Oczekiwaliśmy konkretów po wrześniowym szczycie NATO w Newport, ale wyszło tak jak zawsze: trochę uspokajających ogólników.
Nie stała obecność dużych jednostek NATO na naszym terytorium, tylko dość enigmatyczna obietnica „szpicy” – jednostek szybkiego reagowania. To nas nie zadowala, bo to jest koncepcja adekwatna do zagrożenia atakami terrorystycznymi, a nie do zagrożenia atakiem silnej armii. Ale przynajmniej trzeba przypilnować, żeby „szpica” nie pozostała obietnicą na papierze.
Dlatego twarde słowa ministra obrony Tomasza Siemoniaka na spotkaniu z jego niemieckim odpowiednikiem, p. Ursulą von der Leyen, i z dowódcami Bundeswhery dziś w Berlinie – krzepią. Z tego jeszcze nie wynika, że Bundeswhera rzeczywiście będzie uczestniczyć we wzmacnianiu wschodniej flanki NATO w Polsce, ale to jest czytelny sygnał polityczny z Polski. Polska mówi Niemcom: jeśli głosicie serio, że jesteśmy sojusznikami, to sytuacja geopolityczna jest teraz taka, że kobyłka u płotu, bitte.
Prosimy silniejszego sojusznika o pomoc i to jest OK, musimy jednak pamiętać, że ta zasada działa w dwie strony. Jeśli nas poprosi kiedyś o taką pomoc słabszy sojusznik (Czechy czy Słowacja, na co na razie się nie zanosi, ale w przyszłości tak może być), nie powinniśmy w zasadzie odmówić. Będziemy tym bardziej wiarygodni jako proszący o pomoc, im bardziej potrafimy pomóc tym, którzy nas proszą.
Ostatnio minister Siemoniak miał dwa dobre wystąpienia: w sprawie zasad pochówków żołnierzy zawodowych (chodziło o ukrócenie skandali takich jak ten z pogrzebem wojskowego prokuratora, który uczestniczył w sądowym mordzie Danuty Siedzikówny „Inki”) i przemówienie w Berlinie.
Żeby tylko nie zaczął intensywnie twittować.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/220104-czy-nato-jest-na-serio