Umowy UE z Ukrainą, Gruzją i Mołdawią podpisane! O problemach nie mówi nikt. Wszak na weselu nie mówi się o pogrzebie…

PAP/EPA
PAP/EPA

27 czerwca 2014 roku – to historyczna data, którą warto pamiętać: Unia Europejska weszła w otwarty konflikt z Rosją. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Gruzją, Mołdawią i Ukrainą doprowadziło Władimira Putina do nieskrywanej złości, to poważny cios w jego plan stworzenia unii euroazjatyckiej. Jak zapowiedział, Rosja podejmie kroki w obronie swych interesów. Konsekwencje zawarcia tej umowy mogą być wielce niekorzystne także dla samej unii, czego realizowany obecnie scenariusz akurat nie przewiduje.

Wariant optymistyczny zakłada stopniową integrację tych krajów z Europą, czyli ruch w jedna stronę. Czym to się na prawdę skończy? Wątpliwości i pytań, na które trudno udzielić dziś odpowiedzi, jest wiele. Co z uznawanymi przez Rosję, a nieuznawanymi w Europie i na świecie za „niezależne republiki” gruzińskimi, separatystycznymi prowincjami Osetią Południową i Abchazją? Co z mołdawskim Naddniestrzem, kontrolowanym przez rosyjską armię? Co z ukraińskim Krymem i wciąż pogrążonymi w wojnie domowej wschodnimi regionami tego kraju?

Trójka stowarzyszonych właśnie ze wspólnotą państw (pozostaje jeszcze tylko ratyfikacja tej umowy), obiecuje sobie wiele po tym akcie, także w kwestii ich politycznego wsparcia przez wspólnotę. Czy słusznie? Już dziś obywatele państw UE są nią wyraźnie zmęczeni, czego najlepszym dowodem były sukcesy różnojęzycznych eurosceptyków w niedawnych eurowyborach, czy choćby blokowanie włączenia członkowskiej Bułgarii i Rumunii do strefy Schengen. Umowa stowarzyszeniowa to jeszcze nie członkostwo w UE, nie daje też żadnych gwarancji gruzińskim, mołdawskim i ukraińskim sygnatariuszom, że je kiedykolwiek uzyskają. Nie zmienia to faktu, iż oni sami traktują podpisany dokument jak pierwszy krok w tym kierunku.

Dziś w Tbilisi, Kiszyniowie i Kijowie panuje radość. Na jak długo i czy w ogóle wystarczy tego entuzjazmu Gruzinom, Mołdawianom i Ukraińcom w konfrontacji z trudami niezbędnych tam reform? W Mołdawii wkrótce odbędą się wybory, w których wpływowi, prorosyjscy komuniści, tworzący największą frakcję w parlamencie, liczą na zwycięstwo. Nawet jeśli teraz ze względów taktycznych opowiadają się za integracją z UE, nie wiadomo jak zachowają się jutro. Sytuacja na Ukrainie również daleka jest od wewnątrzpolitycznej stabilizacji, ukraińskie społeczeństwo nie stanowi monolitu i długo nim nie będzie, co przy antycypowanych uciążliwościach transformacji, upadku wielu rodzimych firm, narastającym bezrobociu i po prostu braku środków do życia może przerodzić się w polityczny i społeczny rozłam o skutkach trudnych do przewidzenia.

I dalej: jak odbije się handlowa część umowy stowarzyszeniowej z Gruzją, Mołdawią i Ukrainą na samej unii, na jej spójności, w tym przede wszystkim na Polsce? Zysk po stronie Ukrainy jest już obliczony: tylko np. w sektorze rolniczym, dzięki podniesieniu celnego szlabanu na ponad 80 proc. produktów wyniesie on około 400 mln euro. I tu nasuwa się kolejne pytanie, czyim kosztem? Podczas, gdy unia znosi dla ukraińskich producentów większość barier celnych bez okresów przejściowych, określiła też kontyngenty bezcłowe na sprzedaż mięsa, nabiału, jajek, cukru i miodu na rynek wspólnoty, Ukrainie ma możliwość rozłożonej na lata, stopniowej redukcji ceł. Biorąc pod uwagę różnice w kosztach produkcji, pracy i płacy, obawy polskich rolników i hodowców, czy wytrzymają tę konkurencję, nie są bezpodstawne. Tym bardziej, że polscy rolnicy zobowiązani są do posiadania stosownych certyfikatów i przestrzegania surowych, unijnych norm weterynaryjnych i fitosanitarnych, a dla ich ukraińskich kolegów z branży przewiduje się jedynie „zbliżanie” obowiązujących tam przepisów do prawa w UE… Znany powszechnie pogląd, że żyzna Ukraina może wyżywić całą Europę, brzmi miło w ukraińskich uszach, dla unijnych rolników i producentów, a może nawet ogółu pracobiorców ma raczej przykry kontekst.

Diabeł tkwi w szczegółach, ale po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą, Mołdawią i Gruzją zapanował nastrój euforii.

To wspaniały dzień, być może najważniejszy dla mojego kraju od czasu uzyskania niepodległości

— skomentował „król czekolady”, ukraiński oligarcha, obecnie prezydent Ukrainy Petro Poroszenko.

Gruzini, ze swą unikalną tradycją i kulturą, muszą dołączyć do unii i być częścią unii narodów demokratycznych

— dorzucił równie uradowany, gruziński premier Irakli Garibaszwili.

Chcemy należeć do rodziny europejskiej

— wtórował mu szef mołdawskiego rządu Iurie Leancă.

To wspaniały dzień dla Europy. To nie są umowy, jak wszystkie inne, to kroki milowe w historii naszych relacji i historii całej Europy

— podsumował przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.

O niejako zaprogramowanych problemach nie mówi nikt. Czy aby ów „milowy krok” nie wyjdzie bokiem wszystkim zainteresowanym stronom? Nieważne, niech strzelają korki od szampanów! Wszak na weselu nie mówi się o pogrzebie…

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.