Kto odpowiada za śmierć pasażerów lotu MH17? Cały zachodni świat, który wciąż ślepo patrzy w Putina

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Putin to były KGB-ista, człowiek zdeterminowany, oszołomiony chęcią władzy i zafascynowany wielkością imperium sowieckiego, które za wszelką cenę pragnie odbudować. Doskonale zdają sobie z tego sprawę osoby, które Rosję obserwowały z bliska.

Od czasów gdy Władimir Putin zasiadł na Kremlu, nie cofa się przed niczym, aby utrzymać w swoich rękach władzę i poparcie w społeczeństwie. Rosjanie to naród, który – między innymi ze względu na historyczne zaszłości - pragnie rządzić innymi narodami. Putin postanowił im to dać. Zaraz po tym, jak przejął po Jelcynie teczkę prezydenta Rosji rozpętał II wojnę czeczeńską, poświęcając życie kilkudziesięciu tysięcy czeczeńskich cywili, a kolejne tysiące skazując na wygnanie czy życie w obozach dla uchodźców. Pretekstem do rozpoczęcia działań wojennych w Czeczeni była wówczas seria zamachów bombowych w Bujnaksku, Moskwie i Wołgodońsku. Mieli za nimi stać czeczeńscy terroryści, jednak coraz więcej wskazuje na to, że była to robota FSB. W końcu kto z Rosjan po tych atakach nie żądał krwi czeczeńskich terrorystów? To właśnie mógł przewidzieć prezydent Rosji. Tak zaskarbił sobie popularność w społeczeństwie już na początku swoich rządów.

Putinowi nie szkoda ofiar – nawet swoich obywateli. Do dziś nierozwiązaną zagadką pozostaje atak na teatr na Dubrowce czy na szkołę w Biesłanie. Putin eliminuje także pojedyncze osoby, które śmiały się mu przeciwstawić i obnażyć jego krwawe rządy – np. Annę Politkowską. Dlaczego nie mógłby w takim razie stać za katastrofą smoleńską czy zestrzeleniem malezyjskiego boeinga?

Nie do końca zdaje sobie z tego jednak sprawę Zachód. I nie mam tu na myśli tylko zachodnich przywódców, aczkolwiek to ich świadomość jest tu kluczowa, gdyż oni od lat wyrażają wolę współpracy z Putinem i podają mu rękę na oficjalnych uroczystościach. To właśnie ci przywódcy przysłonili swoim obywatelom prawdziwy obraz Kremla. Widoczne to jest między innymi w przekazach, które płyną z Holandii. W jednym z reportaży dotyczących reakcji Amsterdamu na tragedię z 18 lipca, słychać że nieważne jest szukanie winnych, a uczczenie pamięci ofiar. Do zachodnich obywateli chyba nie dociera fakt, że ich bliscy stali się ofiarami zwykłej politycznej rozgrywki rosyjskiego przywódcy. Zresztą rozgrywki, której eskalacji w odpowiednim czasie nie powstrzymała ani Unia Europejska, ani NATO. A poważne przesłanki ku zmianie polityki wobec Rosji pojawiły się już w 2008 r., kiedy to rosyjskie wojska ruszyły w kierunku Tbilisi. Kolejnym przystankiem był 10.04.2010 r., zapomniany przez cały Zachód na skutek działań polskiego rządu. Jak widać teraz, Unia Europejska i Stany Zjednoczone przez ten czas nie zrozumiały nic i chyba nadal zrozumieć nie chcą.

Cały świat obserwuje grabione rzeczy ofiar, bezczeszczone zwłoki pasażerów tragicznego lotu, niszczenie wraku, niezabezpieczenie terenu, grę czarnymi skrzynkami i przypisanie winy przez Rosjan Ukrainie… I co? Nic, jak zwykle to samo: słowa i czekanie, słowa i czekanie. Jak bardzo trzeba być zaślepionym, żeby jeszcze wierzyć, że to cokolwiek da? A może po prostu tak jest wygodniej…?

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.