Poruszający reportaż z Gazy. "Róbcie zdjęcia, pokażcie całemu światu". GALERIA ZDJĘĆ

Palestyńscy ratownicy wydobywają ciało spod gruzów, PAP/EPA
Palestyńscy ratownicy wydobywają ciało spod gruzów, PAP/EPA

Sobotnie czasowe zawieszenie broni w Strefie Gazy między Izraelem a Hamasem ma pozwolić ratownikom dotrzeć do rannych i zabitych Palestyńczyków, uwięzionych w dzielnicach pod ostrzałem, często pod gruzami domów. Na kilka godzin na gazańskie ulice wróciło życie.

W ostatnim tygodniu izraelska armia zajęła przygraniczne miejscowości w Strefie Gazy, odcinając je od świata. W niektórych miejscach toczyły się walki między palestyńskimi bojownikami a izraelskim wojskiem. Karetki, z wyjątkiem kilku krótkich ekspedycji Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, nie mogły dotrzeć do rannych, bo armia zmuszała je ostrzałem do wycofania się. Gdy w sobotę, podczas zawieszenia broni, wrócili ich mieszkańcy, do ich nozdrzy wdzierał się słodki, dławiący fetor spalonych, rozkładających się ludzkich ciał, które w upale leżą pod gruzami setek domów zniszczonych w izraelskiej ofensywie przeciwko Strefie Gazy.

W sobotę, mimo zawieszenia broni, przygraniczna wieś Chuzaa nadal była odcięta od świata. Choć jej mieszkańcy próbowali wrócić do domów, dostać się do zabitych, rannych, tych, którym nie udało się uciec, wstępu do wioski broniły izraelskie czołgi, a gdy zdesperowani ludzie zbliżyli się do linii wojska, żołnierze oddali w ich stronę ostrzegawcze strzały.

W Chuzaa doszło do masakry, dziesiątki osób są pogrzebane pod gruzami, zostawiliśmy za sobą rannych i zabitych, bo i nam ledwo udało się uciec. Szliśmy z białymi flagami i z podniesionymi do góry rękami, a i tak ostrzelały nas czołgi” - powiedział PAP Wael Abu Rudżeila, który w czwartek rano z rodziną uciekł do pobliskiego miasta na południu Strefy Gazy, Chan Junis.

Według wstępnych ustaleń Palestyńskiego Centrum Praw Człowieka cywile zginęli lub zostali ranni, próbując uciekać z oblężonej miejscowości.

Zawieszenie broni objęło za to sąsiednią wieś Abasan. Gdy w sobotę rano pierwszy ambulans zatrzymał się przed domem uszkodzonym pociskiem z czołgu, sąsiedzi ściągali dziennikarzy, krzycząc „Róbcie zdjęcia, pokażcie całemu światu”; na noszach leżała zwęglona noga, toczyły ją białe robaki. To szczątki 32-letniego Ibrahima Islamena Qabalana. Gdy we wtorek w nocy wszyscy uciekali z domów przed ostrzałem na zachód, Ibrahim zawrócił, poszedł po starszą kobietę, sąsiadkę, która sama nie mogła się ewakuować.

Wystrzelili prosto w Ibrahima z czołgu pocisk, który rozszarpał jego ciało, kobieta odniosła rany, ale przeżyła, udało się ją wydostać na drugi dzień rano” - mówili PAP sąsiedzi, wszyscy z rodziny Abu Teir, mieszkający w sąsiadujących domach.

Domy, jeden dom po drugim, zostały uszkodzone lub zniszczone. Izraelskie wojsko poinformowało, że zrzuca na Strefę Gazy jednotonowe bomby. Tylko w piątek w nocy zrzuciło ich sto. Obok domu, w którym były zwłoki Qabalana, stoi kilka uszkodzonych budynków, a dalej wyrwa, ogromy lej w ziemi, w którym kręcą się bezsilni ratownicy: bez ciężkiego sprzętu, bez maszyn, nie dokopią się do ciał.

Chodzą w maskach zasłaniających usta i nosy, bo w leju fetor rozkładających się ciał jest wyjątkowo silny. Pod gruzami domu ma być pogrzebanych pięciu palestyńskich bojowników jednej z kilku grup zbrojnych toczących walki z izraelską armią.

Dalej, w głębi tej samej ulicy, mężczyzna siedział w kucki oparty o mur w cieniu i głośno szlochał, patrząc na gruzy dwupiętrowego domu. Jego rodzina uciekła we wtorek w środku nocy i wróciła w sobotę z samego rana sprawdzić, jak inni z tej dzielnicy, co zostało z ich domów.

Zarówno w pobliskim Chan Junis, jak i w Mieście Gaza, na północy, na ulice wróciło życie. Przed bankami ustawiły się długie kolejki. Ludzie robili zakupy, piekarnie nie nadążały z wypiekaniem chleba, ulice były zakorkowane. Po dwóch tygodniach uwięzienia w zatłoczonych domach, bo praktycznie każdy w Gazie gości u siebie teraz uciekinierów z przygranicznych miejscowości, ludzie wyszli na ulice.

Setki tysięcy Palestyńczyków musiały opuścić domy, często natychmiast, bez możliwości zabrania nawet najpotrzebniejszych rzeczy. Dziś całe rodziny wracały - sprawdzić, czy domy jeszcze stoją i zabrać materace, ubrania na zmianę, sprzęt kuchenny. Tłumy ciągnęły do Szadżaii, gdzie tydzień temu w ciągu jednej nocy w izraelskim ostrzale zginęło ponad 70 osób, w tym wiele kobiet i dzieci. Jej mieszkańcy masowo uciekali. Dokładna liczba zabitych jest wciąż nieznana, bo całe połacie tego przedmieścia Gazy zostały zrównane z ziemią. Choć ratownicy robili, co mogli, ich buldożery nie były w stanie przekopać się przez tony gruzu.

Niektórych zabitych będziemy mogli dopiero odkopać po wojnie” - powiedział PAP pracujący na miejscu strażak Musa Abu Hassanein. Od rana w sobotę udało im się wydostać ponad 100 ciał - podał rzecznik palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia; tym samym liczba zabitych w Strefie Gazy Palestyńczyków przekroczyła tysiąc od 8 lipca, czyli poczatku izraelskiej ofensywy. Według palestyńskiej organizacji praw człowieka Al-Mezan blisko 80 proc. to cywile.

Po stronie izraelskiej, w wyniku walk z bojownikami Hamasu i innych grup zbrojnych, zginęło 40 izraelskich żołnierzy, a palestyńskie rakiety wystrzeliwane ze Strefy Gazy na Izrael zabiły trzech cywilów.

Sobotnie humanitarne zawieszenie broni miało trwać 12 godzin, do 19 czasu polskiego. Izrael jednostronnie przedłużył je o kolejne cztery godziny, ale Hamas odrzucił tę decyzję.

W Szadżaii, podobnie jak w Abasan, ludzie płakali, patrząc na gruzy, które zostały z ich domów. Inni, zdecydowani wrócić, gdy tylko ustaną walki, wieszali palestyńskie flagi na szczątkach domów i wyciągali z rumowisk najpotrzebniejsze rzeczy. Na wschodnim obrzeżu Szadżaii, zamieszkanym przez członków rodziny Harrara, kilkanaście domów było zrównanych z ziemią. Wśród gruzów walały się pieluchy, ubrania, zeszyty, kawa. Między zmiażdżonymi warstwami cementu można było dojrzeć zniszczone sklepowe półki.

To był nasz minimarket, a nad nim mieszkania trzech rodzin” - wyjaśniał w rozmowie z PAP właściciel Ala Harrara.

Wszechobecny czarny pył, wdzierający się do ust, oczu i nosa, pobrudził jego idealnie odprasowaną śnieżnobiałą galabiję.

Nic nie będę dzisiaj zabierał, wyszedłem z domu w tej samej koszuli, bez niczego, z wyjątkiem zegarka na ręku, i tak samo wracam. A gdy sytuacja się uspokoi, postawię tu namiot i, dzień po dniu, odbuduję nasz biznes i nasz dom” - dodał.

Ze Strefy Gazy Ala Qandil PAP/Skaj

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.