Liczą się tylko silni. Kryzys ukraiński pokazał, że Polska w grze z Rosją liczyła się tylko na początku

PAP/EPA
PAP/EPA

Dla tych, którzy patrzą na polską i europejską scenę polityczną realistycznie, a nie przez różowe okulary było i jest jasne, że ani Donald Tusk, ani Radosław Sikorski żadnego kluczowego stanowiska w Unii Europejskiej nie dostaną.

W polityce liczą się tylko silni. Silne państwa, silni politycy, silne narody. Polska, o czym piszę z nieukrywanym smutkiem i żalem, nie jest takim krajem, nie rządzą nami poważni i zdecydowani politycy, z których zdaniem liczą się przywódcy innych państw. Kryzys ukraiński pokazał, że Polska w grze z Rosją liczyła się tylko na początku i wynikało to raczej z osiągnięcia doraźnego celu propagandowego i wywołania wrażenia, że Unia podejmuje jakieś zdecydowane kroki w tej sprawie. Wkrótce okazało się, że wygrały partykularne, narodowe (!) interesy, a z wielkiego, dyplomatycznego sukcesu Polski zostało tylko kilka zdjęć Sikorskiego ze Steinmeierem i Fabiusem. Dziś, gdy rosyjskie wojska naruszają ukraińską granicę, nikt nawet nie myśli, by zaprosić do rozmów Polaków.

Pisząc o obecnym rozdaniu w Unii Europejskiej, warto przypomnieć jak skończyła się ostatnia walka o ważne stanowisko dla Polski. Gdy wybierano nowego sekretarza generalnego NATO, media głównego nurtu potęgowały wrażenie, jakoby szef polskiego MSZ był głównym pretendentem do objęcia tego stanowiska, a jego kandydatura była właściwie jedyną godną uwagi dla głównych decydentów w Sojuszu. Rzeczywistość brutalnie zweryfikowała to agitacyjno-propagandowe przesłanie.

Żeby zrozumieć dlaczego tak się stało trzeba cofnąć się do 2010 roku. Gdy w Smoleńsku zginęli natowscy generałowie, polski rząd nie zwrócił o pomoc w wyjaśnieniu tej tragedii ani do USA, ani do NATO, ani do Unii Europejskiej. Oddano natomiast bezwarunkowo całe śledztwo Rosjanom. Polskie służby, które nie zabezpieczyły wizyty polskiej delegacji, nie zabezpieczyły też między innymi nośników danych i kodów, które posiadali przy sobie generałowie. Wystawiło to Sojusz na szereg potencjalnych zagrożeń i musiano z tego powodu wdrożyć procedury, które miały zabezpieczać tajemnice Sojuszu. Jednym słowem nieudolność polskich władz i mnóstwo złej woli spowodowały, że nikt nie powierzyłby takim ignorantom kwestii bezpieczeństwa milionów ludzi. Można zarzucić wiele zachodnim politykom, ale komuś kto nie szanuje własnego kraju, nie mogli powierzyć szefowania tak ważnej instytucji jaką jest NATO.

Po wyborach europejskich odżyła dyskusja o obsadzie kluczowych stanowisk w Unii Europejskiej. I znowu mainstreamowe media przypuściły ofensywę próbując wdrukować Polakom, jak to liczymy się w Europie i to, że jedno ważne stanowisko musi przypaść nam w udziale. Oczywiście kandydatami byli Radosław Sikorski na stanowisko szefa unijnej dyplomacji i Donald Tusk na stanowisko szefa Rady Europejskiej.

Informacje na temat ewentualnej kandydatury Tuska na szefa RE zmieniały się jak w kalejdoskopie. Ostatecznie stanęło na tym, że jest on w gronie potencjalnych następców Hermana Van Rompuya. Rekomendacja Tuska przez Angelę Merkel stanowi jednak dowód słabości polskiego premiera. Wiadomo, że Tusk zasłużył sobie na to tylko dlatego, że wiernie stał przy pani kanclerz, dobrze się z nią zna i zawsze był gotów bronić interesów Niemiec. Merkel o tym wie i wykorzystuje dla swoich celów. Nawet gdyby Tusk dostał stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, to w najmniejszym stopniu nie wykazywałby przejawów jakiegoś geniuszu politycznego, czy niezależności. Ktoś, kto utrzymanie władzy uzależnia od socjotechnicznych sztuczek i PR, może w Europie być tylko marionetką.

Tusk swoją „kandydaturą” spróbuje podreperować notowania, wykorzysta PR-owo zdjęcia z brukselskimi politykami i Angelą Merkel, przedstawi siebie jako męża stanu i wróci podjąć ostatnią walkę o zachowanie władzy. Otrzymanie stanowiska w UE tylko przyspieszyłoby moment porażki nie tylko samego Tuska ale i całej Platformy. Po zakończeniu kadencji nie miałby do czego wracać. Teraz spróbuje po pierwsze maksymalnie opóźnić utratę władzy, a po drugie tak poustawiać sprawy, by kiedyś móc jeszcze wrócić do pierwszej, politycznej ligi.

Co do szans Radosława Sikorskiego, to również wydają się one być bliskie zeru. Miał na to wpływ szereg czynników, w tym wspomniane już zachowanie polskiego rządu i polskiego ministra spraw zagranicznych po 10/04. Sikorski, wbrew temu co twierdzą sprzyjający obecnej władzy publicyści, mocno zaszkodził sobie tym, co zostało ujawnione na taśmach prawdy. Także osobiste cechy charakteru Sikorskiego nie pomagają mu w zdobyciu stanowiska szefa unijnej dyplomacji – w Europie zdają sobie sprawę z jego arogancji i pyszałkowatości. Kolejne odsłony wojny na Ukrainie i brak uczestnictwa strony polskiej w rozmowach dotyczących zakończenia konfliktu tylko potwierdzają, że Polska nie jest traktowana jako polityczny pionek – co z kolei jest „zasługą” polityki Sikorskiego.

Po fiasku negocjacji, kolejny szczyt odbędzie się 30 sierpnia. Jestem niemal na 100% przekonany, że niniejszy tekst będzie również aktualny po tej dacie. Nic bowiem nie wskazuje na to, by Polska w ciągu miesiąca miała gwałtownie wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Zatem, na pytanie o kluczowe stanowiska dla Polski w Unii Europejskiej można powtórzyć za Aleksandrem II: żadnych marzeń, panowie.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.