Czy Zachód stworzy z Ukrainy państwo neutralne? Taki postulat to zupełne niezrozumienie polityki Putina

fot. eng.kremlin.ru
fot. eng.kremlin.ru

Świat stanął wobec takiego zagrożenia, jakiego nie było jeszcze od zimnej wojny.

Napięcie między Rosją, a Zachodem, który otwarcie stanął po stronie Ukrainy, nie maleje, a eskaluje. Sytuacja wydaje się patowa: Rosja de facto posiada już w ramach swojego terytorium Krym, a zapewne nie odpuści i Donbasu. Zachód daleki jest natomiast od militarnego wsparcia rządu w Kijowie. Także Polska nie zamierza, jak na razie, dostarczać sprzętu wojskowego na Ukrainę – informuje MON.

Dość oryginalny pomysł na rozwiązanie konfliktu prezentuje w swoim tekście na łamach „Foregin Affairs” amerykański profesor nauk politycznych John Mearsheimer. Proponuje on, żeby stworzyć z Ukrainy tzw. państwo neutralne i podaje przykład statusu Austrii po 1945 r. Ukraina miałaby być państwem bez wpływów zarówno z Zachodu jak i z Rosji, nieobecnym w takich strukturach jak Unia Europejska czy NATO i niepretendującym do członkostwa.

Zdaniem Mearsheimera, całkowitą winę za sytuację na Ukrainie ponoszą kraje zachodnie. Jednak nie dlatego, że pobłażały Putinowi przez wiele lat – a dlatego, że traktowały go zbyt ostro (!). Przejawem owego „zbyt ostrego” traktowania miało być m.in. rozszerzenie NATO w latach 90. o kraje z Europy centralnej i wschodniej, w tym Polskę. A już punktem krytycznym dla Rosjan była deklaracja, która padła w 2008 r. na szczycie w Bukareszcie o rozszerzenie Paktu Północnoatlantyckiego o Gruzję i Ukrainę. Według jednej z rosyjskich gazet podczas rozmowy z George’em Bush’em Putin miał powiedzieć, że jeżeli Ukraina zostanie członkiem NATO, to po prostu przestanie istnieć.

Pełna zgoda – Putin czuje zagrożenie. I to chyba takie, jakiego nigdy nie czuł. Dla prezydenta Rosji przesuwanie się wpływów Zachodu w kierunku jego imperium to przede wszystkim sytuacja niekomfortowa dla osobistych ambicji. Celem Władimira Putina jest bowiem odbudowanie Rosji, jaką pamięta z modości: z szeroko zakrojoną propagandą oraz posłusznym społeczeństwem. Co więcej, prezydent Rosji nie ukrywał nigdy, że chce odtworzyć granice Związku Radzieckiego. Nawet jeżeli nie miałyby być identyczne, to Putin chciałby przynajmniej mieć głębokie wpływy na terenach, które kiedyś należały do „imperium zła”.

W poprzek tym marzeniom stanęły społeczeństwa takich państw jak Gruzja czy Ukraina. Każde z nich w inny sposób pokazało, że wolą narodu nie jest model rosyjski, a zachodni, z którym związane jest także członkostwo w strukturach Unii Europejskiej czy NATO. O to dopominały się tysiące Ukraińców, gdy całą zimę stały na Majdanie. Pokazali, że chcą państwa demokratycznego i zintegrowanego ze społecznością europejską. Taką chęć zaprezentowali też Gruzini, dwa razy z rzędu wybierając na swojego prezydenta Saakaszwilego, który otwarcie deklarował chęć włączenia swojego kraju w struktury Paktu Północnoatlantyckiego.

Dlaczego w takim razie Zachód miałby uniemożliwić tym krajom integrację z demokratyczną częścią Europy, jak proponuje prof. Mearsheimer? Aby za wszelką cenę utrzymać pokój? Polityka appeasementu już raz była przez kraje zachodnie testowana, a jej efektem była najtragiczniejsza w dziejach świata wojna, która przewróciła porządek świata do góry nogami. Teraz także naiwnością byłoby sądzić, że pobłażanie Putinowi i spełnianie jego zachcianek skutkowałoby spokojem na wschodzie Europy. Prezydent Rosji i tak anektowałby te kraje, bądź ich części, których brakuje mu na terytorium Federacji Rosyjskiej. Tylko wówczas odbyłoby się to już praktycznie za oficjalnym przyzwoleniem Zachodu. Czy obywatele Gruzji, Ukrainy i innych państw na to zasłużyli?

W tekście Johna Mearsheimera widać także, że zachodnia Europa oraz Stany Zjednoczone wciąż nie zrozumiały „demokracji” w sowieckim wydaniu. To, co dla nich jest ostrą polityką wobec Putina, dla nas – znających z autopsji socjalistyczne realia (a prezydent Rosji w takich trwa) – stanowi jedynie puste słowa. Polacy (aczkolwiek nasze władze chyba niekoniecznie) są świadomi, co naprawdę oznacza fakt, że Putin wywodzi się przecież z KGB. On po prostu nie zasługuje na traktowanie go jak polityka demokratycznego kraju. I pora, żeby Zachód to zrozumiał. A tym bardziej władca z Kremla nie zasługuje na spełnianie jego żądań, co postuluje prof. Mearsheimer. Wręcz przeciwnie. W stosunku do Rosji w wydaniu byłego oficera KGB Zachód powinien zachowywać się solidarnie i ostro.

Cały tekst wykładowcy z Uniwersytetu w Chicago możecie Państwo przeczytać tu

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.