Piętnując Polaków i innych przybyszów z uboższych krajów UE, Cameron i jego ministrowie grają foul play

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

„Niemcy nie będą manipulować zasadami swobodnego przemieszczania się osób w UE” – powiedziała podczas ostatniego szczytu Unii w wywiadzie dla „Sunday Timesa” kanclerz Angela Merkel.

Na co minister obrony Wielkiej Brytanii Michael Fallon natychmiast odpalił: ”Niemcy nie mają pojęcia, co się dzieje w niektórych brytyjskich miasteczkach i miastach”, zwłaszcza w Londynie i na południowym wschodzie, w okolicach miast Dover czy Folkestone. Mówił wyłącznie o imigrantach zarobkowych z Europy Wschodniej, akcentując największy z tych krajów, Polskę. Po każdym takim wystąpieniu premiera Camerona lub któregoś z jego ministrów,  w naszych mediach zaczyna wrzeć. Mówi się o dyskryminacji Polaków, doszukuje się w słowach brytyjskiego premiera obraźliwych intencji, szczególnego szykanowania.

Warto stonować emocje i przenieść problem na grunt bardziej realistyczny. Po pierwsze, zapowiadane od roku obostrzenia, o których mówi premier Cameron, minister pracy i spraw socjalnych Iain Duncan Smith czy obrony Michael Fallon, nie są zamachem na Polaków, lecz także na przybyszów z krajów nadbałtyckich, Węgrów, Bułgarów i Rumunów. Iain Duncan Smith wspominał przecież w swoim niedawnym wywiadzie o „the poorer countries of the EU”.

I jeśli wywiad z ministrem Smithem i riposta ministra Fallona jakąś prawdę potwierdza, to raczej brak solidarności Wielkiej Brytanii z uboższymi partnerami Unii. I – od zawsze, a na pewno od czasów premiera Gladstone’a - izolacjonistyczną i egoistyczną politykę zagraniczną Zjednoczonego Królestwa. Że przypomnę tu choćby beztroskie „lubię zagranicę, ale nie bardzo lubię obcokrajowców” Winstona Churchilla. A potem eurosceptyczkę Margaret Thatcher, która cały czas, i skutecznie, wojowała  z Brukselą o brytyjskie interesy – patrz choćby upust w składce do budżetu UE wywalczony w Fontainebleau. Teraz David Cameron – przypierany do ściany przez tradycjonalistów z własnej partii, konserwatywny elektorat i żądania UKIP - osiem miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, po prostu próbuje znaleźć się w nowej dla niego i mało komfortowej sytuacji.

Sprawa druga: wszystkie zapowiadane cięcia socjalne dotyczą nie tylko imigrantów z krajów Unii, ale także milionów Brytyjczyków na zasiłkach / patrz: spare bedroom tax, odebranie prawa do zasiłku absolwentom szkół średnich, redukcję benefitów na dzieci z rodzin wielodzietnych, gdzie nikt nigdy nie splamił się pracą – dotyczy to głównie lumpenproletariatu z osiedli komunalnych, etc/.

Bo generalnie chodzi nie o imigrantów, lecz o demontaż państwa opiekuńczego. W swoim programie wyborczym w 2010 roku przyszły premier obiecał wielkie reformy welfare state, rozbujanego podczas 13-letnich rządów Partii Pracy, i wszystkie te cięcia wydatków socjalnych, dla imigrantów, ale także Brytyjczyków na socjalu, zmierzają do jednego celu – wywiązać się z poprzednich obietnic wyborczych przed kolejną elekcją 7 maja 2015 roku. Stąd to dostrzegalne przyspieszenie tempa prac, także nad nowymi ustawami anty-imigranckimi.

I sprawa trzecia, być może najważniejszy argument przetargowy w dialogu polskich władz z Downing Street oraz europosłów w Brukseli. Otóż imigranci, którzy naprawdę obciążają budżet socjalny Zjednoczonego Królestwa, to nie przybysze z Europy, lecz spoza Europy. Wciąż przybywają lądem, powietrzem i wodą, miesiącami koczują w Sandgatte pod Calais, aby dostać się na „Wyspy szczęśliwe”. W ogromnej większości bez znajomości angielskiego, bez wykształcenia i zawodu.

Przez dwa lata przebywają w tutejszych detention centres, gdzie otrzymują wszelką możliwą pomoc, dach nad głową, darmowe wyżywienie, edukację dla dzieci i bezpłatną opiekę zdrowotną, jakiej w życiu nie mieli. I jeśli otrzymają azyl polityczny, o który aplikują, natychmiast wskakują na listę beneficjentów opieki socjalnej. Jeśli się nie kwalifikują – ośrodki są półotwarte – rozpływają się we mgle, i tyle ich widać. A po jakimś czasie tak czy inaczej znajdują się na liście po social benefit, housing benefit, darmowe mieszkanie lub dom komunalny, child credit, dodatki na opłatę elektryczności i gazu, darmowe bilety komunikacji miejskiej. Imigrantów spoza Europy jest mnóstwo, są to zwykle rodziny wielodzietne, toteż pieniądze, które państwo w nich inwestuje są ogromne. I te fundusze nigdy do budżetu nie wracają, bo imigranci spoza Europy to nie są – jak Polacy  czy Węgrzy – aktualni lub przyszli podatnicy.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej istotnej sprawie: to nie Polacy czy Węgrzy powodują napięcia społeczne, o których wspominał niedawno w wywiadzie Iain Duncan Smith, tylko przybysze spoza Europy. Np. muzułmanie – ponad 200 przebywa w więzieniach za dokonane lub planowane zamachy terrorystyczne.

Kraj aż huczy od informacji o niemal tysiącu rekrutów, którzy potajemnie opuścili kraj by przyłączyć się do bojowników Państwa Islamskiego. Znane są zjawiska radykalizacji religijnej dziewcząt muzułmańskich, które wyjeżdżają tam jako „żony dla dżihadystów”. Kosztowne i długie procesy ekstradycyjne kryminalistów muzułmańskich jak Abu Qatady, które opłacają brytyjscy podatnicy. Tureckie gangi samochodowe w Midlandach, pakistańskie grupy przestępcze, specjalizujące się w prostytuowaniu nieletnich białych dziewcząt. To nie Polacy czy Lotysze, ale muzułmanie z Azji i Afryki powodują wspomniane przez ministra pracy Smitha „tarcia środowiskowe i społeczne”, oraz wielki protest torysów – tradycjonalistów  i konserwatywnego elektoratu.

Toteż piętnując Polaków i innych przybyszów z uboższych krajów UE, Cameron i jego ministrowie grają foul play. Bojąc się ataków opozycyjnej Labour Party oraz opiniotwórczych mediów lewicowo-liberalnych, którzy pilnują interesów kolorowych mniejszości jak oka w głowie, uprawiają politykę poprawności politycznej, z którą powinni walczyć. A zbliżające się wybory parlamentarne, potęgują jeszcze ten niepokojący trend.

To właśnie dlatego, ze strachu przed liberalnym koalicjantem i labourzystowską opozycją, minister Michael Fallon nawet się nie zająknął  o rosnących jak grzyby po deszczu wspólnotach muzułmańskich - przybyszów z Maroka i Kenii, Somalii i Etiopii, Syrii i Afganistanu, Bangladeszu i Indonezji. O wszystkich tych elementach układanki wspominam po to, aby przenieść nasze słuszne pretensje na grunt bardziej realistyczny. Oraz dać amunicję naszym władzom, raczej przyszłym niż obecnym,  w jej dialogu z rządem brytyjskim. Bo zamiast się irytować i obrażać, trzeba negocjować. Ale żeby negocjować, trzeba mieć w ręku argumenty. Najlepiej całą pulę.

Felieton ukazał się na stronie SDP

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.