Minęły trzy lata odkąd upadł reżim Muammara Kaddafiego, a sam dyktator zginął. Zachodnie media mówiły wówczas o wielkim triumfie Libijczyków, o nadziej na demokrację. Nikt nie zamierzał płakać po dyktatorze. Ta nadzieja się nie ziściła. Dziś Libia jest pogrążona w chaosie. Trypolis płonie, a Zachód rozważa kolejną militarną interwencję. By naprawić skutki poprzedniej.
Islamscy bojownicy z miasta portowego Misrata, na zachodzie kraju i świeckie milicje gen. Chalifa Haftara z Zintanu na Wschodzie od dwóch tygodni toczą krwawa bitwę o stolicę. Dziś oddziały islamistów, pod dowództwem uważanych przez USA za organizację terrorystyczną Partyzantów Szariatu, zajęły siedzibę sił specjalnych w Bengazi. Walki mają miejsce także w Cyrenajce. Libijska armia, która od chwili obalenia dyktatora, jest w rozsypce, nie interweniuje, a p.o. premiera Abdullah al-Thinni, wobec braku wsparcia wojskowych, usiłował uciec.
W Libii działa ponad 1700 uzbrojonych ugrupowań po wodzą lokalnych watażków i szefów klanów. Poczucie jedności, które mogli odczuć nad truchłem dyktatora, dawno minęło. Teraz, za pomocą broni skradzionej z magazynów Kaddafiego, bezlitośnie się zwalczają. O kontrolę nad polami naftowymi i drogami przemytu, które stanowią ich główne źródło utrzymania. Nakłada się na to wiekowa - sięgająca czasów rzymskich - wrogość między zachodnim regionem Trypolitanii i wschodnim, rozciągniętym wokół Bengazi i Cyrenajki. Większość krajów Zachodu zamknęło swoje przedstawicielstwa dyplomatyczne w Trypolisie i ewakuowało swój personel.
Pozbawiony realnej władzy rząd Libii nie jest w stanie zapobiec krwawej wojnie domowej, która mu grozi. Apeluje więc do Zachodu, do Waszyngtonu, Paryża i Londynu, które ponoszą dużą część odpowiedzialności za obecną sytuację. Obalenie Kaddafiego było przedstawiane na Zachodzie jako prosta walka zła z dobrem. Po usunięciu złego dyktatora Libia miała zamienić się w państwo demokratyczne na wzór zachodni.
Tylko kto miał je stworzyć? Libia to plemiona z flagą narodową. NATO wręczyło im po obaleniu Kaddafiego program utworzenia rządu jedności narodowej opatrzony wskazówkami jak uniknąć błędów popełnionych przez irackie władze po upadku Saddama Husajna. I pozostawiło ich samym sobie. Wynik był łatwy do przewidzenia.
W postkolonialnym świecie arabskim, w którym wciąż afiliacje klanowe, regionalne i etniczne górują nad tożsamością narodową, stworzenie demokratycznego państwa jest iluzją. Prawa polityczne, obywatelskie i ekonomiczne bez państwa narodowego, które je gwarantuje, nic nie znaczą. Konstytucyjna wolność wymaga minimum patriotyzmu, gotowości do zaakceptowania wyniku wyborów, szczególnie gdy się je przegrało.
Tej gotowości, tego patriotyzmu nie ma w Libii, ani żadnym z pozostałych krajów, które w 2011 r. zostały ogarnięte przez Arabską Wiosnę. Nic dziwnego więc, że dziś już nie wymienia się Libii jako przykład udanej militarnej interwencji Zachodu. Wręcz przeciwnie. Nie jeden zachodni komentator i niejeden polityk zapewne po cichu dziś żałuje, że do niej doszło.
Kaddafi był krwawym dyktatorem, to nie ulega kwestii. Jego rządy były oparte na zastraszaniu i gnębieniu ludności, ale czasami nawet najgorszy dyktator jest lepszy od chaosu. Kaddafi scalał państwo i trzymał w rydzach islamistów. Scenariusz, który staje się teraz w Libii coraz bardziej prawdopodobny, to całkowity rozpad państwa, wzorem Somalii, gdzie Al-Kaida lub inne ekstremistyczne ugrupowania wykorzystały sytuację, by działać bezkarnie.
Szkoda, że Zachód zanim przyłożył rękę do obalenia Kaddafiego, nie zapoznał się z tą starą libijską legendą: „W pewnej wiosce postanowili zabić lwa, bo rwał owce. Gdy w końcu im się to udało, na wioskę napadły hordy małp. Lew bowiem odstraszał małpy. Lew nie był dobry, ale bardziej niż niego, należało bać się małp”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/207293-kto-placze-po-kaddafim-anarchia-i-proznia-polityczna-libia-moze-stac-sie-druga-somalia-a-wine-za-to-ponosi-zachod