Gen. Polko: "Zostawili żołnierzy samych sobie i Rosję ogłaszają agresorem, co wiadomo już od dawna." Były dowódca GROM krytycznie o ukraińskiej strategii obronnej. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Ukraińskie „cyborgi” broniły się bardzo długo na donieckim lotnisku, ale w końcu uległy. O stanie i możliwościach ukraińskiej armii rozmawiamy z gen. Romanem Polko, byłym dowódcą GROM.

wPolityce.pl: Czy Ukraińcy mają tak słabą armię i dlatego są defensywie i widać, że sobie nie radzą z terrorystami, czy w grę wchodzą względy polityczne?

Gen. Roman Polko: Myślę, że mają słaby, albo w ogóle nie mają – systemu dowodzenia. Patrząc nawet na batalion Azow, który bronił lotniska donieckiego. Spędzili tam blisko rok, walczyli z dużym poświęceniem, przy dużych stratach. No ale nie otrzymali żadnego zaopatrzenia, logistyka szwankowała. Chyba nawet w czynnikach dowódczych nie pojawiła się myśl, że należy utrzymać ten punkt, żeby ktoś podmienił tych ludzi, zluzował. Trudno było już ta dłużej siedzieć, bo wszyscy zaczęli się zastanawiać jaki jest tego sens. To samo było na Krymie, gdzie w obliczu pojawienia się dywersantów było mnóstwo czasu na reakcję, a z Kijowa nie przychodziły żadne informacje, żadne rozkazy, nie mówiąc o konkretnym wsparciu.

Zostawili żołnierzy samych sobie i Rosję ogłaszają agresorem, co wiadomo już od dawna. Prezydent Poroszenko jeździ po świecie, prosi o pomoc, ale nie wiadomo jak można pomóc Ukraińcom, skoro tam nie ma spójnych planów obrony. Jeśli mowa jest o wysyłaniu jakichś żołnierzy polskich, to pojawia się podstawowe pytanie: dokąd ich wysyłać? W jakim celu? Pod jakim dowództwem? Kto będzie dbał o ich logistykę?

Nawet gdyby NATO chciało jakimś cudem pomóc Ukrainie to nie ma jak. To państwo najpierw musi pomóc sobie samo, musi zaangażować wszystkie swoje siły i środki, a nie doprowadzać do sytuacji, że walczą jedynie oddziały ochotnicze lub oddziały stworzone przez oligarchów, zaś wojska nie ma.

Mówi się o wysyłaniu broni, w radiu wspomniał o tym gen. Koziej. A ja chciałem przypomnieć, że po bitwie pod Gettysburgiem w amerykańskiej wojnie secesyjnej, którą gen. Lee przegrał przez własne rutyniarstwo, gdy zebrano całą broń konfederatów, to okazało się, że 90 procent karabinów jest naładowanych i w ogóle nie strzelały. A niektóre egzemplarze zostały nabite wielokrotnie. Otóż Ukraina ma broń, ma potencjał ludzki, ma ludzi, którzy chcieliby walczyć o własną ojczyzną. Ale nie ma pomysłu i nie ma nikogo, który by wlał w serca wiarę, że są w stanie osiągnąć sukces.

Czy Ukraina cierpi dziś stan wieloletniego związku z Rosją? Przeniknęły się narody, Moskwa ma tam wszędzie swoje aktywa ludzkie, także w armii, w sztabach.

Jasne jest, że w czasach sowieckich na Ukrainę był kierowany rosyjski oficer wraz z rodziną i już tam został. Ale można było przekonać takiego oficera do lojalności wobec powstającego państwa ukraińskiego, gdyby to państwo nie było systematycznie rozkradane. Największa zawiedziona nadzieja to chyba Pomarańczowa Rewolucja.

Miałem okazję dowodzić oddziałem ukraińskim, gdy byłem na misji w Kosowie, organizowałem ćwiczenia polsko-brytyjsko-ukraińskie, gdy byłem starszym oficerem operacyjnym w sztabie 6. Brygady Desantowo-Szturmowej w czasie, gdy armia sowiecka faktycznie się rozpadała i mam trochę obserwacji. Pamiętam też ćwiczenia Kozacki Step (odbywają się od 1996 r. co na południu Ukrainy). Żołnierze ukraińscy, którzy brali chleb do posiłku dziwili się, że mogą wziąć dowolną ilość, a nie tylko dwie kromki. To pokazywało jak ta armia funkcjonuje.

Gdy dowodziłem GROM-em i Ukraińcy chcieli z nami współpracować, to ja z niej zrezygnowałem, bo uznałem, że jest niemożliwa obserwując jak wyglądają tamtejsze relacje. Okazało się, że do dowódcy elitarnej jednostki ukraińskiej przyszedł jakiś oligarcha i dostał żołnierzy do wykonania jakichś zadań pozawojskowych, do jakiejś ochrony itp.

Jakie wnioski z wojny rosyjski-ukraińskiej powinni wyciągnąć polscy szkoleniowcy i sztabowcy?

Przede wszystkim mam nadzieję, że ubiegłoroczni reformatorzy pójdą po rozum do głowy i postanowili zbudować przejrzysty i prosty model dowodzenia. On nie był dobry, ale po ubiegłorocznej „reformie” jest jeszcze gorszy. Są trzy dowództwa, które odpowiadają za wszystko, ale tak naprawdę nikt nie jest za nic odpowiedzialny. Nie ma jakiegoś spoiwa, które łączyłoby to wszystko w jedną całość. Nowy „zreformowany” system dowodzenia jeszcze bardziej oderwał żołnierzy od dowództwa i na tym może polec Ukraina. Żołnierze chcą walczyć, ale nie mogą się doczekać rozkazy, a gdy one już dojdą to są niespójne.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych