Grzegorz Kostrzewa-Zorbas: 100 procent eurokracji w eurokracji - Jean-Claude Juncker z Luksemburga był wychowany na najpotężniejsze stanowisko w UE i je dostanie. Politycy Platformy nie dostaną nic

PAP/EPA
PAP/EPA

Unia Europejska przeszła rzadką próbę demokracji. Wysokim kosztem, bo w wyniku tej próby przewodniczącym Komisji Europejskiej zostanie czysty eurokrata Jean-Claude Juncker z Luksemburga, szeroko uważany za uosobienie wielu złych cech Unii, a zwłaszcza potęgi eurokracji – unijnej biurokracji – rządzącej poza skutecznym nadzorem pół miliarda unijnych obywateli. Ale przedstawiając Parlamentowi Europejskiemu – do którego należy ostatnie słowo – kandydaturę Junckera, Rada Europejska uszanowała inną demokratyczną zasadę, nazwaną w UE przejrzystością wyborczą. Właśnie Juncker był oficjalnym kandydatem (ściślej kandydatem na kandydata) na przewodniczącego Komisji, wysuniętym przez centroprawicową Europejską Partię Ludową. Głosując na listy EPL do europarlamentu, wyborcy pośrednio głosowali na Junckera. EPL wygrała wybory. Zastąpienie dziś Junckera inną osobą byłoby złamaniem umowy polityków z wyborcami. Kandydatura na pewno przejdzie przez Parlament Europejski, bo jest częścią porozumienia wielkiej koalicji EPL z socjaldemokratami, mającej razem blisko 55 procent składu euroizby.

Juncker był przez całe dorosłe życie przygotowywany do objęcie najpotężniejszego eurourzędu. Uczył i promował go Jacques Santer, poprzedni Luksemburczyk na dokładnie tej samej drodze: od premiera Luksemburga do przewodniczącego Komisji Europejskiej. Drogę tę wytyczył jeszcze wcześniej Gaston Egmond Thorn. Pod względem liczby przewodniczących Komisji na mieszkańca kraju, Luksemburg deklasuje konkurencję jak bomba atomowa kamienną kulę armatnią. Zarazem otrzymuje na mieszkańca najwięcej środków unijnych. Wielokrotnie więcej, niż Polska i inne kraje dopiero goniące Zachód. Będąc drugim po Brukseli skupiskiem instytucji unijnych, Luksemburg wygląda i działa jak dystrykt federalny UE, chociaż pozostaje suwerennym państwem. Nikt nie mógłby bardziej, niż Juncker, reprezentować i symbolizować trzonu eurokracji.

Dzisiejsza decyzja o kandydaturze Junckera wyzwala dalsze etapy procesu obsadzania najwyższych stanowisk w UE. W ramach porozumienia wielkiej koalicji, socjaldemokratyczna premier Danii Helle Thorning-Schmidt prawdopodobnie będzie wybrana na stałą przewodniczącą Rady Europejskiej. Także socjaldemokracja – i także kobieta, włoska minister spraw zagranicznych Federica Mogherini – ma największe szanse na stanowisko Wysokiego Przedstawiciela do spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa. Unia chce mieć odtąd podwójną kobiecą twarz wobec świata.

W tym rozdaniu nie ma miejsca na polityków Platformy Obywatelskiej, mimo że latami rozbudzali oczekiwania. Oraz mimo, że PO należy – razem z PSL – do zwycięskiej EPP. Ale nie przygotowała i nie promowała kandydatur kobiecych na najwyższe stanowiska unijne. Ani żadnych innych mocnych kandydatur. Propagandowy bąbel pękł. Bąble zawsze pękają, prędzej lub później.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych