Wiceszef eurosceptycznej Alternatywy dla Niemiec: „Mamy podobną wizję Europy jak Jarosław Kaczyński. Nie rozumiemy obecnej polityki polskiego rządu” NASZ WYWIAD

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Chcemy Europy państw narodowych, konkurencyjnej, kulturowo i gospodarczo różnorodnej. Kochamy Europę i nie mamy nic przeciwko Unii. Chcemy ją po prostu zmienić. Od wewnątrz - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl wiceszef eurosceptycznej niemieckiej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD), były prezes zarządu Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego, Hans-Olaf Henkel.

wPolityce.pl: Alternatywa dla Niemiec jest jednym z wielkich zwycięzców eurowyborów. Zdobyła 7 proc. głosów, a ponad 30 proc. Niemców głosowałoby na nią w następnych wyborach do Bundestagu. Aż tak bardzo Niemcy marzą o powrocie do marki?

Hans-Olaf Henkel: To tylko jedna z możliwości. My proponujemy tak naprawdę trzy alternatywy dla euro: pierwsza to stworzenie możliwości dla krajów, które nie są w stanie dochować kryteriów z Maasstricht, rezygnacji ze wspólnej waluty. Dzięki powrocie do własnej, narodowej waluty, kraje te stały by się z powrotem konkurencyjne. Drugą opcją jest opuszczenie strefy euro przez silne gospodarczo kraje północnej Europy: Niemcy, Finlandię, Austrię i Holandię i stworzenie oddzielnej waluty dla nich, pod roboczą nazwą „północne euro”. To doprowadziłoby do dewaluacji wspólnej europejskiej waluty w pozostających w strefie euro, słabszych gospodarczo krajach, co wzmocni ich eksport. I dopiero gdy to wszystko okaże się nieskuteczne, Niemcy powinny rozważyć powrót do marki. Uważamy, że musimy przestać podporządkowywać różne kultury gospodarcze i fiskalne w Europie jednolitej walucie. Bo ona nie jest w stanie ich odzwierciedlić i to doprowadziło do kryzysu, który obecnie mamy.

A czy w tym wszystkim nie chodzi tak naprawdę o interes Niemiec, a ściślej niemieckiego podatnika, który musi udźwignąć pakiety ratunkowe dla bankrutującej Grecji czy Hiszpanii i w przyszłości być może, dla Francji?

To jest jeden z celów. Ale nie wyklucza on solidarności z krajami południa Europy. Euro jest zbyt silny dla Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Francji. Ceny francuskich towarów na rynkach światowych są przez to za wysokie i francuska gospodarka przestała się rozwijając. Wyjście Niemiec ze strefy euro albo, alternatywnie, wprowadzenie „południowego” euro, słabszego od obecnego, w tych krajach, dałoby tym krajom tańszy eksport i pozwoliłoby stanąć na nogach. Wówczas niemiecki eksport byłby droższy, co oznacza, że byłoby nam ciężej sprzedać zagranicą nasze towary. To, że Niemcy są obecnie głównym eksporterem Europy wynika bowiem po części z tego, że euro jest za słabe dla niemieckiego przemysłu.

Mam uwierzyć, że partia, której hasło wyborcze brzmi: „Odwaga dla Niemiec” chce osłabić niemiecki eksport, na którym opiera się nie tylko gospodarcza dominacja Berlina, ale również idąca za tym silna pozycja w polityce zagranicznej?

Nie jesteśmy masochistami. Przez sześć lat byłem prezesem zarządu Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego i może mi pani wierzyć, że nie chce osłabiać niemieckiej gospodarki. Uważam jednak, że euro osłabia zarówno gospodarki północy jak i południa Europy. Południe osłabia, bo jest dla niego za silny, co prowadzi do dramatycznie wysokiego poziomu bezrobocia, szczególnie wśród młodych. A niemiecką gospodarkę na długą metę też osłabia, bo za czasów marki mieliśmy siedemnaście rewaloryzacji i to dzięki nim produktywność niemieckiego przemysłu stale rosła. Inwestowano w innowacyjność, kreatywność. Tego ciśnienia rewaloryzacyjnego już nie ma. To oznacza, że niemiecki firmom jest za łatwo eksportować. Słaba waluta jest jak słodka trucizna. Smakuje dobrze, ale na długą metę zabija.

Z przekazu medialnego wynika, że Alternatywa dla Niemiec nie chce euro, ale Unię Europejską jak najbardziej….

Jesteśmy zwolennikami UE. Tyle, że w wersji uszczuplonej. Jesteśmy przeciwni scentralizowanej Europie. Jesteśmy także przeciwni uwspólnotowieniu długu państw członkowskich oraz harmonizacji narodowych polityk budżetowych i fiskalnych. Chcemy Europy państw narodowych, konkurencyjnej, kulturowo i gospodarczo różnorodnej. Kochamy Europę i nie mamy nic przeciwko Unii. Chcemy ją po prostu zmienić. Od wewnątrz.

Dlatego chcecie dołączyć do Frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR), w której jest polski PiS i brytyjscy Torysi, zamiast do francuskiego Frontu Narodowego i innych otwarcie eurosceptycznych partii?

Tak. Mamy z PiS’em i Torysami podobną wizję Europy. Partie należące obecnie do EKR, tak jak my, nie chcą Stanów Zjednoczonych Europy. Wszystkie pozostałe niemieckie partie tego chcą. Jesteśmy obecnie jedyną partią w Niemczech, która ma podobną wizję Europy jak Jarosław Kaczyński. Oraz David Cameron.

To dlaczego niektórzy działacze AfD, w większości byli członkowie CDU, usiłują uporczywie nawiązać współpracę z chadecją Angeli Merkel i skarżą się publicznie, że są ignorowani? Przecież CDU utożsamia wszystko to, co odrzucacie. Więcej Europy, ratowanie euro…

To nieprawda. Nasz partia istnieje zaledwie od roku i ma już prawie 20 tys. członków. Dlatego zdarza się, że któryś wystąpi z szeregu. Ale współpraca z CDU, zapewniam, nie jest częścią naszego programu partyjnego. Nasze kierownictwo również zdecydowanie odrzuca taką możliwość. Szczególnie w kwestiach europejskich nie może być mowy o współpracy z partią Merkel. Może kiedyś na poziomie krajów związkowych czy komunalnym utworzymy z chadecją koalicję. Jesteśmy bowiem pewni, że w nadchodzących wyborach w Saksonii, Brandenburgii i Turyngii, uda nam się zdobyć mandaty. I to więcej niż zdobyliśmy w Parlamencie Europejskim.

AfD odrzuca kandydaturę byłego premiera Luksemburgu Jean’a-Claude’a Junckera na szefa Komisji Europejskiej i apeluje o „więcej Europy Wschodniej” w Unii. O co chodzi?

Juncker wszystkie pieniądze wyda na pomoc upadłym gospodarkom południowej Europy. To polityk starej daty, który nie rozumie istoty panującego na kontynencie kryzysu. Stwierdziliśmy w naszych dyskusjach, że w gruncie rzeczy w polityce europejskiej chodzi już tylko o strefę euro. Pani Merkel się niczym innym nie zajmuje. Obiecuje Grekom pomoc, domaga się od Francuzów dyscypliny budżetowej. Nie dostrzega w ogóle znaczącej części Europy Środkowej i Wschodniej, która nie ma i nie chce mieć wspólnej waluty. Polskę, Słowację, Czechy. Także Szwedzi i Duńczycy nie chcą euro. I tylko dlatego odcina się te kraje od rozwoju wydarzeń w Europie. Tak być nie może.

Premierowi Donaldowi Tuskowi to zbytnio nie przeszkadza. Wystarczają mu zapewnienia Berlina, że będzie mógł zasiąść przy wspólnym stole negocjacyjnym na unijnych szczytach. Wiszenie na spódnicy Niemiec to od jakiegoś czasu jedyny pomysł na politykę europejską naszych władz…

Niestety ma pani rację i bardzo tego żałuje. Nie rozumiem polskiego rządu, to droga donikąd. Polska powinna prowadzić politykę ukierunkowaną na jej własny interes narodowy, a polityka europejska Niemiec nikomu nie służy.

AfD zaprotestowała w marcu na zjeździe partyjnym w Erfurcie przeciwko sankcjom wobec Rosji oraz przeciwko europejskiej perspektywie dla Ukrainy. To raczej nie powinno podobać się Torysom, a już na pewno nie PiS’owi..

Niestety w Niemczech zrozumienie dla Rosji jest powszechne i występuje we wszystkich partiach, bez wyjątku. Ja do tych ludzi nie należę. Nie mam żadnej, ale absolutnie żadnej sympatii i zrozumienia dla prezydenta Rosji. Niektórzy nasi działacze wyrażali się na ten temat może nieco niezręcznie, jednym z nich jest Alexander Gauland. W międzyczasie wycofał się jednak z tego. W dokumencie o którym pani wspomniała zdecydowanie potępiliśmy działanie Putina na Krymie, bo jest sprzeczne z prawem międzynarodowym. Poza tym jesteśmy za wzmocnieniem NATO w Europie. Nie chcemy europejskiej armii, co proponuje niemiecka minister obrony, my chcemy NATO. Nie jesteśmy więc przyjaciółmi Putina, tak samo jak nie jesteśmy ksenofobami, populistami i czym tam jeszcze, co wymyślają niemieckie media,  by nam zaszkodzić. Prawdą jest jednak, że większość działaczy AfD nie popiera gospodarczych sankcji. Bo wraz z towarami wysyłamy do danego kraju także nasze wartości, demokrację. Chciałbym jednak przy tej okazji zapewnić Polaków, że Rosja jest dla niemieckiego eksportu bez znaczenia. Mniej niż 2 proc. naszego eksportu trafia do Rosji. Dlatego argument szkody gospodarczej, którą mogłyby przynieść sankcje, jest bzdurny.

Rozmawiała Aleksandra Rybińska

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.