„Zatęsknimy za Putinem….” – czyli propaganda stara jak świat

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Nie będę się wypowiadał na temat tego, co stało się z „tajemniczo znikniętym” Putinem. Po prostu nie wiem, a jego parodniowa na razie nieobecność może być naprawdę polityczna, ale też spowodowana jakimś kompletnie prozaicznym czynnikiem. Ale warto, sądzę, zastanowić się nad niektórymi będącymi owocem tej sytuacji spekulacjami medialnymi i okołomedialnymi. Dotyczącymi tego, co by się stało, gdyby owo zniknięcie okazało się być definitywne.

Przez media zachodnie, a i polskie, przewaliła się otóż fala komentarzy w stylu: módlmy się, by Putin wrócił. Bo jak nie, to… będzie gorzej. Nastąpi, rozumiem, jakiś niesprecyzowany horror. Władzę obejmą jakieś demony, przy których WWP był niemal Matką Teresą. I… w zasadzie nie wiadomo, co zrobią. Pewnie spalą świat w atomowym ogniu. Bo tak im każe ich natura…

No cóż, nie będę udawał, że orientuję się w tym, jaki jest aktualny stan bójki buldogów pod kremlowskim dywanem. Co więcej – nie wiem (jak i nikt nie wie) jakie właściwie buldogi z jakimi się tam gryzą. Ale skoro tak, skoro nikt nic nie wie (a nie wie, i nikt ani w Rosji, ani na Zachodzie nie wychodzi poza spekulacje; putinowski Kreml jest niezwykle szczelny) – to na jakiej niby podstawie mamy snuć wizję nieuniknionego podobno zwycięstwa „sił, jeszcze gorszych od Putina”…?

Po pierwsze, może być bardzo różnie. W ciągu ubiegłych miesięcy parokrotnie dawały o sobie znać te wpływowe przecież siły rosyjskiego establishmentu, które nie są zadowolone z sytuacji konfrontacji z Zachodem i coraz szybszego schodzenia Rosji na jakieś aberracyjne szlaki. Można tu wymienić szefa największego banku – Sbierbanku – Germana Grefa, byłego wieloletniego ministra finansów Aleksieja Kudrina i jeszcze innych. A mają oni z pewnością milczące poparcie sporej części rosyjskich elit, którym nie w smak zimna wojna, choćby dlatego że utrudnia im ona konsumpcję pozyskanych przez ostatnie kilkanaście lat dóbr (nie mówiąc już o obawach co do konsekwencji, jakie przynieść ona może dla kraju).

Nie mówię, że ci ludzie na pewno zwyciężą, ani też że ich ewentualna wiktoria byłaby czymś jednoznacznie dobrym. Zwracam tylko uwagę na to, że wizja w myśl której na Kremlu albo będzie rządził Putin, albo jakiś obłąkany wielkoruski nazista w mundurze jest po prostu nieprawdziwa. Są bardzo różne możliwości.

To po pierwsze. Po drugie – nawet już samo zdestabilizowanie państwa, pozbawienie go czytelnego przywództwa oznaczałoby osłabienie Rosji. Czyli dla nas dobrą wiadomość.

A po trzecie – sugerowanie, że aktualnie rządzący Kremlem to najlepsza z realnych alternatyw, w dodatku zagrożona, bo czają się na nich jakieś straszliwe jastrzębie, więc najrozważniejsze co Zachód może zrobić to dogadać się z Moskwą teraz, żeby za chwilę nie mieć do czynienia z wariatem z nożem – to bardzo stara metoda rosyjskiej i radzieckiej propagandy. Stosowana z większymi lub mniejszymi sukcesami nawet przez Stalina. Na łamach tygodnika „WSieci” przypominałem już kiedyś, że gdy w 1940 roku w Moskwie toczyły się pertraktacje radziecko-fińskie, Anastas Mikojan, Ormianin i członek ścisłego kremlowskiego kierownictwa, w czasie przerwy przeprowadził krótką „poufną” rozmowę z przedstawicielem Helsinek.

— Słuchajcie, ci Rosjanie zupełnie oszaleli! – wyszeptał Finowi do ucha. – Są przepojeni żądzą wojny, chcą totalnie zniszczyć wasz kraj. My, ludzie z Kaukazu (chodziło oczywiście o członków radzieckiego kierownictwa pochodzących z tego regionu – PS) powstrzymujemy ich z najwyższym trudem, ale nie wytrzymamy długo…

Tak potrafili postępować nawet za Stalina, gdy dla każdego normalnego człowieka było jasne, że Rosją rządzi jedna ręka i jeden mózg. Tym intensywniej zaczęli stosować tę metodę potem, gdy (za Breżniewa) rządziło już naprawdę „kolektywne kierownictwo”. I tym łatwiej działać tak obecnie, gdy, jak już napisałem, Kreml jest bardzo szczelny i potrafił już parokrotnie oszukać cały świat (np.przy kwestii rzekomego sporu o to, czy Putin wróci na stanowisko prezydenta po kadencji Miedwiediewa w 2012 roku), więc wszyscy uważają wszystko za możliwe.

Pamiętajmy – kiedy słyszymy, że za chwilę będziemy żałować Putina, powinniśmy zdawać sobie sprawę, że rosyjskiej propagandzie bardzo zależy, żebyśmy tak właśnie myśleli.

Autor

Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci Na chłodne dni... ciepłe e-booki w prezencie! Sprawdź subskrypcję Premium wPolityce.pl   Sieci

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych