Kostrzewa-Zorbas o mega minusach członkostwa w Unii: emigracja, brak inwestycji w naukę, spadający budżet

Okolicznościowe babeczki w kancelarii premiera serwowane dziennikarzom przy okazji prezentacji rządowego rapoortu o 10-leciu obecności Polski w UE. Fot. PAP / Radek Pietruszka
Okolicznościowe babeczki w kancelarii premiera serwowane dziennikarzom przy okazji prezentacji rządowego rapoortu o 10-leciu obecności Polski w UE. Fot. PAP / Radek Pietruszka

— Jest dużo minusów obok większego plusa – w jednym zdaniu podsumował 10-lecie Polski w UE dr Grzegorz Kostrzewa-Zorbas. Publicysta portalu wPolityce.pl i tygodnika „wSieci” w TVN24 komentował unijną rocznicę wspólnie z prof. Witoldem Orłowskim.

Obaj zwrócili uwagę na słabość Wspólnoty i jej opieszałość, tak dobrze widoczną w czasie kryzysu ukraińskiego. Ekonomista stwierdził:

Jeśli ambicją jest to, by Unia była czymś więcej niż tylko wspólnym rynkiem, to powinna zareagować

Dr Kostrzewa–Zorbas uzupełnił:

Traktat z Lizbony okazał się wielkim oszustwem, bo jest nierealizowany.

I stwierdził, że ostatnie lata wróżą bardzo źle i „stanowią zagrożenie dla giga-sukcesu, jaki Polska odniosła wstępując do Unii oraz do NATO”. Jak zaznaczył, nie rozdziela tych dwóch wydarzeń, bo to „dwie pozytywne strony tego samego medalu”:

Był to wielki pan polityczny i cywilizacyjny kilku pokoleń Polaków – pokolenia „Solidarności”, pokolenia NZS-u, z którego ja się wywodzę – i te pokolenia chciały Polskę przeprowadzić politycznie i gospodarczo ze Wschodu na Zachód. Tam, gdzie cywilizacyjnie i kulturowo Polska była stale.

To się udało i te pokolenia nie pozwolą cofnąć tego procesu i stracić tej wielkiej korzyści zakorzenienia Polski w Zachodzie.

Ale, jak dodał, jest też „wiele mega-minusów” obecności Polski w Unii.

Do nich należy m.in. emigracja, prawdopodobnie już trwała, ponad dwóch milionów Polaków, głównie młodych. Dlaczego nie wrócą? Świadczą o tym ich zamiary, odpowiedzi w ankietach, rozmowach z dziennikarzami, całe ich zachowanie: inwestowanie w siebie, kupowanie domów, mieszkań na Zachodzie – w Wielkiej Brytanii, Niemczech i innych krajach.

Politolog określił to mianem „katastrofy”. Jako drugi „mega-minus” wymienił „nieporadność gospodarczą Unii”.

Jest wstrząsająca. Unia się cieszy, że ma np. 0,1 punkta procentowego wzrostu. Poważne państwa świata i poważne regiony mierzą swój wzrost w całych punktach procentowych, a nie ich dziesiętnych.

Prof. Orłowski uzupełnił:

Problem polega na braku umiejętności podejmowania decyzji. Europa jest przez to skazana na kryzys finansowy. Powstał on w Stanach Zjednoczonych, a Europa ponosi jego największe koszty. (…) Te problemy każą nam dodać minus do naszego entuzjazmu.

Jak zaznaczył, może mieć pretensje do tych, „którzy strasznie Unii bronią”. I wskazał, że fundusze strukturalne to nie wszystko:

Co Unia dała Polsce – przede wszystkim drogi i fundusze. Nie neguję tego, ale przecież głównym efektem jest to, że gdy wstępowaliśmy do UE, nasz eksport wynosił ok. 35 mld, a gdy wybuchał kryzys to już było 180 mld. Potem rósł wolniej, ale dziś jest już ponad 200 mld. To jest coś, co transformuje polską gospodarkę. Aczkolwiek fundusze unijne są ogromną pomocą.

Dr Kostrzewa-Zorbas zwrócił uwagę na niewłaściwe wydawanie kierowanie środków:

Drogi drogami, ale w najbliższych latach Polska potrzebuje funduszy rozwojowych, modernizacyjnych, inwestowania w nowe technologie, w naukę, co się przełoży na rozwój wysokich technologii, a więc konkurencję w świecie.

Sam dostęp do rynku, kapitału to za mało. Kraj ubogi może trwale stać się ubogi, coraz uboższy i się wyludniać. Jest wiele takich przypadków w świecie i wśród polskich regionów.

I wspomniał o jeszcze jednym minusie:

Realnie budżet Unii spada. To było żądanie brytyjskich konserwatystów, ale poparte przez niemieckich chadeków – Merkel wsparła Camerona. Przecież tak, jak cała Unia będzie mieć mniej wspólnych pieniędzy na rozwój, technologie, innowacje, tak i Polska. Nominalnie tych pieniędzy jest więcej, ale realnie po uwzględnieniu inflacji, jest ich mniej. I będzie prawdopodobnie coraz mniej.

Prof. Orłowski stwierdził, że „tak naprawdę budżet unijny to są grosze w porównaniu z budżetami krajowymi”. Zdaniem ekonomisty „on wykonuje tylko nieliczne funkcje”. I podsumował:

Żaden kraj nie rozwija się dlatego, że ktoś przyszedł i za niego to załatwił. Kraj rozwija się i osiąga zamożność tylko dzięki własnej pracy. A wsparcie funduszy unijnych dostajemy tylko po to, byśmy umieli stworzyć lepsze warunki dla rozwoju.

I faktycznie trudno się z tym nie zgodzić. Dobry rząd powinien jedynie uzupełniać pieniędzmi z Brukseli budżet krajowy, w mądry sposób kierując ich strumień. Dobry rząd…

znp, tvn24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych