Szczerski: Tusk w Brukseli jest traktowany jako Mr Nobody. "Trzeba Niemcom i Francuzom jasno mówić o roli Polski ws. Ukrainy!" NASZ WYWIAD

Flickr
Flickr

Trzeba jednoznacznie powiedzieć naszym partnerom z Berlina i Paryża, że pokój na wschodzie jest niemożliwy bez udziału i doświadczenia Warszawy

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl poseł Krzysztof Szczerski.

wPolityce.pl: Panie pośle, czy politykę Viktora Orbana wobec Rosji trzeba traktować jako błąd?

CZYTAJ TAKŻE: Szczerski: Orban popełnia błąd, ale nie popadajmy w histerię

Krzysztof Szczerski, PiS: Tak - z dwóch powodów. Po pierwsze to błąd dlatego, że Orban daje Putinowi pole, by przy milczącej aprobacie Węgier, rosyjski przywódca wygłaszał na terenie Budapesztu swoje kalki propagandowe w kontekście Ukrainy. Orban chcąc nie chcąc legitymizuje je, stojąc w milczeniu obok Putina.

Drugim powodem - o wiele ważniejszym, którym powinna zainteresować się Polska - jest to, że polityka Orbana wpisuje się w problem rozbicia środkowej Europy. I z punktu widzenia Warszawy jest to najważniejsze. Nie przejmowałbym się pytaniem o izolację Orbana – bo nikt w Unii Europejskiej na poważnie tego nie robi – czy o rzekome „faszystowski” styl prowadzenia polityki. To brednie. Problem leży gdzie indziej – mamy rozbitą Grupę Wyszehradzką, a Warszawa jest na politycznym aucie. Coś, co było budowane jako siła tego regionu – z Polską jako głównym zwornikiem – dzisiaj nie istnieje.

To stary spór - rząd Platformy odpuścił mocne zaangażowanie w Europie Środkowo-Wschodniej po to, by wejść w główny nurt zachodnioeuropejskiej polityki.

Tylko, że Berlin dogadał się z Moskwą ponad naszymi głowami! Nieprawdą jest mit, że istnieje Trójkąt Weimarski, więc możemy się nie przejmować Grupą Wyszehradzką, ponieważ jesteśmy mocarstwem w towarzystwie Francji i Niemiec. To fikcja. Do Mińska pojechał duopol Paryż-Berlin, a nie Trójkąt Weimarski. Polska jest dziś poza wszystkimi procesami decyzyjnymi – już nie tylko w całej UE, ale nawet w naszym regionie. Stan histerii wokół wizyty Orbana pokazuje, że nie prowadzimy nawet poważnego dialogu środkowoeuropejskiego. To realny problem – jeśli my nie zaczniemy znowu spajać środkowej Europy, to będziemy na aucie.

Pytanie brzmi, czy choćby tę Europę środkową da się dzisiaj zjednoczyć. Węgry działają na własną rękę, Czechy i Słowacja także…

Bez polskiego pomysłu rzeczywiście to będzie niemożliwe. Polska „straciła” wpływ na ten region nie dlatego, że zrobiła coś złego, tylko dlatego, że po prostu się wycofała. Skoro nie ma inicjatywy Warszawy, to wokół czego mają się zbierać pozostałe kraje? Na własne życzenie pozbawiliśmy się instrumentu, który był w naszych rękach naprawdę ważnym argumentem.

Obrońcy rządu powtarzają, że dziś takiej polityki nie da się prowadzić A wracając do Mińska – słyszymy, że musielibyśmy firmować niestabilny pokój i dać twarz tej fikcji.

To niepoprawna logika. Gdyby Warszawa była podmiotem polityki, to nie byłoby żadnych rozmów w Mińsku, tylko w Warszawie.

Brzmi to jeszcze gorzej, jeśli efekty miałyby być podobne, to Warszawa byłaby prostym skojarzeniem do działań wojennych.

Ale dlaczego efekty miałyby być podobne? Rezultat takich rozmów mógłby być całkowicie inny. Problem leży w mentalności naszych rządzących - jeśli oni mają wizję, że nasza ewentualność przy stole sprawiłaby, że że mamy być tylko żyrantem, to faktycznie nie ma to sensu, ale to zupełny upadek państwa, bo oznaczałby, że nie mamy nic do powiedzenia. Mówię o czymś innym – sytuacji, w której Polska ma wizję prowadzenia realnej polityki, przedstawia konkretne rozwiązania i pomysły, a Zachód musi się do tego odnieść i je podjąć. To naprawdę możliwe – trzeba tylko chcieć, próbować, działać.

Proszę zwrócić uwagę – Lech Kaczyński stworzył ten chleb ze znacznie gorszej sytuacji, a ulepił z tego chleb, gdzie Europa Środkowa stawiła się jak jeden mąż w obliczu agresji na Gruzję, ws. konfliktu energetycznego. Mało tego, stawiam tezę, że gdyby Polska prowadziła politykę, którą realizował Lech Kaczyński, to moglibyśmy zapobiec agresji Putina. Gdyby Lech Kaczyński nie był sabotowany przez polski rząd w 2007 roku, to odpowiedź Zachodu wobec rosyjskiej agresji na Gruzję mogłaby być bardziej wyraźna, a sam Putin miałby wyższy płot do przeskoczenia w kontekście kolejnych agresji.

I projekt, w którym Angela Merkel podczas każdej wizyty do Moskwy zatrzymuje się w Warszawie na konsultacje jest realny?

Odpowiem inaczej - proszę zwrócić uwagę, że kryzys pomiński jest tragiczny dla Ukrainy, ale jest też szansą dla naszej dyplomacji. Trzeba powiedzieć, że koncert mocarstw, jaki obserwowaliśmy w Mińsku – bez udziału Polski i państw całego regionu – nie zdaje egzaminu i prowadzi do klęski i rozpadu regionu. Że trzeba działać solidarnie i odważnie. Trzeba jednoznacznie powiedzieć naszym partnerom z Berlina i Paryża, że pokój na wschodzie jest niemożliwy bez udziału, ekspertyz i doświadczenia Warszawy. Mówiłem o tym przed Mińskiem, gdzie była szansa na zablokowanie tej inicjatywy – ale skoro ten szczyt się już odbył i nie przyniósł pozytywnego skutku, to tym bardziej dziś trzeba to podnieść.

W deklaracjach brzmi dobrze - ale czy naprawdę jest dziś w Polsce potencjał, by wpłynąć na postawę Berlina czy Paryża?

To pytanie o polską siłę i przywództwo. Grzegorz Schetyna zrobił wiele, by zdezawuować się jako ważny uczestnik polityki zagranicznej, Bronisław Komorowski na własne życzenie uczynił się postacią zbędną przy negocjacjach i polityce UE, a Ewa Kopacz z jej polityką chowania się w domu jest więcej niż groteskowa. Ale pamiętajmy, że mamy jeszcze Donalda Tuska – potencjalny atut w postaci szefa Rady Europejskiej.

Gdy obejmował stanowisko, słychać było głosy, że jego pozycja będzie zależna od tego, na ile on sam będzie chciał się „rozepchnąć”. Brakuje jego stanowiska.

Zgadza się. Donald Tusk w Brukseli to Mr Nobody – proszę zwrócić uwagę, że on nie zwołuje szczytów Rady Europejskiej. Dlaczego? Ano dlatego, że musiałby powiedzieć Angeli Merkel i Francois Hollande’owi, że ponieśli porażkę. Tusk jest jednak totalnie podporządkowany polityce Niemiec i Francji i nie pozwala sobie na taki ruch. Dzisiaj Steinmeier powiedział, że porozumienie mińskie jest realizowane w 80% - jeśli taka narracja wygra, której sprzyja bierność Tuska i Polski, to przypudrujemy fakt, że Mińsk się nie udał po to, by wzmocnić przywództwo Niemiec w Europie. Ceną za to będzie pogorszenie się sytuacji na Ukrainie, pogorszenie roli Polski i rozpad sojuszu państw Europy Środkowo-Wschodniej. Musimy zacząć działać.

Rozmawiał Marcin Fijołek

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.