Szkolne „bodźce”. Uczniowie mają uczyć się korzystania z seks-zabawek…

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Tato, moglibyście pójść z mamą do kina? Chcemy poćwiczyć z klasą seks grupowy… - pyta trzynastolatek.

Śmieszne? Dobry kawał? No, niezbyt śmieszne i nie kawał, bo oto niemieccy fachowcy od wychowania nieletnich podsuwają nauczycielom swój nowy poradnik pt. „Pedagogika seksualna różnorodności” („Sexualpädagogik der Vielfalt”, opracowanie zbiorowe).

A reklamuje go nie byle kto, sam hamburski senator do spraw szkolnictwa, socjaldemokrata Ties Rabe. Ów z wykształcenia nauczyciel po studium religioznawstwa i historii chce dokonać historycznego przełomu, zgodnie z własną religią. W jego mniemaniu, tradycyjne pojęcie rodziny to stara, zgrana płyta winylowa, która nie odpowiada wymogom naszych czasów i trzeba inaczej przygotowywać dzieci do życia. Należy rozszerzyć nauczanie o seksie i urozmaicić je różnorakimi gadżetami. Na lekcjach wychowania seksualnego mają pójść w ruch wibratory, hiszpańskie muchy, kulki dopochwowe, skórzane pejcze, kajdanki itp. sypialniane akcesoria. Instruktaż o ich zastosowaniu powinny oczywiście poprzedzić wykłady o metodach onanizmu, neckingu, pettingu, seksu oralnego, analnego, o różnorodnościach seksualnych orientacji itd. itp.

Tom do wykorzystania w praktyce, zawierające całkowicie nowe, dydaktyczne bodźce i metody pedagogiki seksualnej. Przy czym w centrum uwagi jest zarówno heterogeniczność jak i wielorakość (przypisek mój: seksualna) człowieka”

— reklamuje wydawca.

Ta książka to jakieś hard porno, huknęli zbulwersowani „tradycjonaliści”, którzy utworzyli społeczną organizację pod nazwą „Zatroskani rodzice” i zorganizowali w paru miastach demonstracje przeciw tej nowej „pedagogice seksualnej” i „przedwczesnej seksualizacji dzieci”. Tzw. tęczowe rodziny ze stowarzyszeń gejów, lesbijek, bi-, inter- i transis też nie pozostały bezczynne, również połączyły siły w „Sojuszu przeciw >>Zatroskanym Rodzicom<<” i także wyszły na ulice w kontrmanifestacjach pod hasłami: „Przeciw seksualnej dyskryminacji”, za „Szkołą różnorodności bez homofobii”, za stosowaniem w praktyce „Pedagogiki seksualnej różnorodności”, za „Dowolnością tworzenia rodzin” i „całkowitym równouprawnieniem” dla homo- oraz innych par i związków.

Czy podręcznik dla nauczycieli, jak to określił socjolog prof. Uwe Sielert z Instytutu Pedagogiki na Uniwersytecie Christiana Albrechta w Kilonii, traktujący o „mistyce pobudzenia seksualnego i kopulacji”, stanie się w Niemczech wykładnią w procesie nauczania dzieci i młodzieży? Wykładnią może jeszcze nie, jako że szkolnictwo pozostaje w RFN w gestii landów, ale pierwszych rzeczników wśród lokalnych władz już ma. Do uzgodnienia pozostaje kwestia, od jakiego wieku, dziesięcio-, dwunasto-, czy czternastolatków należałoby zacząć wykłady o „różnorodnościach seksualnych” i technikach, z wykorzystaniem różnych seks-zabawek, indywidualnie, w parach i grupowo?

Gdy jakiś

uczeń siódmej klasy czerwieni się na twarzy słysząc słowo „cipka”, to jest dowodem jego opóźnienia w rozwoju

— przekonują autorzy poradnika dla nauczycieli, bo

dzieci są dziś o wiele bardziej rozwinięte, niż sądzą dorośli.

Że głupio spytam: a kto do tego „rozwinięcia” najbardziej się przyczynił? Książkowy kompakt dla nauczycieli, mający pomóc im w przygotowywaniu dzieci do życia zgodnie z wymogami naszych czasów, w fachowej terminologii nazywa się… „nową strategią innowacyjności”. Jak to ujął opiniotwórczy tygodnik „Der Spiegel”, chodzi o „wyrównanie istniejącej dysproporcji między teorią a praktyką”. Co jeszcze parę lat temu uchodziło za odchylenia, dziś staje się społeczną normą. Krótko mówiąc, oto mamy do czynienia z kolejną odsłoną gender-mainstreamingu: kto nie z prądem, ten wstecznik, zacofaniec, konserwatysta, katol i truj po prostu, jak dziad-łachmaniarz z „Konopielki” Edwarda Redlińskiego, który wieszczył:

Ooo, do czego idzie… Krowy będo się źrebili, kobyły cielili, owieczki prosili, chłop z chłopem spać będzie, baba z babą, wilki latać będą, bociany pływać, słońce wzejdzie na zachodzie, a zajdzie na wschodzie…!

Wprawdzie słońce jeszcze nie zachodzi za wschodzie, ale być może wkrótce ojcowie naprawdę usłyszą od swych małolatów:

Tato, moglibyście pójść z mamą do kina, bo chcielibyśmy poćwiczyć z klasą seks grupowy…

Czytaj także: Seks oralny dla siódmoklasistów. Niemieccy pedagodzy atakują rodzinę za pomocą pejczów, kajdanek i wibratorów. Kiedy pomysły pojawią się w Polsce?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.