Wołanie z Wołynia. Strażnik historii w sutannie

fot. KSD/ A.Klimczak
fot. KSD/ A.Klimczak

Przejście graniczne w Korczowej. Granica dwóch światów, które coraz bardziej się od siebie oddalają. Wjeżdżamy na teren ogarniętej wojną Ukrainy. I chociaż tutaj w zachodniej części kraju jeszcze nie widać czołgów, nie słychać strzałów, to wojna trwa.

Ukryta, milcząca jeszcze, ale groźna. Na każdym kroku docierają do nas wiadomości o walkach w Krematorsku i Doniecku. Wieści o morderstwach, porwaniach i pobiciach. O zastrzeleniu przez terrorystów rolnika, który dostarczał żywność ukraińskim żołnierzom. Tylko w czasie naszego czterodniowego pobytu na Ukrainie w kilku miejscach zatrzymano uzbrojone osoby. W innych, ludzi wiozących materiały wybuchowe. Ot, zwyczajne tutaj od czasu wkroczenia Rosji na Krym przygotowania do wyborów prezydenckich.

Wraz z Piotrem Zarębskim jedziemy nakręcić film. Wbrew temu co się dzieje, nie o wojnie lecz o ludziach pokoju. Księżach, którzy swoje życie poświęcili dla innych. Jeden z nich jest naszym przewodnikiem. Witold Kowalów, rodowity góral z Poronina, który od ponad dwudziestu lat mieszka w Ostrogu na Wołyniu. To weteran wśród księży, którzy przyjeżdżali tutaj do pracy pod koniec lat 80-tych i na początku 90-tych. Zmagali się z biedą, brakiem mieszkań i machiną administracyjną utrudniającą odzyskiwanie mienia kościelnego, zawłaszczonego niegdyś przez komunistów. Nierzadko zaznawali głodu. Nędzę tamtego czasu wynagradzali im, żyjący również w biedzie, wierni. Ludzie, którzy przetrwali najgorsze czasy komunizmu. Pomimo terroru zachowali wiarę! To nie tylko Polacy, którzy po pożodze II wojny światowej pozostali w nie swoim już kraju. To również Ukraińcy oraz potomkowie mieszkających tutaj niegdyś Czechów, Austriaków, Niemców i innych nacji, żyjących przed wojną w dobrobycie i twórczej symbiozie.

Nie wszyscy księża przyjeżdżający na Ukrainę wytrzymywali zderzenie z zupełnie odmienną rzeczywistością, i trudami do jakich nie przywykli. Ci zazwyczaj po kilku miesiącach rezygnowali i wracali w rodzinne strony. Inni w mozolnej pracy i ekstremalnych warunkach odnajdywali własną drogę, ulegali fascynacji wschodem. Pozostali do dzisiaj. Ukochani przez własnych parafian i otoczeni szacunkiem innowierców.

Takim kapłanem jest Witold Kowalów. Zafascynowany nie tylko kresowym wschodem, ale też jego historią. Dzięki niemu uratowano od zapomnienia wiele wydarzeń ważnych dla narodu Polskiego i Ukraińców.

Nie wszystkim podobało się to co robię

-– wspomina ksiądz Witold.

Historii jednak nie da się zmienić, zastąpić ją kłamstwami lub przemilczeniem. To moja codzienna walka o prawdę. Niektórzy boją się jej. Próbowano mnie nawet zmusić do opuszczenia Ukrainy. Jeszcze za prezydenta Juszczenki wystąpiłem o przyznanie obywatelstwa. Teraz nikt mnie stąd nie wyrzuci.

I tak ksiądz Witold został jedynym kapłanem obcokrajowcem w Archidiecezji Krakowskiej. Długa, bujna broda czyni go bardziej podobnym do miejscowego batiuszki, niż księdza katolickiego, ale tutaj to normalne, chociaż daleko poza równieńszczyzną wzbudza ciekawość.

Kowalów, to nie tylko strażnik historii, ale prawdziwy człowiek renesansu. Kapłan i patriota, wydawca, dziennikarz, archiwista, historyk, konserwator zabytków i Bóg raczy wiedzieć kto jeszcze. Tytaniczną pracę wykonuje z zapałem godnym prawdziwego, twardego górala.

Droga na jego parafię w Ostrogu wiedzie w większości nową asfaltową trasą zbudowaną specjalnie na mistrzostwa Euro 2012. Od granicy mamy do pokonania ponad 300 kilometrów. Za Lwowem, przy przydrożnych kapliczkach, grupy ludzi modlą się w intencji pokoju. Mijamy rozrzucone po obu stronach drogi wioski i małe miasteczka, z górującymi nad nimi wieżami kościołów i cerkwi. Z prawej strony zostawiamy malowniczy zamek Sobieskich w Olesku. Nieco dalej imponujący, mimo że zamieniony w ruinę pałac w Podhorcach. Kilka kilometrów dalej na horyzoncie Pogórza Podolskiego majaczą wieże Ławry Poczajowskiej. To jeden z siedmiu na świecie zespołów cerkiewnych posiadających ten najważniejszy z tytułów w prawosławiu. Poczajów ostatnio dorobił się również niechlubnej historii. Jak twierdzą Ukraińcy, wykryto tutaj magazyn broni. To spowodowało, że radykałowie domagają się wygnania z granic Ukrainy prawosławnych mnichów moskiewskiego patriarchatu, przypominając, że cerkiew tego obrządku była tubą propagandową komunistycznego aparatu przemocy w ZSRR.

Mijamy Brody, miasteczko na granicy województwa lwowskiego i Wołynia. Jakiś prowokator z Doniecka spalił tutaj, dopiero co, dwie cerkwie grekokatolickie. Droga wiedzie przez malownicze stepy. Zieleń miesza się tutaj z intensywnymi, żółtymi połaciami kwitnącego rzepaku. Wszystko to poprzecinane czarnoziemami w kolorze węgla, które nie porosły jeszcze uprawami. Już niedaleko do Równego, miasta stołecznego województwa Równieńskiego. Z obwodnicy zjazd na nieco gorszą, ale przyzwoitą drogę do Ostroga. W blasku zachodzącego słońca widać w oddali elektrownię atomową, bliźniaczkę tej z Czarnobyla.

Ksiądz Witold czeka na nas na rogatkach miasta. Po ciemku już docieramy na proboszczówkę. Parterowy, przedwojenny budynek stoi w towarzystwie podobnych domków. Za płotem podwórka wznosi się szary blok mieszkalny, zupełnie niepasujący do parterowego sąsiedztwa.

W progu wita nas zapach papieru przesiąkniętego farbą drukarską. Miesza się z równie miłym nam zapachem kolacji przygotowanej przez Ludmiłę, niezastąpioną pomocnicę Księdza Witolda w wydawnictwie i jednocześnie dobrego ducha tego domu. Ludmiła Poliszczuk, z domu Kaczorowska, tak jak mama późniejszego Jana Pawła II. Nie wykluczone, że pani Ludmiła faktycznie związana jest z rodziną Karola Wojtyły. Trwają poszukiwania dowodów, chociaż to trudne bo większość dokumentów na kresach zaginęła lub została bezmyślnie zniszczona.

W proboszczówce piętrzą się pryzmy paczek z książkami, starych i nowych wydań, czasopism, druków i fotografii. Mieszkanie Księdza to labirynt wąskich kanionów, których strome ściany zostały zbudowane z książkowego i czasopismowego papieru. Tysiące różnych wydań piętrzą się miejscami aż pod sufit, otaczają biurko proboszcza, szafę stół i łóżko. Jedynym pomieszczeniem, gdzie leży zaledwie kilka paczek z książkami jest kuchnia-królestwo Ludmiły, która rządzi tutaj niepodzielnie i ustala reguły, których nawet proboszcz nie jest w stanie złamać na tym kilkumetrowym terytorium.

Rankiem, ksiądz Witold zabiera nas do Równego. Na wjeździe do miasta mijamy zapory przeciwczołgowe i stanowiska strzeleckie zbudowane z worków z piaskiem. Kilku milicjantów uzbrojonych w karabiny kałasznikowa, to cała załoga tego punktu obrony, jakich teraz wiele na Ukrainie. Starą zabudowę miasta wypierają nowe budynki. W centrum kościół z lat 30-tych minionego stulecia. Tutaj, od ponad dwudziestu lat, proboszczem jest Książ Dziekan Władysław Czajka. Byłem tutaj prawie dwie dekady temu. Nadziwić się nie mogę, jak Dziekan zmienił to miejsce w urokliwy zakątek. Starodrzewie kryje pod swoim zielonym dachem nowiutką drogę krzyżową zdobną w fontanny oraz miejsca upamiętniające pomordowanych Polaków. Tytaniczna praca, którą ma zwieńczyć w najbliższym czasie wymiana dachu kościoła – oczywiście jak wystarczy pieniędzy.

Jedziemy na cmentarz. Polskie nazwiska, polskie groby. Zasłużeni mieszkańcy Równego, powstańcy, żołnierze i niczym nie wyróżniający się równieńszczanie. Łączy ich teraz jedno – w większości zaniedbane groby. - Próby zainteresowania kogokolwiek ratowaniem tych mogił odniosły niewielki skutek – mówi Dziekan Czajka. Próbujemy sami ratować co się da, ale ciągle brakuje na to funduszy. Z cmentarza jedziemy do miejscowego muzeum. Dzisiaj ważny dzień – konferencja poświęcona Św Janowi Pawłowi II. Gospodarzem jest dyrektor muzeum i dziekan Czajka jednocześnie. Z czcią i miłością mówią Ukraińcy o naszym największym z rodaków. Młodzi i starsi ludzie wspominają swoje spotkania z Ojcem Świętym na Ukrainie i poza jej granicami. Dają świadectwo, czegoś wielkiego, co spotkało nasze pokolenie. Wśród prelegentów grekokatolicy, prawosławni a nawet ateiści. Wszyscy zauroczeni naszym Janem Pawłem II i jego dziełem.

Wracamy na plebanię. Miłe popołudnie w towarzystwie równieńskich księży i prawdziwie polska gościna, kończy nam dzień pracy.

Czas na wieczorną Mszę Św w kościele Księdza Witolda. Zachwycająca architektura zabytkowej świątyni w Ostrogu, przykuwa uwagę. Wnętrze choć pozbawione dawnego wystroju – imponujące. Na ołtarzu kopia krzyża wielkopostnego rodem z Bieszczad, z którym Jan Paweł Święty nie rozstawał się nawet tuż przed śmiercią. Symbol cierpienia i ofiarowania nie tylko w wymiarze historycznym, ale bardzo nam współczesnym. Ale o tym może innym razem…

Teren przykościelny, ma blisko hektar powierzchni. Widać tu rękę dobrego gospodarza. Co się udało zrobić własnymi siłami, zostało zrobione. Odbudowano obok kościoła dzwonnicę. Odnowiono częściowo zdewastowany kościół. Stare dzwony przepadły, więc Ksiądz Witold przywiózł nowe ze słynnej podprzemyskiej ludwisarni Felczyńskich. Cały teren uporządkowano. W głębi nowy, niewielki budynek nowej plebanii, której budowa trwa już od lat i końca nie widać. Powód prozaiczny – brak pieniędzy na dokończenie inwestycji. Książ oprowadza nas po wnętrzu – wszędzie przewidział miejsce na książki i cenne druki. Czy starczy miejsca dla niego?

Witold Kowalów, jeszcze w latach 90-tych odkrył w podziemiach kościoła szczątki ponad 500 pomordowanych ludzi. Sam segregował kości, opisywał i zabezpieczał. Później godnie pochował. To nie jedyne miejsce, pochówku jakie odkrył ten „strażnik historii”. Znajdował szczątki pomordowanych Polaków, Ukraińców i Rosjan. Niewielkie jednak było zainteresowanie jego odkryciami ze strony instytucji, które powinny się zająć tematem. - Byli u mnie nawet ludzie z rzeszowskiego IPN, ale też nic z tego nie wynikło – wspomina ksiądz Witold. Dokumentacja potwornych znalezisk, zebrany materiał historyczny, czeka na publikację. Brak jednak pieniędzy na nowe wydania. I chociaż ksiądz wydał ponad 80 wysoko ocenionych książek o tematyce religijnej i historycznej, nadal nie wie skąd wziąć pieniądzy na następne, przygotowane już wydania.

Dotowane jest jedynie czasopismo „Wołanie z Wołynia”, które wspomaga Konsulat RP w Łucku

-– mówi Ksiądz Kowalów.

Na wydanie książek muszę sam zdobywać fundusze. Większość jest rozdawana, więc zazwyczaj nie przynoszą dochodu.

Cykl wydawniczy regulowany jest tutaj prostą metodą - „od zaciągnięcia długu w drukarni…do jego spłacenia”. To irytujące, gdy człowiek uświadamia sobie jakie pieniądze wydaje się w kraju często na wydawnictwa, które są nic nie warte lub nawet szkodliwe, a tutaj brak środków na ratowanie od zapomnienia historii narodów i kościołów.

Nie wytrzymuje obciążenia stary komputer księdza Witolda.

Przydałby się jakiś mocniejszy z oprogramowaniem do składu i łamania

  • – kapłan mówi o jednym ze swoich marzeń.

Niestety, jak zwykle brak pieniędzy, a przecież jeszcze trzeba pomóc parafianom, którzy często w biedzie i bezrobotni. Ksiądz Witold marzy o kolejnych wydaniach, książek, które ma już prawie gotowe. Kiedy zaczyna o nich mówić, ożywia się, znika gdzieś jego ciężka choroba, z którą zmaga się od dawna. Duch bierze górę nad słabością ciała. Tak dzieje się też, gdy zaczyna swoje historyczne wywody. Zna tutaj dzieje każdego kamienia, odkrywa nowe fakty, przeprowadza analizy, bada, dochodzi do wniosków, przelewa je na papier. Kapłan z rozdartą duszą, której jednąaczęść została pod polskimi Tatrami, a drugą złożył w ofierze wołyńskiej ziemi -to najkrótsza charakterystyka księdza Witolda. Jakże to rozdarcie duszy jest twórcze i pożyteczne dla obu narodów. Zauważano już dzieło księdza. Dostawał odznaczenia, między innymi - „Pro Memoria” czy Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski”. To jednak tylko chwile chwały, a codzienność pozostaje niezmienna. Ciągła walka o przetrwanie, o pomoc dla bliźnich, o wydanie kolejnej książki. Czy potrafimy pomóc kapłanowi, który dla nas ratuje od zapomnienia wielkie i małe dzieje dwóch narodów? Wierzę, że tak.

Andrzej Klimczak/Василь Расевич

Fot Andrzej Klimczak

Dobroczyńcy mogą wpłacać darowizny na konto: Stow: Ośrodek „Wołanie z Wołynia” PBS. Zakopane o/Biały Dunajec nr 77 88210009 0010 0100 1892 0001

Jedną z form pomocy jest prenumerata czasopisma „Wołanie z Wołynia”, którą można zamawiać pod adresem: Ośrodek Wołanie z Wołynia Srytka pocztowa 9 34-520 Poronin

W przypadku darowizn rzeczowych prosimy o kontakt pod adresem mailowym: [email protected]

Tekst. ukazał się na stronie KSD

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.