Po ujawnieniu informacji, że niemiecki wywiad podsłuchiwał polityków amerykańskich i tureckich media naszego sąsiada trenują chwyt prawą ręką za lewe ucho przez plecy.
Któryś z amerykańskich generałów, bodajże podczas drugiej wojny światowej, wymyślił powiedzenie – dorwać kogoś z opuszczonymi spodniami. Jak ulał pasuje to do obecnej sytuacji w RFN, w której media roztrząsają sprawę samoprzyłapania się na podsłuchiwaniu polityków obcych państw – tureckich i amerykańskich właśnie. Sęk w tym że jeszcze miesiąc temu te same media rwały szaty nad faktem szpiegowania władz federalnych przez służby USA i wzywały do politycznego przewartościowania powojennych „specjalnych relacji” Berlina z Waszyngtonem.
Najzabawniej podszedł do sprawy lokalny „Trierischer Volksfreund” wydawany w nadmozelskim Trewirze.
To, co robią niemieckie służby wywiadowcze z Turcją różni się od tego, co robią Stany Zjednoczone z Niemcami. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z klasycznym działaniem wywiadowczym, w drugim z histeryczną inwigilacją, która obejmuje zarówno systematyczną kontrolę komunikacji obywateli w jednym ze ściśle zaprzyjaźnionych krajów jak i ich rządu. I to jest ta subtelna różnica.
Tak więc wszyscy podsłuchują wszystkich, ale Niemcy robią to najlepiej…
„Stuttgarter Zeitung” nie bawi się w niuanse i wprost usprawiedliwia działania Bundesnachrichtendienst:
Węszenie w Turcji jest zrozumiałe z punktu widzenia politycznego bezpieczeństwa i w obliczu niestabilnej sytuacji, w jakiej znalazł się ten wysoko uzbrojony partner NATO.
Dodaje przy tym przytomnie:
Rząd federalny będzie musiał pogodzić się z zarzutem, że nie zachowuje się wobec swoich partnerów lepiej, niż USA. Jeśli z tych wszystkich przypadków można byłoby wyciągnąć jakiś wniosek, to następujący: partnerami i przyjaciółmi mogą być ludzie, ale nie państwa. Te mają najwyżej wspólne interesy.
Dziennik „die Welt” znowu udowadnia, że także niemieckie podsłuchiwanie jest ponad wszystko w świecie:
W przypadku Hillary Clinton nie chodziło o systematyczne i zamierzone podsłuchiwanie, jak robiło to NSA w przypadku kanclerz. A w przypadku Turcji musimy przyznać, że partner NATO zabiegający o przyjęcie do UE nie musi być mocno zaprzyjaźnionym krajem.
W zasadzie jedynie poczdamski „Märkische Allgemeine” napisał wprost o tym, o co chodzi:
Najnowszy skandal nie polega na tym, że Niemcy chcą stworzyć sobie własny obraz na temat politycznej sytuacji w Turcji. Problem polega raczej na obłudzie, z jaką rząd federalny w rok po aferze podsłuchowej NSA maskuje działalność własnych służb.
Treści w niemieckich gazetach przypominają teksty w „Gazecie Wyborczej”, w których to co robił niegdyś PiS jest złe, ale w wykonaniu PO, to już dobre. Ostatni przykład to defilada z okazji Święta Wojska Polskiego. Buta i arogancja może być wyrażona w różnych językach.
Slaw/ „Deutsche Welle”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/210024-niemcy-krytykujacy-usa-za-podsluchy-teraz-sami-przylapani-na-podsluchiwaniu-cwicza-hipokryzje