Rozlokowanie wojsk NATO na Litwie, w Łotwie i Estonii byłoby prowokacją wobec Rosji zaostrzającą konflikt w Europie Wschodniej; Sojusz powinien zamiast tego dać Kremlowi sygnał, że trzy kraje bałtyckie nie są strefą buforową
— pisze „Süddeutsche Zeitung” w komentarzu opublikowanym po wizycie kanclerz Angeli Merkel na Łotwie.
Autor komentarza przypomina swoim czytelnikom, że Estonia, Litwa i Łotwa są członkami NATO i mogą - gdyby Moskwa spróbowała, tak jak na Krymie czy we wschodniej Ukrainie, wywoływać niepokoje za pomocą tzw. zielonych ludzików (zatajających swą przynależność państwową dywersantów) - liczyć na wsparcie Sojuszu zgodnie z artykułem piątym traktatu założycielskiego NATO. Jednak „litery na czerpanym papierze” to jedno, a wysłanie żołnierzy z Europy Zachodniej czy USA byłoby „wzbudzającym większe zaufanie zabezpieczeniem przeciwko ewentualnej rosyjskiej agresji”.
Dotychczas prośby Europejczyków wschodnich były praktycznie ignorowane” - stwierdza „SZ”. Jak zaznacza, USA ograniczyły się do wysłania „kilku marines na manewry nad Bałtyk”.
Prawdopodobnie była to słuszna reakcja
— pisze autor komentarza. Jak tłumaczy, Zachód i Rosja tkwią co prawda w głębokim kryzysie, lecz nie można mówić obecnie o nowej zimnej wojnie.
Nie ma w tej chwili żadnego powodu, by obawiać się ataku rosyjskiego na któryś z krajów NATO
— pisze komentator. Jego zdaniem nie ma też żadnego powodu, by NATO - wysyłając wojsko na Wschód - łamało polityczne obietnice wobec Rosji. Byłoby to prowokacją, krokiem w kierunku zaostrzenia, a nie w kierunku rozwiązania konfliktu - czytamy w „SZ”.
Jednak autor ze względu na to, aby nie posypała mu się kłamliwa teza nie dodaje, że umowa obowiązywała do momentu, aż Rosja nie weszła na terytorium obcego państwa; stało się tak na Krymie i kilka lat wcześniej - w Gruzji.
Niechęć Niemców do rozlokowania wojsk NATO w Europie Środkowej i Wschodniej ma z pewnością merkantylny powód. Bazy to rozlokowanie żołnierzy, często wraz z całymi rodzinami. Powstają całe osiedla, a w nich sklepy i infrastruktura. To realne miejsca pracy dla tubylców. Młodociani niemieccy lewacy mogą sobie krzyczeć „Yankee go home!”, ale gdy podrosną, to zaczynają z Jankesów żyć i zmieniają perspektywę.
Z tekstu można spróbować wyciągnąć jeszcze jeden wniosek. Niemieckie media, zwłaszcza takie lewicowe jak „Süddeutsche Zeitung”, za nic mają nauki z historii. Przemądrzali redaktorzy niemieccy nie pamiętają lub nie chcą pamiętać, że tylko wyciągnięta pięść mogła powstrzymać Adolfa Hitlera i ich ojców i ich matki przed rozpętaniem wojny. Putin nie różni się od Hitlera i być może - zabrzmi to niepoprawnie politycznie - imponuje on części Niemcom, bo przypomina im „starego, dobrego” Adiego. Warto zwrócić uwagę, że niemieccy neonaziści mają do rosyjskiego Hitlera synowski sentyment. Dlaczego nie mieliby go mieć także odwiecznie tęskniący za komunizmem „postępowi” Niemcy? Wszak nazizm to też skrajna lewica, walcząca o ten sam elektorat, ale dodająca element rasistowski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/209891-wojska-nato-bylyby-prowokacja-wobec-rosji-niemieckie-media-robia-wode-z-mozgu