Od słów do czynów. Kraje BRICS dążą do zmiany globalnego status quo. Czy odniosą sukces?

Fot. kremlin.ru
Fot. kremlin.ru

Dotychczas przywódcy BRICS jedynie mówili o tym, że system światowy faworyzuje Zachód, teraz jednak zaczęli działać. To pierwszy krok ku zmianie globalnego status quo. Na początku lipca, zaraz po zakończeniu piłkarskiego mundialu, w brazylijskiej Fortalezie odbył się szósty szczyt BRICS (Brazylii, Rosji, Indii, Chin i Republiki Południowej Afryki).

Wydarzenie to zostało w Polsce odnotowane, jednak nie spotkało się z wielkim zainteresowaniem. Niesłusznie, ma ono bowiem doniosłe znaczenie – oto dotychczasowy klub dyskusyjny wschodzących potęg przeistacza się na naszych oczach w coraz bardziej sformalizowaną grupę państw kwestionujących obecny ład globalny i rzucających wyzwanie pierwszemu do tego momentu hegemonowi – Zachodowi.

Od słów do czynów

Jak określił to w wywiadzie dla Russia Today Władimir Putin: „Po pierwsze, łączy nas intencja reformy międzynarodowego systemu finansowego i monetarnego. W obecnej formie jest on niesprawiedliwy dla krajów BRICS i innych nowych wschodzących gospodarek. Powinniśmy odgrywać istotniejszą rolę w procesie decyzyjnym IMF i Banku Światowym. Międzynarodowy system monetarny i finansowy zależy od amerykańskiego dolara lub inaczej mówiąc, od polityki monetarnej i finansowej władz amerykańskich. Kraje BRICS chcą to zmienić”.

Obrady zakończyły się powołaniem banku, utworzeniem własnego funduszu walutowego i sygnałami zachęcającymi inne kraje do podjęcia współpracy z krajami BRICS.

Ostatecznie pierwszym prezesem The New Development Bank, którego siedzibą został ogłoszony Szanghaj, zostanie Hindus, pierwszym szefem Rady Dyrektorów (Chairman of the Board of Directors) będzie Brazylijczyk, a pierwszym szefem Rady Zarządzającej (Chairman of the Board of Governors) będzie Rosjanin.

Kapitał banku to 100 mld dol. Tyle samo wynosi kapitał rezerwy funduszu walutowego. Chiny wyłożyły 41 mld, Indie, Rosja i Brazylia 18 mld, RPA 5 mld. Fundusz będzie także udzielał pomocy krajom członkowskim i tym, którzy „cierpią z powodu ekspansjonistycznej polityki walutowej Stanów Zjednoczonych” (czytaj: wspierał inicjatywy, które nie podobały się Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu).

Dotychczas przywódcy BRICS jedynie mówili o tym, że system światowy faworyzuje Zachód, teraz jednak zaczęli działać. To pierwszy krok ku zmianie globalnego status quo.

O co chodzi krajom BRICS

Członków BRICS łączy przede wszystkim krytyczny stosunek do Zachodu, wynikający zarówno z doświadczeń kolonialnych, jak i sceptycznej oceny ukształtowanego w XX w. systemu globalnego. Nie podoba im się m.in. hegemoniczna pozycja dolara, rola MFW czy fakt istnienia „niepisanej zasady”, iż szefem tej instytucji zostaje zazwyczaj (zachodni) Europejczyk.

Jak pokazał jednak przebieg obrad w Fortalezie, łatwiej jest stawiać krytyczne diagnozy czy kontestować globalny ład, a znacznie trudniej podjąć wspólne działania.

Największym problemem okazała się nieufność w stosunku do Chin. Obawiają się ich już nie tylko USA i wszyscy sąsiedzi, ale jak się okazało, również partnerzy z BRICS. W czasie obrad szczególnie dawali temu wyraz Hindusi. To oni walczyli do końca o to, by siedzibą banku było New Delhi, ostatecznie wywalczyli to, że pierwszym prezesem będzie Hindus, i wprowadzili poprawkę, według której żaden z krajów (czyli Chiny) nie będzie mógł zwiększyć swojego udziału w banku bez zgody wszystkich pozostałych czterech krajów.

Drugi problem to dylemat chińskiej polityki międzynarodowej. Chcą one nadal pozostawać w cieniu (韬光养晦taoguang yanhui), ukrywając swój potencjał, by niepotrzebnie nie drażnić i nie prowokować Zachodu i USA. Idealnie wpisuje się to w politykę Rosji, dokładnie odwrotną (a więc ostentacyjnego pokazywania własnych możliwości, a czasem nawet więcej, niż jest to możliwe). Także w BRICS Chińczycy nie chcą – przynajmniej oficjalnie – grać pierwszych skrzypiec i wolą schować się za Putinem.

Tyle tylko, że gdy negocjacje w ramach BRICS dochodzą do martwego punktu, Chiny jako kraj, którego gospodarka jest większa niż gospodarki pozostałych czterech członków tego forum razem wzięte, zmuszone są przejąć inicjatywę. A gdy to robią, od razu napotykają opór pozostałych, obawiających się, iż BRICS zostanie zdominowane przez Państwo Środka.

Na dziewiątym szczycie negocjacje zakończyły się sukcesem, ale do detronizacji G7 i przejęcia władzy nad światem w XXI w. jeszcze daleka droga. Fortaleza to dopiero początek.

Między mrzonką a zmianą świata

Od czego zależy sukces lub porażka tego przedsięwzięcia? Po pierwsze, od tego, czy kraje BRICS utrzymają wysoką ścieżkę wzrostu. Dotyczy to nie tylko Brazylii i Rosji, które mogą okazać się jedynie gwiazdami jednego sezonu (czytaj: dobrej koniunktury na rynku surowców i energii), lecz także powracających państw cywilizacji Indii i Chin i sukcesu ich modernizacji.

Nie mamy w Polsce planu B i w ogóle nie rozpatrujemy wariantu upadku Zachodu czy sukcesu BRICS. Po drugie, już dziś różnice potencjałów krajów BRICS są dość duże. Czy jeśli Chiny i Indie utrzymają wysoki wzrost, a Brazylia i Rosja nie, to BRICS przetrwa w obecnej formule?

Po trzecie, aby BRICS przetrwało i odniosło sukces, musiałoby uniknąć tarć między jego sygnatariuszami. Głównie dotyczy to Chin i ich sąsiadów: Indii i Rosji. Indie mają wciąż zatargi graniczne z Chinami, także Rosja obawia się ich potęgi i choćby wzrostu znaczenia w Azji Centralnej (czy będzie w stanie to zaakceptować?).

Po czwarte, sukces BRICS zależy od tego, czy będzie w stanie przyciągać i inspirować pozostałe kraje. Już dziś zainteresowanie BRICS wyraża Argentyna i dziewięć innych krajów Ameryki Łacińskiej (w tym Urugwaj, Chile i Kolumbia) obecnych na szczycie w roli gości.

W czasie wizyty w Ameryce Łacińskiej prezydent Chin Xi Jinping po raz pierwszy wspomniał o modelu chińskim jako inspiracji dla innych krajów. Dalszy rozwój zarówno samej inicjatywy, jak i dalsze sukcesy gospodarcze państw członkowskich mogą inspirować coraz więcej krajów i przyciągać je w orbitę BRICS.

Po piąte, sukces BRICS zależy od reakcji samego Zachodu. Czy zareaguje ostro i zdecydowanie? Czy będzie chciał i będzie w stanie zdusić w zarodku tę konkurencyjną inicjatywę, wykorzystując przewagę, jaką obecnie posiada, wyciągając z niej potencjalnych sprzymierzeńców i karząc te kraje, które z BRICS chcą sympatyzować czy się do niego przyłączać? A może Zachód przeżyje kolejny kryzys i nie będzie w stanie zareagować, przyjmując tylko pozycję biernego obserwatora?

Po szóste, to, czy BRICS przetrwa, zależy w największym stopniu od Chin. Czy stanowiąc połowę jej gospodarki, mogąc czy też nie chcąc osiągnąć kompromisu czy konsensusu w ramach BRICS, zdecydują się działać na własną rękę i przystąpią do budowy Pax Sinica? Czy zachowają BRICS jako jedno z narzędzi jego budowy i działać będą dwutorowo – tj. na forum BRICS, lecz także samodzielnie. Czy – co byłoby największym sukcesem BRICS (choć niekoniecznie Chin) –uznają, że same nie dadzą rady, a ich siła wynika z pozycji w BRICS, a zatem wszelkie globalne pomysły powinny być forsowane najpierw na forum tej organizacji, a gdy uzyskają akceptację pozostałych członków, to dopiero wówczas na całym świecie.

Co to oznacza dla Polski

Na świecie dochodzi do polaryzacji, a coraz silniejsze politycznie i gospodarczo wschodzące potęgi kwestionują globalne status quo. A zatem ich interes jest sprzeczny z interesem Polski, która jest w obozie krajów akceptujących ukształtowany w XX w. świat i jego instytucje, z dominującą rolą Zachodu. Polska należy do tego obozu przede wszystkim dlatego, że ostatnie 25 lat ciężkiej i bolesnej transformacji to właśnie integracja z Zachodem, dostosowanie się do jego norm standardów i instytucji.

Gdyby zatem kraje BRICS odniosły sukces, byłaby to dla Polski zła wiadomość z trzech powodów.

Po pierwsze, oznaczałaby konieczność kolejnej wielkiej zmiany w Polsce. Przede wszystkim byłaby to kolosalna zmiana myślenia o świecie, w którym Zachód utracił swoją dominującą pozycję. Tym samym wszystkie założenia transformacji ostatnich 25 lat, takie jak przekonanie o gwarantującej dobrobyt i bezpieczeństwo zapewniającej „koniec historii” integracji z Zachodem ległyby w gruzach. Ta zmiana myślenia mogłaby za sobą pociągnąć również transformację polityczną i gospodarczą. Na razie jej prekursorem w regionie jest podobnie jak BRICS nieufny wobec zachodnich instytucji finansowych Viktor Orbán, który otwarcie mówi o tym, że buduje nowy typ „nieliberalnej demokracji” (bowiem ta liberalna –zachodnia – jego zdaniem już się wyczerpała) i konsekwentnie, choć z różnym skutkiem, konstruuje relacje z nowymi potęgami i krajami BRICS.

Orbán jest w Polsce traktowany jak postać groteskowa. Niezależnie od tego, czy odniesie sukces i będzie zasługiwał na coś więcej niż drwiące uśmieszki, czy poniesie – oczekiwaną przez większość naszych elit – porażkę, nie zmienia to faktu, że nie mamy planu B i w ogóle nie rozpatrujemy wariantu upadku Zachodu czy sukcesu BRICS. Jesteśmy do tej ewentualnej zmiany nieprzygotowani nie tylko dlatego, że nie bierzemy jej w ogóle pod uwagę, ale także dlatego, iż poza Rosją nie znamy wschodzących potęg i utrzymujemy z nimi sporadyczne kontakty.

W dodatku po 25 latach ciężkiej transformacji zakomunikowanie społeczeństwu, że potrzebny jest kolejny wysiłek, byłoby sporym rozczarowaniem i wielkim wyzwaniem dla polityków. W jaki sposób powiedzieć społeczeństwu brutalną prawdę: świat XXI w. nie jest światem Zachodu i po długiej i bolesnej transformacji czeka nas kolejna reorientacja, bowiem globalne realia są zupełnie inne niż te, które sobie założyliśmy pod koniec XX w. i których przez kolejne ćwierćwiecze nie próbowaliśmy zredefiniować. A teraz do tych realiów musimy się (ponownie) dostosować? Zatem zmiana ta jeśli nastąpi w świecie, w Polsce będzie odsuwana w czasie tak długo jak się da.

Po drugie, zmiana ładu globalnego, który proponuję BRICS, nie jest dla Polski atrakcyjna, bowiem jesteśmy zadowoleni ze status quo, uważamy się za jego beneficjenta i chcemy go bronić. Jedynymi partiami politycznymi, które globalny status quo krytykują, są KNP Korwin-Mikkego i narodowcy.

Po trzecie, we współpracy z BRICS problemem oczywiście byłaby Rosja, która odgrywa w nim istotną rolą, a z którą od kilku stuleci nie udaje się ułożyć dobrych stosunków. Klęskę poniósł także Donald Tusk i jego pojednawcza polityka.

Co robić?

Przy założeniu, że nie da się ułożyć stosunków z Rosją (patrz: porażka polityki Donalda Tuska i brak rezultatów przyjaznej polityki 2009–2013), możemy jednak układać sobie jak najlepsze stosunki z pozostałymi krajami BRICS. Intensyfikować wymianę kulturalną (najprostsze), podejmować wspólne przedsięwzięcia biznesowe, odbywać częste wizyty na najwyższym szczeblu, otwierać, a nie zamykać (jak ostatnio) konsulaty, zwiększać, a nie zmniejszać liczbę personelu dyplomatycznego poza Europą.

Patrzenie w perspektywie dłuższej niż cztery lata nie jest mocną stroną naszych elit. Jednak warto to zmieniać, a przy tym zwracać uwagę i bacznie obserwować rozwój BRICS. Bo niewątpliwie potrzebujemy dłuższej perspektywy i planu B na ciekawe czasy XXI w., które dopiero nadchodzą.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.