"Obcokrajowcy nie odebrali ciepło prezentacji pani Bieńkowskiej". Bolesław Piecha o przesłuchaniu Polki w PE. NASZ WYWIAD

europarl.europa.eu
europarl.europa.eu

Media mainstreamowe były obowiązkowo zachwycone prezentacją Ewy Bieńkowskiej przed eurodeputowanymi. Jednak rychło okazało się, że tak dobrze nie było.

CZYTAJ WIĘCEJ: Pryska mit „cudownej” Bieńkowskiej. Eurodeputowani chcą uszczuplić jej kompetencje. Bo wypadła słabo

O przesłuchaniu byłej szefowej „superministerstwa” rozmawiamy z Bolesławem Piechą, eurodeputowanym uczestniczącym w prezentacji, który także zadawał pytania.

wPolityce.pl: Do Polski dochodzą sprzeczne informacje na temat tego, jak faktycznie wypadła Ewa Bieńkowska podczas przesłuchania na komisarza? Jak pan ocenia jej występ?

Bolesław Piecha: Oceniam jej prezentację nie najgorzej. Ale też jakoś rewelacyjnie jej to nie wyszło. W porównaniu do innych, bo zawsze trzeba przyjąć takie kryterium. Po pierwsze zdecydowana większość komisarzy odpowiadała w języku międzynarodowym, a pani Bieńkowska nie. Odczytała tekst takiego swojego „expose” zacinając się trochę, natomiast później już wszystko było w języku narodowym. Po drugie była ogromnie usztywniona, na twarzy maska, bez uśmiechu. Po trzecie wyszedł brak doświadczenia europejskiego. W Unii Europejskiej nie mówi się, że „ja coś zrobię”. Ona nic nie zrobi, bo może realizować jedynie projekty komisji. To nie jest tak jak u nas, gdzie ciągle można mówić „ja”, „ja coś zrobię”. Tak więc to trochę raziło. Mówiła bardzo dużymi ogólnikami i widać było, że nie jest unijnym technokratą. Wymieniając różne regulacje mówiła o nich mniej więcej tak jak ja, a ja oczywiście nie mam w tym doświadczenia. Miała dużą pomoc Jerzego Buzka, to dało się zauważyć, który dawał jej fory na zakończenie każdej wypowiedzi. Ale powtórzę – dla mnie osobiście nie było to najgorsze wystąpienie, co pewnie jest uwarunkowane sympatiami po stronie polskiej.

A jak obcokrajowcy oceniają panią Bieńkowską?

Rozmawiałem po przesłuchaniu z kolegami z innych krajów i tu już tak dobrze nie jest. Oni ciepło występu pani Bieńkowskiej nie odebrali. Mówili wprost, że to wystąpienie było bardzo słabe.

Ale to byli pewnie jacyś „starzy wyjadacze” unijni?

Tak, starzy, doświadczeni politycy unijni. Podawali oni przykład Bułgarki Kristaliny Gieorgiewej, która odpowiadała na pytanie w kilku językach. Jeśli padło ono po bułgarsku, to po bułgarsku. Po angielsku? Odpowiadała po angielsku, po francusku, przechodziła na francuski. No i w jej przypadku widać było ogromną znajomość prawa unijnego. Inni kandydaci wachlarz językowy też mieli większy od pani Bieńkowskiej.

Zatrzymując się jeszcze na moment przy kwestii języka. Może to sprawa stresu i zdenerwowania, a nie nieznajomości języka przez panią Bieńkowską?

Stres i zdenerwowanie też miał swój udział, ale pewnie głównie brak takiej ogłady językowej europejskiej. To trudna rzecz, a język angielski potoczny jest faktycznie łatwiejszy do nauczenia. Natomiast problem jest z niuansami, które faktycznie są bardzo trudne.

Od przedstawicieli których krajów słyszał pan tę ostrzejszą krytykę prezentacji naszej rodaczki?

To byli Francuzi, Brytyjczycy i Niemcy. A więc przedstawiciele największych państw Unii. My Polacy staraliśmy się trochę łagodzić tę krytykę.

Jak zatem wygląda sprawa zapowiedzi odebrania części prerogatyw z komisji pani Bieńkowskiej? To właśnie wynik tej krytyki, tak?

Tak, no niestety zaczęło się mówić o tym, gdy na moje pytanie odpowiedziała, że nie zna się na tym, że od tego są inni ludzie. A to jest sprawa ważna, bo w grę wchodzą setki miliardów euro. Nie doszło nawet do zadawania pytań szczegółowych, o regulacje rynkowe, sprawy eksportu równoległego, co spędza sen z powiek wielu Europejczykom itd. Tak więc farmaceutyki chyba zostaną odebrane komisji Bieńkowskiej i wrócą do komisji zdrowia.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych