Andrzej R. Potocki: Obchody D-Day. Mogło być huczniej. Czy o udziale Polski w operacji sprzed 70 lat powiedziano wystarczająco dużo?

PAP/EPA
PAP/EPA

Po dzisiejszym dniu można się pokusić o kilka uwag na temat obchodów 70-lecia lądowania aliantów w Normandii. Być może po ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Soczi i podobnych tamtej imprezach zostałem jako widz już nieco „zdemoralizowany” skalą przedsięwzięcia, ale ta, we Francji, nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia. Wygibasy lokalnej grupy tanecznej przy wsparciu kilku zespołów orkiestr woskowych i rachitycznych fajerwerkach, jak na fetę pierwszego wielkiego lądowego zwycięstwa aliantów w II Wojnie Światowej, to moim zdaniem dużo za mało. W dodatku przy tak wyjątkowej publice. Weterani, koronowane głowy, prezydenci prawie wszystkich liczących się krajów świata, wymagali lepszej oprawy. Ale Francja poskąpiła funduszy i wyszło jak wyszło. Prezydent Holland w koronnym przemówieniu na plaży „Sword” wspomniał wszystkie nacje, które desantowały się podczas „Najdłuższego Dnia” wspominając również o doniosłej roli Armii Czerwonej w pokonaniu Niemiec. O Polakach nie zająknął się ani słowem.

Co prawda nie lądowaliśmy na żadnej z plaż, ale nasze okręty wojenne i statki handlowe odegrały pewną rolę w tej operacji, nie wspominając o lotnictwie. Krążownik ORP Dragon, niszczyciele: ORP Krakowiak oraz ORP Ślązak wspierały ogniem swoich dział siły lądowe, a pozostałe polskie kontrtorpedowce ORP Błyskawica i ORP Piorun osłaniały floty inwazyjne przez kontratakami floty niemieckiej. Niszczyciele: Błyskawica, Piorun i Ślązak wchodziły w skład Zespołu „S”, który osłaniał lądowanie na „brytyjskiej” plaży „Sword”, tam gdzie dziś odbywały się uroczystości. Również ORP Dragon, działający w składzie 2 Eskadry Krążowników pływał w rejonie sektora desantu wojsk Jego Królewskiej Mości, gdzie został skutecznie trafiony niemiecką „żywą torpedą” typu „Neger”. Zanim jednak to nastąpiło z odległości 10 mil morskich walił ze swoich sześciu 152. milimetrowych dział w stanowiska niemieckiej artylerii. Strzelał skutecznie, bo wraża bateria zamilkła po 40 minutach. Następnego dnia krążownik udaremnił kontratak niemieckiej 21 Dywizji Pancernej (weterani pustynnej wojny w szeregach Afrika Korps) w rejonie Caen, niszcząc salwami 6 czołgów. Sam niebawem znalazł się pod ostrzałem niemieckich ciężkich dział 155 mm i poharatany z pierwszymi rannymi na pokładzie musiał udać się na remont do Portsmouth. Do akcji wrócił po miesiącu, dokładnie w ten sam rejon i następnego dnia trafiła go „żywa torpeda” prosto w magazyn amunicyjny. Zginęło 37 marynarzy, a 14 zostało rannych. Śmierć poniosła cała obsługa maszynowni, część osób w jednej z komór amunicyjnych oraz kilku marynarzy z obsługi artylerii przeciwlotniczej (działka Oerlikon), wyrzuconych podmuchem w morze. Okręt zaczął się szybko przechylać się na lewą burtę. Nie można go było uratować. Jedyny w historii polski krążownik zatopiła w końcu własna załoga, a jego wrak posłużył jako sztuczny falochron w inwazyjnym porcie Mullberry, na wysokości Caen, koło Courseulles-sur-Mer. Sprawcy nieszczęścia fahnrich (podchorążemu) Karlowi Heinz Potthast, choć udało mu się uciec z miejsca ataku (towarzyszące „Dragonowi” okręty brytyjskie zajęte były akcja ratunkową), to niebawem wyłowiła go załoga innego ścigacza, po czym wzięła do niewoli.

Dopiero wtedy dowiedział się, że trafiony przez niego okręt był polskim krążownikiem lekkim. Oprócz okrętów wojennych w lądowaniu uwzięły udział statki handlowe: MS Batory, SS Chorzów, SS Katowice, SS Kmicic, SS Kordecki, SS Kraków, SS Narew, MS Sobieski i SS Wilno. Transportowały żołnierzy alianckich, a SS Poznań - broń i sprzęt.

Z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie bezpośredni udział w inwazji wzięło także 131 Skrzydło Myśliwskie (dywizjony: 302, 308 i 317) oraz 300, 304 i 305 dywizjon bombowy. Dywizjon 307 nocnych bombowców zwalczał okręty podwodne W pierwszym dniu lądowania, jedno z polskich skrzydeł zestrzeliło największą ilość samolotów, a do 25 czerwca 38 samolotów. Samoloty wykonywały dziennie nawet po cztery loty. Natomiast nie wymieniony jeszcze, słynny Dywizjon 303, razem z samolotami RAF-u osłaniał lewą flankę sił morskich i lądujących oddziałów. Dywizjony bombowe 300, 304 i 305 walczyły również od pierwszego dnia. Dywizjon 305 zniszczył koło Nancy niemieckie zapasy paliw (ok. 13 mln litrów) i ówczesne media stwierdziły, że „Polacy tym czynem wygrali bitwę o Francję”.

Podczas całej „Operacji Overlord” Polacy wykonali ok. 8 tysięcy lotów bojowych. Jeśli chodzi natomiast o udział sił francuskich w D-Day to był to tylko pierwszy batalion komandosów (1er BFM Commando) komandora porucznika Phillippe Kiefer’a, który liczył 177 ludzi. Bili się mężnie z niemieckim spadochroniarzami tzw. „Zielonymi Diabłami” o Caen. Podczas dzisiejszej uroczystości miało miejsce symboliczne pojednanie obu stron i dwaj leciwi już weterani, wrogich sobie jednostek sił specjalnych, uścisnęli się serdecznie po 70 latach na plaży Ouistreham. To był jeden z najbardziej wzruszających momentów tych obchodów, ponieważ widać było, że ci dwaj dżentelmeni niczego nie udają. Oddziałowi kom. por. Kiefera prezydent Francji poświęcił spory fragment swojego przemówienia, co jest zrozumiałe, ponieważ chłopcy ci, choć nieliczni, reprezentowali Wolnych Francuzów podczas tego przełomowego dnia, w którym tworzyła się historia.

Dlatego dziwię się, czemu zapomniano o Polakach (gdzie był nasz MSZ?). Ale na korzyść prezydenta Hollande’a przemawia fakt, że zdobył się jednak na gest i w napiętym planie obchodów 70 rocznicy lądowania w Normandii znalazł czas na wizytę największej polskiej nekropolii wojennej we Francji – pięknego cmentarza  Grainville-Langannerie. Spoczywa na nim 696 poległych w Normandii naszych kawalerzystów pancernych z 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka oraz 39 żołnierzy Polskich Sił Powietrznych poległych w latach 1941-1944.

Hollande razem z prezydentem Polski wygłosili krótkie mowy skierowane przede wszystkim do żyjących i siedzących tam weteranów, a chór armii francuskiej odśpiewał a capella Marsyliankę oraz Mazurka Dąbrowskiego, po polsku z całkiem dobrym akcentem. Na marginesie dodam, że osobiście czułem się dużo lepiej widząc polskiego prezydenta u boku Baracka Obamy, niż podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie, kiedy to Władimir Władimrowicz Putin posadził w pierwszym rzędzie Wojciecha Jaruzelskiego, a Aleksander Kwaśniewski (jako urzędujący wówczas prezydent) musiał się zadowolić dalszym miejscem, gdzieś z tyłu.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.