Wielka Brytania w przedwyborczej gorączce

sxc.hu
sxc.hu

Na Wyspach Brytyjskich trwa odliczanie. Do wyborów parlamentarnych już tylko 59 dni i temperatura wciąż rośnie.

Wsparcie dla Partii Konserwatywnej jest na najwyższym poziomie od dwóch lat, wyniki badań ośrodka badania opinii publicznej ICM na zlecenie Guardiana, dają konserwatystom 36% poparcia, 6% w górę w ciągu miesiąca, podczas gdy Labour Party ma 32%, jeden procent mniej niż miesiąc temu. Opinion polls wskazują poparcie dla Niepodległej Partii Zjednoczonego Królestwa na wysokości 9%, a Green Party 7%, o dwa mniej niż poprzednio. Inny znany ośrodek Ipsos MORI ogłosił, że Partia Konserwatywna i Partia Pracy idą łeb w łeb, a Populus daje laburzystom 33, a konserwatystom 31%. Widać więc, że szanse obu wiodących partii są mniej więcej wyrównane, i że nadchodzące wybory mogą być jednymi z najbardziej nieprzewidywalnych w ciągu ostatnich kilku dekad. Dookoła - spore zamieszanie. Jedne wyniki badań mówią o zmęczeniu społeczeństwa establishmentem partyjnym i „swingu” zwolenników dużych partii do mniejszych, bardziej wyrazistych i radykalnych  jak UKIP i Zieloni, a drudzy – o odchodzeniu części elektoratu z partii mniejszych do dużych, aby  nie stracić głosu. Bałagan informacyjny trwa.

Dwa najpoważniejsze problemy Wielkiej Brytanii, to deficyt budżetowy i imigracja, dwa inne, niemniej ważne, to wojna z islamskim terroryzmem, który przenosi się na teren Europy, i demontaż państwa opiekuńczego, który przeciąga się i ślimaczy, a wyborcy domagają się bardziej zdecydowanych działań. Premier Cameron, sięgając po elektorat Partii Pracy, śle w stronę obywateli bardzo mieszane, zdarza się, że wykluczające się sygnały, które brakiem społecznego radykalizmu zniechęcają jednych, a jego nadmiarem bardzo denerwują drugich. Wciąż wierzy, że - jak kiedyś Tony Blair, któremu udało się podebrać część elektoratu konserwatystom - teraz on zdobędzie głosy przynajmniej paru procent tych, którzy „serca mają po lewej stronie”. Wynik majowych wyborów może być dla wielu dużą niespodzianką.

A oto przykłady mieszanych sygnałów, które dają nadzieję laburzystom, a irytują konserwatystów – tradycjonalistów, teraz nie tylko w back, ale i front benchers, w rządzie Davida Camerona.

Kiedy arcybiskup Canterbury Justin Welby podczas wizyty prezydenta Gaucka „wyraził głęboki smutek i żal”, czyli faktycznie przeprosił za zbombardowanie 70 lat temu Drezna przez aliantów, Cameron powiedział: ”Dla mnie ludzie, którzy służyli w Bomber Command są bohaterami naszego kraju i odegrali ważną rolę w II wojnie światowej”. W podobnie patriotycznej tonacji wypowiada się, kiedy pani prezydent Cristina Kirchner podnosi kwestię przynależności Falklandów do Argentyny. Jest najwyraźniej spadkobiercą patriotycznej tradycji premier Thatcher, która słuchając tych słów, byłaby z niego dumna. Ale już jego reakcja na masakrę w redakcji „Charlie Hebdo” czy ostatnią strzelaninę  w Kopenhadze, które nazwał „przerażającym atakiem na wolność słowa”, to przymykanie oczu na wojnę cywilizacji, która toczy się przecież i w jego kraju. Kiedy dotarł do nas news o ścięciu w Libii 21 egipskich chrześcijan, jako pacyfista potępił ten akt barbarzyństwa i zapowiedział, że „Libia nie może się stać bezpiecznym schronieniem dla terrorystów”. Ale, jak zwykle, wszystko skończyło się na frazesach: ”Nasze władze podjęły już na ten temat rozmowy z władzami egipskimi”. W sprawie wojny na Ukrainie premier także wykazuje daleko idącą wstrzemięźliwość,  ma w nosie wojnę obronną, jaką prowadzi Ukraina, zrujnowany region i dramat setek tysięcy ludzi. I tylko, robiąc wojownicze miny, „ostrzega liderów Unii Europejskiej, aby stali mocno na stanowisku utrzymania sankcji wobec Rosji”. Nie musi nawoływać, bo będą stali tak długo jak się da, a potem je poważnie zmniejszą. A wysłanie na Ukrainę 75 żołnierzy - instruktorów, niczego nie zmienia. Wyobrażam sobie, jak podobną defensywną politykę zagraniczną podsumowałaby pani premier Thatcher, która nie znosiła „posh boys” i wciąż zarzucała im brak patriotyzmu, zdecydowania, ba, moralnego kręgosłupa! Polityka zagraniczna rządu Camerona daleko odżeglowała od  tej odważnej i zdeterminowanej, uprawianej przez konserwatystów w okresie thatcheryzmu.

Ostatnio 52 lewicowych biskupów – na Wyspach też mamy podział na „kościół łagiewnicki i toruński”, czyli tradycjonalistów i modernistów – skrytykowało rząd Davida Camerona za to, że „ludzie coraz bardziej oddalają się od polityki” i zaapelowało  o „nową wizję moralną kraju”. Ale, jak to bywa u lewicowców, hasła zawarte w liście są tak ogólnikowe, że nie bardzo wiadomo o co chodzi. Bo po co wzywać o nową moralną wizję, skoro wystarczy, żeby ta „stara” była przez kościół anglikański respektowana? Czy niedawna decyzja anglikańskiego episkopatu, zielone światło dla wyświęcania kobiet – księży  na biskupów, to jest już ta nowa wizja czy jeszcze stara, wydanie poprawione? Cameron, który wciąż deklaruje poparcie dla wszelkich reform Church of England, odpowiedział trochę dookoła: ”Mam nadzieję, że kościół powita z radością to że mój rząd pomaga kreować nowe miejsca pracy, ciąć podatki i rozwijać gospodarkę. Bo praca przynosi godność, daje samodzielność, a także pozwala na utrzymanie rodziny, budować nie tylko mocniejszą gospodarkę, ale i silniejsze społeczeństwo”. Ale co ten list biskupów w istocie znaczy, wskazała konserwatywna posłanka Nadine Dorries: ”To niepotrzebna ingerencja lewicy, i kościół anglikański powinien raczej interweniować w sprawach, w których ludzie oczekują jego głosu jak aborcja czy eutanazja”. W dodatku Cameron jak ognia unika wypowiedzi na tematy głosowane zgodnie z klauzulą sumienia, jak aborcja, eutanazja, In vitro, eksperymenty z komórkami macierzystymi, a ostatnio ustawa „dziecko trojga rodziców”, którą właśnie poparł. Lewicowi biskupi także nabrali wtedy wody w usta.

Czym Cameron w tej kampanii chwali się bez końca, to stan brytyjskiej gospodarki, która po prostu kwitnie, a Londyn i inne miasta, to jeden wielki plac budowy. Drugim przedmiotem dumy premiera jest postęp w demontażu welfare state, państwa opiekuńczego, rozdmuchanego podczas 13 lat rządów labourzystów. Reforma systemu socjalnego trwa, ostatnio w Izbie Gmin pojawił się projekt ustawy, by młodzi, 18 – 21 lat, którzy chcą dostać zasiłki, najpierw przepracowali 6 miesięcy społecznie, 30 godzin tygodniowo plus 10 godzin na poszukiwanie zatrudnienia. „Bezrobotni potrzebują dyscypliny” - twierdzi jak najsłuszniej Cameron. Jednak zważywszy skalę choroby, to jest bardzo łagodna terapia. Mówi się także, że alkoholicy, narkomani i … ludzie otyli pobierający zasiłki, jeśli nie rozpoczną leczenia, będą pozbawieni do 100 funtów tygodniowo. I tu znowu Cameron mówi głosem pani Thatcher, że te grupy mocno obciążają budżet państwowej służby zdrowia oraz system socjalny, i ze to się musi skończyć. Ale założę się, że zaraz podniesie się krzyk lewicy, i pomysł nawet nie przerodzi się w projekt ustawy. Pięć lat temu w swoim manifeście wyborczym Cameron obiecał obniżenie kwot przyjmowanych imigrantów z 250 do kilkudziesięciu tysięcy, nic się nie zmieniło, a teraz premier powtarza, że zrobi to, kiedy konserwatyści wygrają majowe wybory.

Generalnie, przez te pięć lat niewiele się zmieniło, a „modern compassionate conservatism” podejrzanie mocno przypomina program Partii Pracy. Wprawdzie było wiele marsowych  min, Cameron jest niezłym aktorem i dobrze, sugestywnie mówi, jego wyborcy coraz głośniej upominają się o konkrety, których nawet teraz, w gorącym okresie przedwyborczym, jakoś nie widać. Za to widać coraz większy rozdźwięk między dwoma bazowymi punktami programu konserwatystów: brytyjska gospodarka kwitnie, konserwatywne wartości moralne więdną. Wydaje się, że brytyjski konserwatyzm idzie do przodu na jednej nodze. Ciekawe, jak daleko zajdzie?

Tekst ukazał się w serwisie SDP.PL.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.