Zapowiedzi typu "Niemcy będą bronić Polski" to blef mający ratować wpływy Berlina nad Wisłą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/ rp.pl
fot. wPolityce.pl/ rp.pl

Niemcy nie mają zamiaru bronić Polski. Będą tu jedynie ćwiczyć i po ćwiczeniach wrócą do siebie. Na szczęście! Ale nie dlatego, żeby istniała realna groźba „ciosu w plecy” ze strony Niemiec, gdyby Rosjanie zaatakowali Polskę.

Można oczywiście wyobrazić sobie, że żołnierze Bundeswehry w razie napaści Rosjan „biorą pod opiekę” np. ludność niemieckojęzyczną na Opolszczyźnie i na mocy porozumienia z Moskwą powstaje „linia demarkacyjna” do złudzenia przypominającą przedwojenną polską granicę zachodnią. Ale dosyć. Takie pomysły mogą zrodzić się w głowach pełnych spiskowych teorii. Nie dojdzie do „17 września 39’” w wersji niemieckiej z wielu względów, a głównie dlatego, że na zachód od Odry stacjonują jeszcze wojska amerykańskie.

Niemieckie wojska są niepotrzebne polskiej doktrynie obronnej z bardzo prozaicznego powodu: nie będą one walczyć z Rosjanami. Z przyczyn historycznych, geopolitycznych i psychologicznych. Linia ewentualnego frontu NATO z Rosjanami byłaby najsłabsza na odcinku, gdzie stacjonowałyby oddziały Bundeswehry. Rosjanie prowadziliby silną kampanię propagandową skierowaną do żołnierzy niemieckich oraz ich rodzin. Odcinek natowskiego frontu antytalibskiego w Afganistanie najsłabszy był tam, gdzie stacjonowała Bundeswehra. Wahadło „wojenne” w niemieckich głowach przechyliło się w drugą stronę i teraz to są pacyfiści od kołyski. Niemcy, to oprócz Francji, najsłabsze ogniwo w strukturze obronnej NATO.

To dlaczego Niemcy wysyłają sygnały, że „będą bronić Polski”? Bo doskonale wiedzą, że ich dotychczasowa polityka wstrzemięźliwości wobec posunięć rosyjskich na Ukrainie rozbija ich wpływy polityczne w krajach takich jak Polska czy w państwach bałtyckich. Niemcy stali się bardzo niewiarygodni. Listy prorosyjskich intelektualistów i byłych kanclerzy, czy apele o uznanie Krymu za rosyjską własność, rozbijają wiarygodność sojuszniczą RFN w pył, bo każdy rozsądny człowiek wyobraża sobie, jakie listy mogą podpisać Gerhard Schröder i Helmut Schmidt, gdy rosyjskie wojska „wyzwolą” kraje bałtyckie.

Ćwiczenia, w których ma wziąć udział dwa tysiące żołnierzy Bundeswehry to blef mający uspokoić rosnącą falę niezadowolenia z polityki niemieckiej w regionie i ratować niemieckie wpływy.

Warto zwrócić uwagę, że Niemcy „chcące bronić Polski” są jednocześnie przeciwne militarnemu wzmocnieniu Ukrainy. Kanclerz Merkel już zapowiedziała, że jej kraj nie wyśle Ukraińcom nawet jednego pistoletu. A przecież dozbrojenie Ukraińców wydaje się być najlepszym sposobem, aby powstrzymać Kreml przed agresją na dalszą część Europy. Władcy Moskwy przejęli bowiem od rządzących niegdyś Rusią Mongołów prostą filozofię polityczną polegającą na tym, że muszą zobaczyć kawał porządnego kija nad głową, aby usiąść do negocjacji pokojowych.

Jest jeszcze jeden argument dowodzący, że Niemcy nie są sojusznikami Polski. To sprawa amerykańskiej „tarczy antyrakietowej”. Berlin mówi tu stanowcze i niezmienne „nein”. Skąd ten sprzeciw? Wszak baza z załogą amerykańską na ziemi polskiej, której podobno Niemcy „chcą bronić” to niezła gwarancja, że napastnik ze Wschodu będzie trzymał się od nas w bezpiecznej odległości. Otóż Niemcy nie chcą „tarczy” z krzyżujących się powodów, dla których nie chcą jej nad Wisłą także Rosjanie. Obu krajom zależy na utrzymaniu w Polsce próżni militarnej i stanu zagrożenia wśród Polaków. Próżnia militarna i stan zagrożenia pozwala Niemcom odgrywać rolę „obrońców”.

A do czego Kremlowi jest potrzebna w Polsce próżnia militarna? Bo z oczywistych względów bardzo mu odpowiada sytuacja, gdy wpływ na polską politykę zagraniczną ma „dbający o nasze bezpieczeństwo” Berlin. Przecież ten wpływ zaowocował tym, że po wyborach 2007 r, a zwłaszcza po kwietniu 2010 r. mieliśmy do czynienia z „resetem” w relacjach z Rosją, włącznie z propozycjami Radka Sikorskiego, aby włączyć Rosję w struktury NATO. A przecież w 2008 r. Rosja siłą wydarła Gruzji jej terytoria…

Dziś już nie ma śladu po „resecie”, ale wspólnota interesów Rosji i Niemiec w naszym regionie Europy na pewno nie skończyła się. Te dwa kraje nawet nie muszą niczego ze sobą bezpośrednio ustalać, bo rozumieją się bez słów. Choćby w tym, aby starać się o zachowanie nad Wisłą politycznego status quo.

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych