Są kraje, gdzie chrześcijanie są wycinani w pień! Co się stało z ponad milionem chrześcijan przez 11 lat, o których świat milczał?

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

W więcej niż w co drugim kraju świata chrześcijanie doświadczają ograniczeń swobód w wyznawaniu wiary

— powiedział na antenie TVN24 ks. Rafał Cyfka ze stowarzyszenia „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, komentując rzeź na chrześcijanach, do której doszło w czwartek na uniwersytecie w kenijskiej Garissie.

Podkreślił, że zamach w Kenii, w którym zginęło blisko 150 chrześcijan, to nie jest odosobniony przypadek. W ostatnich latach w Afryce i na Bliskim Wschodzie dochodziło do wielu krwawych ataków - między innymi na chrześcijańskie świątynie.

Niejednokrotnie eskalacja przemocy na chrześcijanach dokonuje się właśnie w święta

— zaznaczył, dodając „wydarzenia z Wielkiego Czwartku z Kenii pokazują nam okrucieństwo jakie się dokonuje na chrześcijanach w milczeniu świata”.

Obecnie w 116 krajach świata dochodzi do łamania wolności religijnej zgodnie z 18 artykułem powszechnej deklaracji praw człowieka ONZ. Oznacza to, że w więcej niż w co drugim kraju świata chrześcijanie doświadczają ograniczeń swobód w wyznawaniu swojej wiary. Jednak najbardziej dramatyczna sytuacja, gdzie przelewa się krew chrześcijan, dotyczy 20 krajów. To m.in. Irak, Syria, Nigeria. Są to kraje, gdzie chrześcijanie są wycinani w pień

— zaznaczył, przypominając że w 2003 roku w Iraku żyło 1 mln 450 tysięcy chrześcijan, w 2014 - 150 tysięcy.

Jawi się pytanie, co się stało z ponad milionem chrześcijan przez 11 lat, o których świat milczał?

— dopytywał.

Zdaniem ks. Cyfki „jeśli świat milczał przez 11 lat w kwestii mordowania chrześcijan w Iraku, pokazano terrorystom, że mogą być bezkarni”.

Jeśli się milczy, to przyzwalamy na zło, które się dokonuje

— stwierdził, dodając że „rzezie na chrześcijanach to nie jest tylko rok 2014 i 2015”.

Trzeba było, żeby porwano 300 chrześcijańskich uczennic, żeby Rada Bezpieczeństwa ONZ powiedziała cokolwiek na ten temat. Natomiast rzezie na chrześcijanach trwają od kilkunastu lat, gdzie nikt nie reagował, nikt nie wstawiał się za tymi ludźmi. To jest szokujące, że mówi się tylko o pojedynczych przypadkach, a nie o całości problemu, który jest bardzo wielki

— ocenił.

Politycy, wielcy tego świata, po zamachu na redakcję Charlie Hebdo wyszli na ulicę. Czemu teraz nie ma takich manifestacji, jak po zamachu we Francji? Po 7 stycznia na ulicę wyszło 4 mln ludzi, wszyscy trzymali tabliczki identyfikujące się z czasopismem, które obrażało uczucia religijne nie tylko muzułmanów, ale też żydów i chrześcijan, pokazując tym samym terrorystom, że popierają obrażanie uczuć religijnych. 12 mln osób tego samego dnia poparło zamach terrorystyczny. To jest niepokojące

— podkreślił.

CZYTAJ TAKŻE: Kenia rozpoczyna żałobę narodową po rzezi chrześcijan. Islamiści straszą: „Nic nie zapobiegnie kolejnemu rozlewowi krwi”

TVN24/mall

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.