcący sam postrzelić się w nogi.

Teraz oddział antyterrorystyczny paryskiej policji (SAT) szuka ewentualnych wspólników Algierczyka. Jednym z nich ma być właściciel samochodu, w którym znaleziono broń. U partnerki Ghlama w podparyskim Saint-Dizier, Francuzki, która dwa lata temu przeszła na islam, znaleziono kolejny arsenał broni i amunicji. Oraz zaszyfrowane dokumenty. Premier Manuel Valls, ten sam, który po zamachu na „Charlie Hebdo” w styczniu powiedział uczniom jednej z paryskich szkół, że „musza przyzwyczaić się do życia z terroryzmem, bo taki jest ich los”, był zmuszony przyznać, że zarówno policja jak i służby specjalne nie miały pojęcia o poczynaniach Algierczyka. I to mimo iż próbował on wcześniej kilkakrotnie wyjechać do Syrii i został z tego powodu objęty obserwacją.

Minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve próbował jeszcze przekuć klęskę w sukces i oznajmił, że służby specjalne zapobiegły szeregowi zamachów w ostatnim czasie, po cichu, nie informując o tym opinii publicznej. Nie przekonało to jednak francuskich katolików, ani episkopatu. W regionie paryskim znajdują się dziesiątki kościołów. Zbyt wiele, by przydzielić im stałą ochronę. Tym bardziej, iż od stycznia pod specjalną ochroną policji znajdują się także synagogi. Zagrożenie terrorystyczne wywodzące się z ponad 5 mln muzułmanów żyjących we Francji, najwyraźniej przerasta władze w Paryżu. Takich jak Sid Ahmed Ghlam może być więcej. I najwyraźniej czerpią oni inspirację z ISIS, które niedawno opublikowało nagranie z masowej egzekucji etiopskich chrześcijan w Libii.

Rozwiązaniem problemu ma być nowa ustawa o służbach specjalnych, opracowana przez rządzących socjalistów. Poszerza ona znacznie zakres kompetencji służb. Zezwala m.in. na użycie tzw. IMSI catcher, urządzeń przenośnych imitujących nadajnik stacji bazowej telefonii komórkowej. Telefony komórkowe w okolicy zauważają, że pojawił się mocniejszy sygnał sieci i przepinają się na fałszywy nadajnik. Ten łączy się zaś z oryginalną siecią, aby przechwycone komórki mogły wykonywać i odbierać połączenia. Brak szyfrowania pozwala fałszywej bazie na podsłuchiwanie rozmów, SMS-ów, transmisji pakietowej (internet). Problem w tym, że z fałszywą bazą łączą się wszystkie telefony komórkowe w okolicy, nie tylko ten będący na celowniku służb. Krytycy argumentują, że w ten sposób służby będą mogły podsłuchiwać niewinnych obywateli i nagrywać ich rozmowy.

Ustawa zezwala także na „automatyczne” zbieranie danych w Internecie za pomocą specjalnego algorytmu oraz w razie konieczności ustanowienie „natychmiastowego nadzoru” nad podejrzanymi osobami, z pod którego nie są wyjęci dziennikarze, lekarze ani adwokaci, co niepokoi organizację obrony praw człowieka. Debata nad projektem trwa już kilka tygodni. I końca nie widać. Prezydent François Hollande, który jest inicjatorem ustawy, sam nie jest pewien, czy jest ona zgodna z konstytucją. Na wszelki wypadek skierował ją więc do Trybunału Konstytucyjnego, zwiększając jeszcze wrażenie panującego w politycznym establishmencie chaosu i bezradności.

Francuska lewica, wywodząca się z tradycji humanistycznej i „antyrasistowskiej” ma ogromny problem z radyklanym islamem. Z jednej strony chce z nim walczyć, z drugiej strony czuje się zobowiązana bronić muzułmanów, potępiać rasizm i strzec państwa prawa. Krótko mówiąc: wpadła w pułapkę własnych szablonów myślowych. To powoduje, że jest bezbronna wobec terroryzmu. I musi liczyć na głupotę i brak kompetencji potencjalnych zamachowców.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.