Singapur – historia pewnego sukcesu. Mało demokratyczny kraj jest coraz zamożniejszy, a z nim bogacą się jego mieszkańcy

Fot. William Cho/flickr.com/CC/Wikimedia Commons
Fot. William Cho/flickr.com/CC/Wikimedia Commons

W Europie mamy swoje pytania: wolność czy bezpieczeństwo? Azja inaczej postawiła sprawę: wolność czy zamożność? I próbuje łączyć te dwa elementy wg lokalnej receptury. Przecież tak działają Chiny.

Wczoraj odbył się pogrzeb Lee Kuana Yew, ojca założyciela Singapuru, który w ciągu trzech dekad zmienił miasto z sennej kolonii brytyjskiej na antypodach w jedno z najzamożniejszych państw naszego globu. Służył swojemu krajowi przez 31 lat – po raz pierwszy przysięgę premiera złożył w 1959 roku – i przez ten czas przeniósł ten kraj z Trzeciego do Pierwszego Swiata. Singapur -„azjatycki tygrys”, „miejsce, skąd widać jutro”.

Mimo ulewnego deszczu, ponad 450 tys. obywateli wyległo na ulice, aby pożegnać LKY, który przyniósł temu 5.5 mln miastu – państwu stabilizację, bezpieczeństwo i dobrobyt. Pośród gości dostrzec można było Billa Clintona, premiera Australii Tony Abbotta i szefów rządów Indii i Japonii, króla Malezji i sułtana Brunei. Oddano 21 wystrzałów armatnich, niebo przecięła eskadra myśliwców F-16, a kondukt pogrzebowy  z trumną byłego premiera przebył trasę 15 kilometrów – od Nowego Parlamentu, poprzez Padang – brytyjską dzielnicę kolonialną, gdzie znajduje się Stary Parlament, Sąd Najwyższy i budynki użyteczności publicznej, wzdłuż wieżowców dzielnicy bankowej, dorównujących rozmachem  tym z Szanghaju i Hong Kongu, potem Chinatown i handlowy dystrykt Orchard Road – jakby ojciec założyciel chciał  po raz ostatni spojrzeć na swoje kwitnące gospodarstwo.

Byłam w Singapurze trzy razy, i kiedy dwa tygodnie temu przewodniczka przytaczała mi aktualne dane ekonomiczne, aż trudno było uwierzyć. A jednak ona miała rację! 59 wysp, 716 km 2, 5.5 mln ludzi. Metropolia, której mieszkańcy cieszą się jednym z najwyższych standardów życia, gdzie w pierwszym kwartale 2013 roku wzrost gospodarczy wynosił 45.8%,  w tym samym roku PKB na głowę mieszkańca - 54.776  tys. amerykańskich dolarów, a bezrobocie stanęło na niskim pułapie 3%. W Wielkiej Brytanii, która ostatnio bardzo się chwali gospodarczym boomem, ta ostatnia cyfra wynosi 5.6%. Singapur sąsiaduje z Malezją i Indonezją, niedaleko mamy Tajlandię i biedny Wietnam, jeszcze nędzniejsze Laos, Kambodża i Birma. I z jakiejkolwiek strony wkraczać do tego kraju, odnosi się wrażenie, że jesteśmy w londyńskich Docklandach  czy na Manhattanie - tyle że nowocześniejszych, bogatszych, śmielszych w pomysłach architektonicznych i znacznie czyściejszych. I tonących w egzotycznej zieleni. Singapur to jedno z najpiękniejszych miast świata, gdzie na starannie strzyżonych trawnikach rosną orchidee, a z wyższych pięter skyscrapers w pogodny dzień widać Indonezję i Filipiny. Najpierw XIII –wieczne księstwo Madjapahit, potem kolonia holenderska i brytyjska, przy czym tylko Brytyjczycy pozostawili tu widoczny ślad w prawodawstwie, architekturze, stylu życia. Miasto, opisywane przez wielu pisarzy, m.in. Jozefa Conrada /pamiętne sceny z „Lorda Jima” / i wielu opowiadaniach S.W. Maughama. Mieszanka ras i kultur, 24-godzinny spektakl teatralny – Malaje, Chińczycy, Hindusi i biali, maklerzy giełdowi i prawnicy, lekarze i pielęgniarki, architekci i marketingowcy, którzy przybywają tu, aby popracować w warunkach ekstremalnych wyzwań, i zrobić pieniądze. Do dziś Chinatown, Little India i Bugis district, kiedyś zamieszkiwany przez przybyszów z Cejlonu, potem przez drag queens, żyją własnym życiem. I  oni wszyscy razem tworzą klimat Singapuru, „miasta lwa” i zarazem „miasta Lee Kuana Yew”. Nieprawdopodobna rozmaitość i, jak najbardziej, egzotyka, ale obok tego, Singapur, to największy port przeładunkowy świata, jedno z największych - obok Tokio, Wall Street i City - centrum finansowych i jeden wielki plac budowy.

A wszystko zaczęło się w maju 1959 roku. W wyborach zwyciężyła Partia Ludowej Akcji, i jej sekretarz generalny Lee Kuan Yew został pierwszym premierem Singapuru. Lee sprawował funkcje premiera przez 31 lat,  w 1990 roku ustąpił swemu zastępcy Goh Chok Tongowi, a potem ten synowi Lee, Lee Hsien Loong, który sprawuje władzę do dziś. Nepotyzm? Chyba tak. Ponadto wszyscy trzej – to Chińczycy, których w Singapurze jest ok. 76%, i wielu z nich sprawuje, łącznie z prezydentem Tony Tan Loongiem, wysokie funkcje państwowe. Ale jakoś niewiele mówi się o dominacji Chińczyków. Jeszcze jeden dowód na to, że droga Azji do sukcesu niekoniecznie łączona jest z demokracją. Z perspektywy wielkich sukcesów Azji Południowo – Wschodniej, demokracja to umowa między białymi ludźmi, której podstawę tworzą wartości chrześcijańskie, obce sferze pryncypiów buddyjskiej, taoistycznej czy konfucjańskiej Azji. I obce prawu i obyczajom, które na bazie tych wartości stworzono. A jednak rezultat jest taki, że gdy Singapur odzyskiwał w 1959 roku niepodległość dochód na osobę wynosił 516 dolarów amerykańskich, a w 56 lat póżniej jest to 54. 776 dolarów.

Polityka gospodarczą steruje rząd, czyli jest to rodzaj socjalizmu z command economy. Ale z kolei gospodarka ma charakter rynkowy, oparta na własności prywatnej. Pieniądze robi się na usługach finansowych, turystyce, przemyśle petrochemicznym, stoczniowym i elektronicznym. Singapurskie prawo jest przyjazne biznesowi, no i te niskie podatki. Bardzo wysoki procent /ok. 80%/ właścicieli domów i mieszkań, choć jest to właściwie 99- letni najem od państwa. Wyjątkowy w Azji, obowiązkowy system emerytalny, istniejący od 1955 roku. Składka na ZUS wynosi 34.5%, a w tym 6-8% trafia na fundusz zdrowotny. Cały system edukacyjny, łącznie z uniwersyteckim, jest państwowy. Działa świetnie. Państwowe linie lotnicze, loteria krajowa i obiekty sportowe. W ciągu kilkunastu lat wybudowano 5 linii metra, a informację o długiej historii powstawania w europejskiej stolicy Warszawie półtorej linii metra, niezgulstwa i ciągłych problemów z otwarciem drugiej linii, znajomy singapurczyk przyjął z uśmiechem niedowierzania.

Mimo sukcesów gospodarczych, nie wszyscy byli  z rządów Lee zadowoleni. Znany z silnej ręki, był krytykowany przez grupy obrońców praw człowieka za trzymanie za twarz mediów, zakaz demonstracji  i lekceważenie civil liberties. Do dziś istnieje tam kara śmierci, i to nie tylko dla morderców, ale i handlarzy narkotyków oraz skorumpowanych urzędników. Ale w Singapur cieszy się jednym z najniższych wskaźników przestępstw na świecie, bardzo uczciwymi urzędnikami państwowymi i wysokim poziomem bezpieczeństwa obywateli. No i wprawdzie ludzie trzymani są krótko, ale rząd i urzędnicy państwowi – także. Turyści mają zabawę opowiadając sobie, jak to za publiczne żucie gumy, nie spłukiwanie toalet czy palenie papierosów grożą wysokie grzywny. Ale tłumnie przybywają do Singapuru, bo nie tylko egzotycznie, ale  i czysto i bezpiecznie, i warunki higieny przypominają standardy europejskie, czego nie można powiedzieć o reszcie Azji. Zgodne współżycie wielu ras, narodów i religii – buddyzm, konfucjanizm, hinduizm, islam, chrześcijaństwo – barwne uroczystości państwowe, kulturalne i religijne,  i liczne festiwale. Turystyczny raj.

I ten mało demokratyczny Singapur – jak Hong Kong i Szanghaj - jest coraz zamożniejszy, a z nim bogacą się jego mieszkańcy. Nie muszą emigrować, bo energia wprost rozsadza tę gospodarkę. Kiedy byłam tam pierwszy raz 15 lat temu, zachwyciła mnie uroda miasta i piorunująca mieszanka kulturowa. Kiedy trzeci  raz, i mogłam porównać  co się w tym czasie zmieniło, złapałam się za głowę! Tempo rozwoju dla Europejczyka niewyobrażalne! Wystarczy wjechać o zmroku na taras widokowy słynnego hotelu w kształcie łodzi Marina Bay Sands, żeby mieć jakieś pojecie o bogactwie i potędze Singapuru. Od horyzontu do horyzontu wysokościowce, jakie chciałby mieć Londyn i Manhattan. Banki, biurowce, hotele, błyszczące czystością centra handlowe, bloki mieszkalne wielkiej architektonicznej urody, z tak niekonwencjonalnym wykorzystaniem szkła drewna, wody i zieleni, że nawet bywały w świecie Europejczyk otwiera gębę ze zdumienia. Stąd nie tylko „widać jutro”, stąd Europa wydaje się starą, ubogą krewną z prowincji, a – biorąc pod uwagę wiek populacji – domem starców.

My tu, w Europie mamy swoje pytania: wolność czy bezpieczeństwo? Azja inaczej postawiła sprawę: wolność czy zamożność? I próbuje łączyć te dwa elementy według lokalnej receptury. Przecież tak działają Chiny. Ojciec założyciel singapurskiej państwowości Lee Kuan Yew chyba nieźle tę recepturę przetestował.

Felieton ukazał się na portalu SDP

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.