Przestroga przed islamofobią czyli stare koleiny

fot.encompassingcrescent.com
fot.encompassingcrescent.com

Debata publiczna we Francji po zamachach  z 7 – 9 stycznia jest bardzo ciekawa. Polscy naśladowcy francuskiej miary w objaśnianiu wyzwań współczesnego świata mogą mieć nie lada kłopot, jeśli się na koniec okaże, że Francja przychodzi – jednak – do rozumu.

Jak dotąd nie jest wcale pewne, że tak się stanie. Nadal bardzo silny jest tam nurt powtarzający w kółko, że największym zagrożeniem dla tego kraju jest islamofobia. Jest to pogląd tyleż popularny, co osobliwy. To tak jak gdyby – toutes proportions gardées – największym problemem Polski w latach 1939 - 1945 roku miała być nienawiść do Niemców. Otóż nie: to był – owszem – pewien problem, ale jeszcze większym problemem było to, jak się pozbyć Niemców (a dokładniej: jak się ich pozbyć, a nie dostać się przy tym pod but Sowietów – ale to inny temat).

Podobnie i dziś we Francji. Należy, naturalnie, przestrzegać przed pułapką łatwych utożsamień (muzułmanin=terrorysta islamski), albo łatwych uogólnień (wszyscy muzułmanie są tacy jak bracia Kouachi), ale prawdę mówiąc Francuzi słyszą te przestrogi jak mantrę od 30 lat. Ten dyskurs nie potrafił nazwać istoty problemu, a istota problemu polega na tym, że we Francji istnieje i gwałtownie rośnie grupa jej własnych obywateli, którzy nie tylko nie utożsamiają się z krajem , którego są obywatelami, ale wręcz darzą go zajadłą nienawiścią.

Kim są ci ludzie? Poprawny politycznie język nigdy nie powie, że 99,9 procent wśród nich stanowią muzułmanie, wywodzący się z imigracji z krajów Maghrebu, Afryki subsaharyjskiej oraz Bliskiego i Środkowego Wschodu. Za to będzie ów poprawny politycznie dyskurs bleblał coś o „młodych z przedmieść”, o jakichś nieokreślonych „młodych”, o „ludowych przedmieściach”, czy „trudnych przedmieściach” - wszystko po to, żeby nie nazwać sedna problemu.

W Polsce kalkowanie tego francuskiego większościowego ciągle dyskursu jest o tyle trudne, że tu ciągle silne ą wpływy katolicyzmu, że Oświecenie nie zaorało tu zbyt głęboko, że prawie nikt nie rozumie, co to jest „laicité”. Zatem wśród tych przyczyn jest też spora dawka ignorancji – ale, znowu, to jest inny temat. Ważne, że w Polsce dyskurs nie zauważający wymiaru wyznaniowego terroryzmu szerzącego się we Francji jest kulturowo utrudniony.

Ale polskie elity, kulturowo wyemancypowane od tego polskiego kontekstu, mają, naturalnie skłonność do powtarzania, tego „co się mówi”, choćby to było najgłupsze pod słońcem. Radzę się im teraz baczniej przyjrzeć.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.