Tragedia lotu MH17 na długo pozbawiła Rosję opcji zachodniej. Teraz wpadnie wprost w ramiona Chin. Czy stanie się dla Pekinu tym, czym Kanada jest dla USA?

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Ostatnio uwagę opinii publicznej skupia tragedia lotu MH17, która wydarzyła się na wschodnich terenach Ukrainy kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów. W istocie nie chodzi tu jednak tylko o wypadek lotniczy. Wydarzenie to przekreśla rosyjski zwrot ku Zachodowi, jaki następował od 2009 r. (w Polsce najważniejszą odsłoną tego procesu było spotkanie na Westerplatte).

Zestrzelenie malezyjskiego samolotu utrudnia też, a może nawet uniemożliwia, podobny rosyjski zwrot na Zachód w przyszłości. A to sprawia, że Rosja wyraźnie skłania się ku Chinom, by nie powiedzieć, iż wpada wprost w ramiona Pekinu.

Nie dzieje się tak tylko i wyłącznie z powodu feralnego zestrzelenia MH17. O przesunięciu Moskwy w stronę Pekinu decydują jeszcze dwa inne wydarzenia z ostatnich tygodni: podpisanie kontraktu na dostawy gazu do Chin pod koniec maja i niedawny lipcowy szczyt krajów BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny).

Podpisanie kontraktu gazowego pomiędzy Rosją a Państwem Środka usuwa przeszkodę, jaką we wzajemnych relacjach była ta niezałatwiona od dekady sprawa. Warunki umowy nie zostały ujawnione, a oba kraje ogłosiły je jako swój sukces. Możemy jednak domniemywać, dla kogo cena była atrakcyjniejsza. Osobiście uważam, że dobry interes na pewno ubiły Chiny, które skorzystały z napięć na linii Rosja–Zachód, ale i Moskwa musiała uznać, że warto zapłacić tę cenę.

Z kolei BRICS na szczycie, na którym bardzo aktywny był Władimir Putin, stworzyło własny bank i fundusz walutowy. A to oznacza, że nieformalne spotkania przywódców i klub dyskusyjny kwestionujący globalny ład światowy zamieniły się w formalną spółkę państw niezadowolonych z zachodniej hegemonii. Wspólna działalność na tym polu również zbliża Rosję i Chiny.

Tragedia MH17 – choć najbardziej głośna – jest dopiero trzecim elementem tej układającej się w logiczną całość sekwencji. Zestrzelenie (prawdopodobnie omyłkowe) malezyjskiego samolotu, który leciał z Amsterdamu i na pokładzie którego znajdowało się wielu Europejczyków, zburzył budowany przez lata zwrotu ku Europie wizerunek Rosji jako państwa cywilizowanego, „z którym da się rozmawiać”.

Tym samym Rosja na własne życzenie na jakiś czas pozbawiła się opcji europejskiej czy też zachodniej. Być może ze względu na chwiejne przywództwo Zachód nie będzie w stanie wymierzyć skutecznych sankcji, ale tak czy inaczej Rosja przez jakiś czas nie będzie mile widzianym partnerem. Niewykluczone jednak, że zestrzelenie samolotu (celowe lub omyłkowe) niczego nie zmienia, bo świadoma decyzja Moskwy o rezygnacji z opcji zachodniej zapadła już wcześniej.

Kontrakt gazowy, szczyt BRICS i MH17 oznaczają, że pozbawiona opcji zachodniej Rosja zmierza (raczej świadomie) w kierunku Chin, a ponieważ jest jasne, iż nie może być jednocześnie Wielkiej Rosji i Wielkich Chin, oznacza to, że w XXI w. najbardziej prawdopodobne są dwa scenariusze:

Pierwszy to taki, w którym Rosja stanie się dla Chin tym, czym Kanada dla USA czy Białoruś dla Rosji. Bliskim partnerem politycznym i gospodarczym, ale bez żadnych szans na osiągnięcie statusu równoprawności. Już dziś potencjały obu krajów są nierówne, a przy założeniu, że Chiny będą się dalej rozwijać, różnice te będą się coraz bardziej zwiększać. W istocie oznaczać to będzie powrót do 1689 r. i traktatu z Nerczyńska, kiedy to Piotr Wielki uznał się za wasala chińskiego cesarza.

Drugi scenariusz, znacznie ciekawszy, to taki, w którym Rosja za jakiś czas ponownie spróbuje pivotu na Zachód, nie godząc się z rolą azjatyckiej Białorusi czy też Kanady u boku chińskiego hegemona. To byłaby również powtórka z historii, bowiem podobnego zwrotu dokonały Chiny w końcówce rządów Mao Zedonga, kiedy zbliżyły się do USA, nie godząc się na rolę młodszego brata Rosji. Teraz mogłoby dojść do podobnej sytuacji, tyle że oba państwa zamieniłyby się miejscami. W roli Chin wystąpiłaby Rosja.

Warto przy tym wspomnieć, że współczesna Rosja to zupełnie inny rodzaj mocarstwa niż XX-wieczny ZSRR. Pomimo wielu podobieństw (zwłaszcza w odwoływaniu się do dziedzictwa sowieckiego lub ciągłości elit politycznych) inna jest dziś sytuacja geopolityczna i globalny układ sil.

Rosja jest przede wszystkim krajem wciąż bardzo silnym, ale zdecydowanie za słabym, by w pojedynkę rzucić wyzwanie USA lub tak jak ZSRR stanowić dla nich przeciwwagę. A zatem nie ma sensu straszyć ludzi powrotem „zimnej wojny” i ZSRR albo utrzymywać, że Rosja się zmieni, zmodernizuje lub zwesternizuje. Należałoby raczej przyjąć do wiadomości, że współczesna Rosja to gracz będący klasycznym tzw. swing state, czyli krajem za słabym, by samemu sięgnąć po hegemonię, ale wystarczająco silnym, by o niej przesądzić, dołączając się w odpowiednim momencie do jednej ze stron.

Choć oczywiście należy przy tym pamiętać, że Kreml jest wciąż wystarczająco silny, by zagrozić Gruzji, Ukrainie czy Polsce. Nie należy się też łudzić, że Amerykanie zamiast pilnować Chińczyków, zaangażują się w konflikt z Rosją i powróci wyczekiwana w Polsce „zimna wojna”, w której tym razem będziemy po „słusznej stronie”.

Zatem Rosja jeszcze nieraz będzie wykonywała gesty przyjaźni zarówno w stronę Azji (głównie Chin), jak i Zachodu. W XXI w. to ona może odegrać rolę języczka u wagi. Nie można więc wykluczyć, że w perspektywie kilku lat, także ci, którzy dzisiaj ronią łzy nad ofiarami MH17, staną się adwokatami sojuszu Zachodu z Rosją, który Polska będzie musiała zaakceptować. W obliczu nasilającej się rywalizacji amerykańsko-chińskiej Rosja może stać się znowu pożądanym partnerem i wówczas znów usłyszymy, iż Władimir Putin (lub jego następca) to szczery demokrata i „partner, z którym warto rozmawiać”.

Jednak im bardziej brutalne będą starcia i walki na Ukrainie, im więcej zginie niewinnych ofiar, tym mniej realny będzie ponowny zwrot Rosji ku Europie. Tym samym bardziej prawdopodobny będzie się stawał scenariusz, w którym Rosja przeistacza się w młodszego brata Chin, bo przecież patrząc na potencjał obu krajów, trudno uwierzyć, że będą to stosunki równoprawne.

Nie ulega wątpliwości, że Władimir Putin podjął ostrą grę. Albo utrzyma mocarstwowy status Rosji, albo doprowadzi do jej wasalizacji przez Chiny.

Tekst pierwotnie ukazał się w internetowym tygodniku idei Nowa Konfederacja

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.