Co dalej z Ukrainą? Analiza eksperta Ośrodka Studiów Wschodnich: "To jest wojna na wyniszczenie - nie tylko Donbasu, ale całej Ukrainy”. NASZ WYWIAD

PAP/EPA
PAP/EPA

Merkel i Hollande zarwali noc, przez kilkanaście godzin negocjując w Mińsku szczegółowe warunki porozumienia. To naturalne, że walczą o jego uratowanie. Tym bardziej, że przy okazji ratują własną twarz jako pośredników – mówi w rozmowie z wPolityce.pl wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Adam Eberhardt.

wPolityce.pl: Wszyscy mówią, że to Putin wygrał w Mińsku. Tylko po co Rosji rozejm, skoro go łamie?

Adam Eberhardt: To element presji psychologicznej. W interesie Rosji leży obnażenie bezradności władz Ukrainy oraz jej armii. Chodzi o ośmieszenie prezydenta Poroszenki jako polityka nieskutecznego oraz zwiększenie podziałów na Ukrainie, zarówno poprzez sianie defetyzmu, ale też wzmacnianie nastrojów radykalnych. Nawet jeżeli będą one miały wyraźnie antyrosyjskie ostrze, to doraźnie mogą służyć interesom Kremla. Ukraina jest w trudnej sytuacji militarnej i bliska załamania gospodarczego. Do tego dochodzi niby-rozejm, w czasie którego giną ukraińscy żołnierze. Wzniecenie konfliktu wewnętrznego na tle strategii wobec Rosji, dodatkowo służyłoby planom Kremla anarchizacji Ukrainy. W ostatnich miesiącach wojna obronna konsolidowała społeczeństwo ukraińskie; Putin stara się więc to zmienić.

Putinowi nie chodzi więc tyle o zdobycie Donbasu co o trwałą destabilizację Ukrainy?

Oczywiście. Siły rosyjskie zajmują kolejne miasta Donbasu nie po to, żeby zwiększyć swój stan posiadania w regionie i mieć więcej emerytów do wykarmienia. Szturmowane obecnie Debalcewe jest ważnym węzłem komunikacyjnym położonym między Donieckiem a Ługańskiem, ale nie tylko dlatego stało się obiektem rosyjskiego ataku. Zajęcie otoczonego wcześniej Debalcewa jest instrumentem politycznym w większym stopniu niż celem militarnym. Chodzi o osłabienie morale ukraińskiej armii i społeczeństwa, podobnie jak miało to miejsce po masakrze żołnierzy ukraińskich w kotle pod Iłowajskiem w sierpniu zeszłego roku. Fakt, że tylko 20 proc. Ukraińców wezwanych do mobilizacji zgłasza się do punktów poboru, to dobry zwiastun dla Putina.

Podczas gdy walki na Ukrainie trwają, a nawet nasilają się wokół Debalcewe, Merkel i Hollande organizują misję obserwacyjną OBWE, która ma nadzorować przestrzeganie rozejmu. Dlaczego Zachód udaje, jakby nic się nie stało?

Merkel i Hollande zarwali noc, przez kilkanaście godzin negocjując w Mińsku szczegółowe warunki porozumienia. To naturalne, że walczą o jego uratowanie. Tym bardziej, że przy okazji ratują własną twarz jako pośredników. Nie przypuszczam, żeby przywódcy zachodni byli nadmiernie naiwni i wierzyli, że podpisany w zeszłym tygodniu rozejm zakończy wojnę. Ich intencją było zawieszenie broni, które pozwoliłby stopniowo wciągnąć Putina w dialog polityczny, a tym samym utrudnić mu powrót do scenariusza militarnego. Ale Putin oczywiście nie chce sobie pętać rąk kompromisem, walczy o większą pulę. Ostentacyjnie ignorując zawarty dopiero co rozejm, Rosja z olbrzymim tupetem pokazuje Zachodowi, że tylko strategiczne ustępstwa mogą okazać się skuteczne. W rezultacie Putin, moim zdaniem niepotrzebnie, zwiększa niechęć państw zachodnich. Już 78 proc. Niemców uważa, że Rosja jest partnerem, któremu nie można ufać. Ostentacyjne łamanie kolejnego porozumienia mińskiego jest elementem, który być może zwiększy strach przed Rosją, ale jednocześnie będzie np. argumentem na rzecz utrzymania sankcji.

Mnożą się głosy mówiące o nowym Monachium, a nawet nowej Jałcie. Czy ta groźba jest realna? I czy rzeczywiście Zachód negocjując z Putinem i godząc się na jego warunki, doprowadzi do rozbioru Ukrainy?

Oczywiście Rosja chciałaby podyktować warunki pokoju nie tylko bez udziału USA, UE czy Polski, ale najchętniej również bez udziału samej Ukrainy. Byliśmy świadkami rosyjskich prób prowadzenia rozmów w trójkącie Moskwa-Berlin-Paryż. Doniesienia z Mińska na szczęście nie wskazują jednak, by kanclerz Merkel grała rosyjską grę i zwiększała presję na Ukrainę. Jak bardzo bym nie był krytyczny wobec braku stanowczości Zachodu, np. w kwestii dostarczania broni Ukrainie czy zaostrzania sankcji wobec Rosji, wciąż nie widzę po stronie Zachodu nastroju Monachium. Dużo bardziej ustępliwy wobec Kremla był np. prezydent Sarkozy w czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku. Merkel jest świadoma zagrożeń dla bezpieczeństwa Europy wychodzących od Rosji, choć oczywiście Niemcy nie odejdą od swej fundamentalnej doktryny, że równolegle z presją należy w ramach możliwości podtrzymać dialog z Kremlem, bo bezpieczeństwo Europy da się budować tylko z Rosją, a nie przeciwko niej.

To właśnie jest niepokojące. Na co Niemcom Rosja w europejskiej architekturze bezpieczeństwa? To jak wpuszczenie lisa do kurnika..

To jest fundament polityki niemieckiej, sięgający jeszcze zimnej wojny i lat siedemdziesiątych. W niemieckiej elicie w ostatnich miesiącach zaszły godne pochwały zmiany dotyczące postrzegania Rosji, ale również one mają swoje granice. Merkel będzie usiłować utrzymywać otwarte kanału dialogu z Rosją bez względu na to ile razy Putin ją oszuka. Nie dziwne, że Kreml stara się grać niemiecką „strategiczną cierpliwością”. Nic tak nie zachęca Putina do eskalacji konfliktu jak europejski strach przed eskalacją konfliktu.

Pozostaje pytanie: co dalej z tą Ukrainą? Putin nie za bardzo może się wycofać, by nie okazać słabości, Zachód jest pasywny, a Kijów osłabiony gospodarczo i militarnie. Do czego to może doprowadzić?

To jest wojna na wyniszczenie. Nie Donbasu, tylko całej Ukrainy. Wojna o to, aby społeczeństwo ukraińskie uznało, że Rosji – chociaż dla większości Ukraińców jest coraz bardziej znienawidzonym wrogiem – należy ustąpić, bo inaczej będzie koszmar. Czy Putin odniesie sukces, czas pokaże. Nie zapominajmy, że Rosja również ponosi w tej wojnie wysokie koszty. Oprócz wrogości ukraińskiego społeczeństwa również bardziej wymierne. Myślę o rosyjskich żołnierzach, którzy giną na froncie, o finansowych kosztach utrzymywania Donbasu, o kosztach sankcji, które pewnie nie będą już zaostrzane, ale jeśli Rosja nie zmieni swej polityki, mogą zostać utrzymane. Rosja stara się te koszty minimalizować. Stąd zgoda na porozumienia mińskie, które ma ograniczyć intensywność konfliktu oraz zrzucić na Ukrainę odpowiedzialność finansową za sytuację w Donbasie. Pełna realizacja zapisów umowy przez Kijów może doprowadzić do napięć w społeczeństwie ukraińskim, a ich niepełna realizacja będzie dogodnym pretekstem dla Kremla, by obarczyć Ukrainę odpowiedzialnością za fiasko porozumienia pokojowego. Wobec obecnego szturmu separatystów na Debalcewo brzmi to oczywiście absurdalnie, ale w czasie wojny narrację i warunki narzucają silniejsi.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych