Czy wojska rosyjskie mogłyby w dwa dni dotrzeć do Warszawy? Eksperci: „Nie. To nie oznacza jednak, że nie spróbują”

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Prezydent Rosji Władimir Putin w połowie września podczas rozmowy z prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką straszył inwazją wojskową krajów NATO i UE. Stwierdził, że w dwa dni rosyjskie wojsko może być w krajach Bałtyckich, Warszawie czy Bukareszcie. Unijny portal „EUobserver” zapytał trzech rosyjskich analityków, czy to realne. Ich odpowiedź jest jednoznaczna: „nie”.

Ale tylko odnośnie Warszawy i Bukaresztu. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w przypadku krajów Bałtyckich. Jak twierdzi Paweł Bajew, niegdyś związany z rosyjskim ministerstwem obrony, dziś ekspert Instytutu Badań Problemów Światowych w Oslo (PRIO), „jeśli Amerykanie czy Francuzi nie zgodzą się umierać za Talinn czy Rygę, krajów Bałtyckich nie da się obronić”.

Jeśli nie zadziała artykuł V Traktatu Waszyngtońskiego Putin rzeczywiście może dotrzeć do Wilna, Talinna czy Rygi w dwa dni

—podkreślił Bajew w rozmowie z „EUobserver”. Według niego desant rosyjskich wojsk na Bukareszt za to „zupełnie nie wchodzi w rachubę”.

Odległość jest zbyt wielka. Rosyjskie wojsko musiałoby pokonać ogromy teren. To niemożliwe technicznie. Alternatywa – desant na rumuńskim wybrzeżu - także nie leży obecnie w zakresie możliwości rosyjskiej floty. Bukareszt jest więc bezpieczny

—wtóruje mu Igor Sutjagin, były członek rosyjskiego PAN, dziś ekspert londyńskiego think tanku Rusi. Warszawa jest jego zdaniem w nieco mniej komfortowej sytuacji. I to, że atak na Polskę byłby trudny do przeprowadzenia, nie oznacza w jego opinii, że Rosjanie się na niego nie zdecydują.

Rosyjskie czołgi mogłyby zaatakować Polskę z Białorusi, a rosyjskie Iskandery, wystrzelone z Kaliningradu, mogłyby jednocześnie uderzyć w polskie miasta. Rosyjskie samoloty mogłyby także zrzucić oddziały sił specjalnych nad polską stolicą

—uważa Sutjagin. Jak podkreśla – szansa sukcesu tej operacji jest niewielka.

Byliby zmuszeni działać z dala od baz, pojawiłyby się problemy z zaopatrzeniem, m.in. w paliwo. Zresztą, nawet gdyby dotarli do Warszawy, to co dalej?

—pyta Sutjagin. Bajew jest bardziej sceptyczny.

Rosyjska armia w obecnym stanie nie nadaje się do prowadzenia wojny konwencjonalnej. Kremlowi nie udałoby się zmobilizować wystarczających sił. Warszawa leży poza zasięgiem Rosji

—przekonuje ekspert PRIO. Obaj są za to zgodni co do tego, że Rosjanie bez problemu dotarliby do Kijowa. Tyle, że ich zdaniem to równie zły pomysł.

Nie wykluczone, że taki rozkaz wywołałby sprzeciw wśród rosyjskich żołnierzy. Podbój wschodniej Ukrainy idzie im już dość opornie, a im dalej na Zachód, tym bardziej wrogo nastawiona do nich jest miejscowa ludność. Dostaliby porządnie w kość

—twierdzi Bajew. Oraz zaznacza, że omówione wyżej scenariusze wykluczają odpowiedź NATO. W przypadku udziału wojsk Sojuszu Północnoatlantyckiego sytuacja wygląda z goła inaczej.

To rozważania dotyczące sytuacji, w której wszystkie te kraje musiałyby się bronić same. Jeśli NATO wkroczy do akcji, jakakolwiek przewaga Rosji od razu znika

—uważa Sutjagin. Według niego samoloty bojowe Sojuszu rozgromiłyby rosyjskie siły zbrojne.

Takie wojny wygrywa się w powietrzu. I przy pomocy pocisków rakietowych. Rosja pod względem technologii rakietowej i sił powietrznych pozostaje daleko w tyle za NATO. Putin myśli, że Sojusz nie odpowie na ataki rakietowe na Warszawę czy kraje Bałtyckie, uderzając rakietami w Rosję, ale nie może mieć w tej kwestii pewności

—dodaje Sutjagin. Zdaniem Bajewa z tego samego powodu Rosja nie użyje swych sił nuklearnych.

Nawet gdyby Putin był kompletnym wariatem, nie posunie się do tego. Są pewne tabu, które raczej nie zostaną złamane

—przekonuje ekspert. Paweł Podwig, niegdyś wykładowca w Moskiewskim Instytucie Fizyki i Technologii, a dziś ekspert Instytut ONZ ds. Badań nad Rozbrojeniem w Genewie, jest mniej optymistyczny.

Wcale nie wykluczam, że Rosja w czasie konfrontacji z NATO użyłaby taktycznej broni nuklearnej. [..] Na przykład w chwili porażki na polu bitwy, grożącej klęski

—twierdzi Podwig. 10 września Rosja wystrzeliła dwie rakiety do przenoszenia głowic nuklearnych. Oraz planuje przeprowadzić w październiku i listopadzie rakietowych pocisków balistycznych międzykontynentalnego zasięgu (ICBM). Zdaniem Podwiga próby te nie mają jednak nic wspólnego z konfliktem na Ukrainie.

Próby rakiet międzykontynentalnych to rutyna. To mnie nie martwi, bo jest regulowane przez międzynarodowe traktaty. Na dodatek większość ICBM jest przestarzała, to technologia lat 80-tych. Gorzej jest z rosyjskim arsenałem taktycznym, o którym nie wiadomo prawie nic. A Kreml wpompował miliardy w jego modernizację

—zaznacza ekspert. Jeśli słowa Putina o podboju Warszawy czy Bukaresztu nie opierają się więc na realnych przesłankach, to dlaczego nikt nie wyprowadzi go z błędu?

Putin żyje na Kremlu w otoczeniu ludzi, którzy się go boją. Kiedy więc mówi: „Podbijemy świat”, nikt nie ma odwagi mu zaprzeczyć. Wszyscy mówią: „Tak panie prezydencie, oczywiście”

—tłumaczy Bajew. Według niego słowa Putina należy rozumieć w przenośnej.

To takie ględzenie: „jesteśmy silni. Możemy wszystko. A ja jestem gotów podjąć ryzyko, na które Zachód nie jest w stanie się zdobyć. To czyni ze mnie silnego przywódcę”. Generałowie Putina dobrze wiedzą, że to nierealistyczne z wojskowego punktu widzenia

—dodaje ekspert. Jak twierdzi to bardzo skuteczny „blef”.

Nikt nie domaga się bowiem, by odsłonił swe karty

—śmieje się Bajew.

Ryb, EUobserver.com

——————————————————————————————-

Najnowsza książka Marcela H. Van Herpena „Wojny Putina”.

Do nabycia wSklepiku.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.