Stosy kwiatów na lotnisku w Amsterdamie. Stąd wystartował zestrzelony samolot. ZOBACZ ZDJĘCIA

Fot. PAP/EPA/DAVE HUNT
Fot. PAP/EPA/DAVE HUNT

Terminal 3 lotniska w Amsterdamie skąd w czwartek wystartował zestrzelony Boeing 777: z godziny na godzinę rośnie stos kwiatów. Przynoszą je pasażerowie, pracownicy lotniska oraz linii lotniczych i ludzie po prostu poruszeni tragedią.

Wśród piętrzących się róż, lilii, słoneczników, składanych pojedynczo lub w bukietach, odnaleźć można kartki z odręcznie napisanymi kondolencjami.

Większość osób, które składają kwiaty, nie było osobiście związanymi z ofiarami katastrofy. Wyraźnie wzruszeni opowiadają jednak tłoczącym się wokół ekipom dziennikarskim z całego świata, że trudno tak po prostu nic nie zrobić. Składają więc hołd z kwiatów, a do wyłożonej księgi kondolencyjnej wpisują wyrazy żalu, bólu, niedowierzenia i solidarności z osieroconymi, owdowiałymi i raptownie pozbawionymi bliskich i przyjaciół ludźmi.

Zobaczyłem mężczyznę idącego z kwiatami i z tym zdjęciem, położył je tutaj. Poruszyło mnie to głęboko. Podszedłem do niego i zapytałem, dlaczego to zrobił. Powiedział mi, że w katastrofie zginął jego szkolny kolega. Miał 24 lata, pochodził z Bali, wracał do domu, by świętować ramadan. Wczoraj pożegnali się na lotnisku, pomagał mu przy odprawie. A teraz go tak po prostu nie ma

— opowiadał Rudy, pracownik amsterdamskiego lotniska zajmujący się obsługą pasażerów, który również przyniósł kwiaty.

Pokazał też bukiet, który przyniósł mężczyzna, o którym opowiadał. Do białych róż dołączona była fotografia młodego, uśmiechniętego mężczyzny wraz z jego nazwiskiem - Wayan Sujana.

Byłem wczoraj w pracy. Poszliśmy na lunch i wtedy to się stało. Początkowo myśleliśmy, że przyczyną była jakaś techniczna awaria; później okazało się, że samolot został zestrzelony. To czarny dzień dla Holandii, czarny dzień dla Indonezji

— mówił Rudy.

Jak dodał, w piątek ciężko mu było tak zwyczajnie wrócić do codziennych obowiązków.

Pracujemy, życie musi toczyć się dalej, ale myśli są przy tych ludziach i ich bliskich. Nie wierzę, że to się stało

— powiedział wyraźnie poruszony.

Kwiaty przyniosła też Lucy. Jak opowiadała, zrezygnowała z zaplanowanego na dziś lotu, bo czwartkowa tragedia wstrząsnęła nią tak bardzo, że nie była w stanie wsiąść do samolotu.

W tej okropnej katastrofie zginęła jedna z dziewczynek ze szkoły, do której chodzi moja córka. Gdy się o tym dowiedziałam, powiedziałam mężowi: nigdzie nie lecimy

— opowiadała.

Tak wielu ludzi zginęło, wielu bardzo młodych. To straszne

— mówiła.

Inny mężczyzna opowiadał dziennikarzom, że w katastrofie zginęła dwójka jego dalszych krewnych.

Nie znałem ich dobrze, to właściwie rodzina mojej żony. Pobrali się dwa tygodnie temu, lecieli na miesiąc miodowy. Mieli być tacy szczęśliwi. Tak mi ich żal i tych wszystkich biednych ludzi, którzy zginęli. To takie okropne

— mówił.

Stos kwiatów rośnie, choć życie na lotnisku toczy się zwykle. Podjeżdżają jedna za drugą taksówki, wokół słychać charakterystyczny stukot ciągniętych walizek. Niektórzy podróżni, zanim wejdą z parkingu do hali odlotów, zatrzymują się w milczeniu obok miejsca, gdzie leżą kwiaty. Po drugiej stronie szklanej ściany terminala jest już zwykły gwar charakterystyczny dla międzynarodowych lotnisk; sklepy, kawiarnie, restauracje i morze ludzi. Co jakiś czas niektórzy z nich kupują bukiet w pobliskiej kwiaciarni i kładą go w milczeniu obok tamtych kwiatów.

W zestrzelonym w czwartek samolocie malezyjskich linii lotniczych było 298 pasażerów (w tym 80 dzieci). Najliczniejszą grupą, która zginęła w katastrofie, są Holendrzy. Wiceprezes regionalnego oddziału Malaysia Airlines Huib Gorter zapewnił na piątkowej konferencji prasowej na lotnisku w Amsterdamie, że jego firma współpracuje z właściwymi władzami, by jak najszybciej ustalić tożsamość wszystkich ofiar. Poinformował, że poza Holendrami pozostałe ofiary katastrofy to obywatele Malezji - 44 osoby, Australii - 27, Indonezji - 12, Wielkiej Brytanii - 10, Niemiec - 4, Belgii - 4, Filipin - 3, Nowej Zelandii i Kanady - 1 osoba.

Tożsamość czterech osób nadal nie jest znana. W katastrofie zginęło 15 członków załogi. Gorter poinformował, że Malaysia Airlines wypłacą najbliższym krewnym ofiar odszkodowanie w wysokości 5 tys. dolarów na pokrycie najpilniejszych potrzeb. Linie będą się też starać zorganizować specjalny lot, dla tych rodzin, które chciałyby udać się na miejsce tragedii. Zaznaczył jednak, że jest to trudne ponieważ, do tragedii doszło w regionie objętym konfliktem.

PAP/bzm

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych