Impotencja kulturowa Starego Kontynentu sprawia, że Europejczycy drżą przed muzułmanami we własnym domu. Lewica stała się ofiarą swoich własnych postulatów.
Multi-kulti, tolerancja, prawa człowieka, otwartość na imigrantów… W obliczu zabicia rysowników czasopisma „Charlie Hebdo” podobne hasła brzmią jak ponury żart. Na naszych oczach wali się ołtarzyk zbudowany na lewicowo-liberalnych frazesach.
Ileż to razy słyszeliśmy te prawoczłowiecze zaklęcia o walce z ksenofobią, za którą często uznawano zwykłą troskę o własne państwo czy potrzebie otwarcie na przedstawicieli innych kultur. Lewica sama zafundowała sobie zagrożenie – wyhodowała na własnej piersi terrorystów, którzy plują na jej naiwne idee.
Owszem, w ciągu ostatnich 20 lat mogliśmy usłyszeć głosy sprzeciwu. Nie były one jednak bynajmniej przejawem obrony własnej tożsamości, ale status quo spreparowanego pod gusta typowego przedstawiciela „współczesnego społeczeństwa zachodniego”. Krytycy islamskiej ekspansji nie występowali bowiem w obronie prymatu chrześcijaństwa (którego zresztą zrzekli się sami wyznawcy tej religii), ale tzw. wolnych związków, świeckości państwa czy też swobody dla ruchów LGBT. Chyba najbardziej trafnym podsumowaniem sacrum mieszkańca współczesnej Europy były słowa Oriany Fallaci, która stwierdziła:
Prawda zwykle leży po jednej stronie i to ja jestem sędzią. To ja decyduję, z kim chcę się p…ć, a z kim – nie.
Współcześni przeciwnicy islamu na swoim ołtarzu stawiają bożka relatywizmu, a nie monstrancję. Te same zarzuty, które stawiają muzułmanom równie dobrze mogą przedstawić katolikom. Tak było przecież w przypadku lewackiego szmatławca „Charlie Hebdo”. Warto nazywać rzeczy po imieniu, nawet w obliczu tragedii. A może właśnie przede wszystkim w obliczu tragedii? Nie wolno usprawiedliwiać okrutnego mordu islamskich terrorystów, których powinna spotkać słuszna kara. Nie róbmy jednak z rysowników obrzydliwego pisemka ikon walki o wolność. W wulgarny i prymitywny sposób obrażali przedstawicieli wszystkich wyznań - siali wiatr i zebrali burzę, choć pewnie dla współczesnych elit będzie to dobry pretekst, aby stawiać im pomniki.
Bo przecież na nic innego zachodnich społeczeństw nie stać. Spętana swoimi prawoczłowieczymi zabobonami Europa może, co najwyżej, być areną pikiet w obronie wolności prasy (w tym również chamskich ataków na wiarę), ale nie rzeczywistego sprzeciwu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/228813-rewolucja-pozera-wlasne-dzieci-na-naszych-oczach-wali-sie-oltarzyk-zbudowany-na-lewicowo-liberalnych-frazesach