Gdyby to był mecz bokserski, trzeba byłoby powiedzieć, że Netanjahu znokautował Obamę…

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Izraelem od kilkudziesięciu lat nie były tak napięte jak obecnie.

Duży wpływ ma na to wzajemna niechęć przywódców obu krajów: Baracka Obamy i Benjamina Netanjahu. Ostatnio doszło między nimi do dwóch starć, z których zwycięsko wyszedł premier Izraela.

3 marca tego roku Benjamin Netanjahu, wbrew woli prezydenta USA, wygłosił przemówienie w Kongresie USA. Amerykańskie media nazwały to wydarzenie siarczystym policzkiem wymierzonym lokatorowi Białego Domu. Izraelski premier przyleciał bowiem do Waszyngtonu nie na zaproszenie Baracka Obamy, lecz przewodniczącego Izby Reprezentantów Johna Boehnera z Partii Republikańskiej.

Jeszcze większym upokorzeniem dla prezydenta USA była treść przemówienia Netanjahu, który nie zostawił suchej nitki na obecnej bliskowschodniej polityce Obamy. Ze szczególną krytyką spotkały się zwłaszcza starania obecnej administracji amerykańskiej, by za wszelką cenę zawrzeć porozumienie z Iranem. Wiadomo, że Obama chce przejść do historii jako mąż stanu, który doprowadził do pokoju nie tylko z Hawaną, lecz także z Teheranem. Wie, że ma coraz mniej czasu do końca swej kadencji, więc spieszy się i jest gotów zgodzić się na daleko idące ustępstwa.

Tymczasem Netanjahu przypomniał amerykańskim parlamentarzystom, że nie można zawierać porozumienia z Iranem, dopóki finansuje on dżihad, kontynuuje swój program atomowy, dąży do zniszczenia Izraela, zaś Stany Zjednoczone uważa za “Wielkiego Szatana”. Izraelski premier nazwał złudzeniem nadzieje Białego Domu, iż dzięki konfliktowi z Państwem Islamskim Teheran zbliży się politycznie do Waszyngtonu:

Nie oszukujcie się. Wojna między Iranem a ISIL nie przekształci Iranu w sojusznika Ameryki. Iran i ISIL walczą o prymat wśród wojującego islamu. Jeden nazywa siebie Republiką Islamską, a drugi – Kalifatem Islamskim. Oba chcą jednak stworzyć wojujące imperium islamskie, początkowo na Bliskim Wschodzie, a później – na całym świecie. Oni po prostu nie mogą się dogadać, kto ma rządzić tym imperium. W tej grze o tron nie ma miejsca ani dla Ameryki, ani dla Izraela, ani dla chrześcijanina, ani dla Żyda, ani dla muzułmanina, który nie poddaje się średniowiecznemu obskurantyzmowi – nie ma w nim miejsca dla praw kobiet ani wolności obywateli. Kiedy więc mowa jest o Iranie i ISIL, to wróg twojego wroga jest twoim wrogiem.

To nie był jednak koniec upokorzeń Obamy, ponieważ cytowane wyżej słowa, podobnie jak inne zdania Netanjahu, spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem amerykańskich parlamentarzystów. Przemówienie było wielokrotnie przerywane brawami. Na tak życzliwe przyjęcie w budynku Kongresu Obama już dawno nie może liczyć. Szczególnie bolesne dla obecnego prezydenta musiało być to, że izraelskiego gościa oklaskiwali na stojąco zarówno republikanie, jak i demokraci.

Jak by tego było, na koniec Netanjahu rzucił otwarte wyzwanie Obamie. Dał wyraźnie do zrozumienia, że nawet jeśli Ameryka zawrze pokój z Iranem, to Izrael nie zaakceptuje tego i zniszczy program atomowy Teheranu. I to również spotkało się z wybuchem entuzjazmu wśród amerykańskich kongresmenów!

Z Białego Domu docierały przecieki, że Obama nie zamierza otwarcie polemizować z Netanjahu, ponieważ uważa jego dni w fotelu premiera za policzone i czeka na zmiany na szczytach władzy w Izraelu. Miały one nastąpić podczas przedterminowych wyborów parlamentarnych, wyznaczonych na 17 marca.

Z ujawnianych ostatnio przez amerykańskie media danych wynika, że Obama nie zamierzał biernie czekać na wynik tego starcia. Włączył się w kampanię wyborczą, by nie dopuścić do zwycięstwa prawicowego Likudu i reelekcji Netanjahu. Wiadomo, że Departament Stanu USA wydzielił dofinansowanie w wysokości 350 tysięcy dolarów ruchowi o nazwie One Voice Movement, który z kolei powołał do życia izraelską inicjatywę V15, jaka zorganizowała kampanię “Byle nie Bibi” (Bibi to zdrobnienie imienia premiera Netanjahu). Zdaniem mediów, w akcję zaangażowani byli bliscy współpracownicy Obamy, na czele z byłym szefem jego prezydenckiej kampanii – Jeremy’m Birdem.

To wszystko spowodowało, że republikańscy senatorzy Ted Cruz z Teksasu i Lee Zeldin z Nowego Jorku podnieśli tę kwestię na forum Senatu. Ich zdaniem niedopuszczalne jest wykorzystywanie pieniędzy amerykańskich podatników do walki przeciw sojusznikowi Stanów Zjednoczonych. Nie wykluczają, że dochodzeniem w tej sprawie powinna zająć się komisja Kongresu, by wyjaśnić finansowe, organizacyjne i propagandowe zaangażowanie amerykańskiego państwa w izraelskie wybory.

Administracja Obamy ma więc kolejny kłopot. Musi się tłumaczyć ze swego zaangażowania w izraelską kampanię. Na dodatek – jakby tego było mało – Likud wygrał jednak wybory i Netanjahu ponownie zostanie premierem. O jego zwycięstwie przesądziła także krytyka poczynań Obamy, którego politykę bliskowschodnią większość Izraelczyków uważa za katastrofalną. Wszystko wskazuje więc na to, że wkrótce znów usłyszymy o napięciach między obu panami.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.