Drugi Vallsa, a trzeci Hollande’a: rząd ostatniej szansy

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Od wtorku mamy w Paryżu rząd Valls II. Mogłoby to być zaskakujące, wziąwszy pod uwagę, że Valls został premierem zaledwie 5 miesięcy temu.

Nie jest jednak, jeśli się widzi, kto jest głównym sprawcą obecnego zamieszania. To Arnauld Montebourg, były już minister gospodarki, polityk ekscentryczny, a do tego mocno lewicowych poglądów. To jego – szefa ważnego resortu! – otwarta krytyka polityki gospodarczej rządu doprowadziła do obecnego przesilenia. Premier nie mógł takiej sytuacji tolerować i w porozumieniu z szefem państwa podał swój gabinet do dymisji, a następnego dnia uzyskał prezydencką nominację dla gabinetu odświeżonego, już bez niesfornego ministra. Obecnie trwają wakacje parlamentarne (zwyczajna sesja parlamentu będzie z zwołana 2 października, zapewne wcześniej zostanie zwołana sesja nadzwyczajna), rząd podda się ocenie Zgromadzenia Narodowego za kilka tygodni.

Istota problemu leży w sporze o politykę gospodarczą. Dla lewicy tradycyjnej (złośliwi powiedzą: archeo-lewicy) ważne jest to, co obiecał w kampanii wyborczej nieco ponad 2 lata temu François Hollande. A ten – pamiętajmy - obiecał politykę dosypywania pieniędzy do projektów publicznych i do wydatków socjalnych oraz podwyższania podatków. Ta polityka bardzo szybko się załamała. Rząd i prezydent pierwszy wiraż polityczny wzięli już na jesieni 2012, drugi w styczniu bieżącego roku – oba polegały na odejściu od lewicowego dogmatyzmu.

Hollande uznał, że jeśli zrealizuje swoje wyborcze obietnice, utopi francuską gospodarkę, a w konsekwencji pogrąży Francję.

Jego strategię da się opisać tak: jeśli liberalną strategią gospodarczą (niskie podatki, redukcja deficytu budżetowego i długu publicznego) uda się pobudzić wzrost gospodarczy i wtedy – choćby krótko – uprawiać bardziej hojny „socjal”, to w roku 2017 (data kolejnych wyborów prezydenckich) nikt nie będzie pamiętał tej ideowej zdrady. Problem w tym, że mimo wzięcia tych liberalnych wiraży, wzrostu gospodarczego jak nie było, tak nie ma.

Hollande i Valls są jednak zdeterminowani. Stąd konieczność przywrócenia koherencji rządzącej ekipy, stąd zdyscyplinowanie Montebourga. Zastąpi go młody (37 lat) technokrata, były bankowiec w Banku Rotschilda, były doradca ekonomiczna Hollande’a – Emmanuel Macron. Skrajna lewica podniosła, oczywiście, krzyk, to jednak nikogo nie dziwi. I nie to jest problemem.

Gorzej (dla rządu), że także w szeregach deputowanych z Partii Socjalistycznej rośnie fronda (jej przywódcą może się wkrótce okazać Montebourg). Wprawdzie Manuel Valls zapewnia, że nie obawia się utraty większości, ale nie wydaje się to wcale pewne. W każdym razie, według ostatniego sondażu instytutu IFOP aż 63 proc. Francuzów uważa, że możliwe jest wcześniejsze rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego. Gdyby tak się stało, obecna większość z jej kompromitująco niskim poparciem społecznym (17 % zadowolonych z Hollande’a, 36 % - z Vallsa) byłaby skazana na klęskę. Dlatego rząd Valls II jest dla tej ekipy ostatnią szansą.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.