Państwo Islamskie opublikowało cennik seksualnych niewolnic. Jak informuje gosc.pl, na liście znalazły się chrześcijańskie kobiety i dzieci, którymi islamiści handlują jak bydłem.

Powinno się pamiętać, że zniewalanie rodzin niewiernych i branie ich kobiet za konkubiny jest jasno ustanowionym aspektem szariatu – prawa islamskiego (…). Jeśli więc dziecko lub kobieta, zostają pojmane, stają się niewolnicami przez fakt pojmania, a poprzednie małżeństwo kobiety jest automatycznie anulowane

— taką proklamację Państwa Islamskiego (ISIS) przytacza serwis jihadwatch.org.

Sprawę opisały również media irackie i CNN.

Do listy dotarli aktywiści monitorujący sytuację prześladowanych chrześcijan i jazydów zamieszkujących opanowane przez ekstremistów ISIS tereny. W kontekście pozyskiwania przez islamistów środków na zbrodniczą działalność kobiety i dzieci wymieniane są tam obok bydła.

Otrzymaliśmy informacje, że popyt na targowiskach kobiet i jarmarkach bydła bardzo spadł, co wpłynie na dochód Państwa Islamskiego oraz finansowanie mudżahedinów na polu bitwy. Poczyniliśmy zmiany. Poniżej znajdują się ceny jazydek i chrześcijanek

— piszą na swojej stronie islamiści.

Zastrzegają jednocześnie, że „zainteresowani mogą nabyć tylko trzy niewolnice na raz”. Ograniczenie to nie obejmuje Turków, Syryjczyków i Arabów z państw Zatoki Perskiej.

Najniżej wycenione zostały kobiety między 40-50 rokiem życia. Najwyżej - dziewczynki od pierwszego roku (!) do 10 lat. Cennik za jazydki i chrześcijanki wynosi: 200 tys. dinarów (ok. 580 zł) za dziewczynki do 10 roku życia, 150 tys. dinarów (ok. 440 zł) za dziewczęta od 10 do 20 lat, 100 tys. dinarów (ok. 290 zł.) dinarów za 20-30 latki, 75 tys. dinarów (ok 250 zł) i 50 tys. dinarów (ok. 150 zł) za kobiety 40-50 letnie

— czytamy na stronie internetowej „Gościa Niedzielnego”.

Cennik, który datuje się na 16 października 2014 r., nie został potwierdzony przez źródła niezależne. Wiadomo natomiast, że pod kontrolą islamistów znajduje się handel niewolnikami na targach w Mosulu w Iraku i w Ar-Rakka w północnej Syrii.

bzm/gosc.pl