Prof. Rybiński: Wszystkowiedzący Google może zachwiać polskim rynkiem i doprowadzić media do katastrofy

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. sxc.hu
Fot. sxc.hu

Google ułatwia życie przeciętnemu Polakowi do tego stopnia, że pewno wielu nie wyobraża sobie, jak by funkcjonowali, gdyby go nie było. Dzieci nie potrafiłyby odrobić lekcji, dorośli sprawdzić prognozy pogody, najnowszych przecen albo aktualnego programu kin

-– pisze prof. Krzysztof Rybiński na łamach Faktu, przestrzegając jednocześnie, że „ta wygoda niesie ze sobą koszty”.

Pierwszym zagrożeniem, na jakie zwraca uwagę jest zawłaszczanie kolejnych obszarów, „co może doprowadzić do katastrofy niektóre ważne dziedziny polskiej gospodarki”.

Na przykład coraz większy strumień pieniędzy przeznaczany na reklamy odpływa z polskich tradycyjnych mediów – czyli z gazet, radia i telewizji – i jest kierowany do internetu, w tym do Google. Oznacza to, że polskie tradycyjne media zaczynają mieć poważne kłopoty finansowe i jeżeli ten trend się utrzyma, reklamodawcy – pozwalając zarabiać coraz więcej amerykańskim Google i Facebookowi – przy okazji doprowadzą do narodowej katastrofy

— wyjaśnia, wskazując że edukacja społeczeństwa odbywa się przede wszystkim za pośrednictwem mediów. Zniknięcie dobrych tytułów prasowych będzie miało swoje konkretne skutki.

Drugie zagrożenie to fakt, że Google coraz więcej o nas wie, cały czas rozwija sposoby pozyskiwania informacji. Prof. Rybiński podkreśla, że znajomość nawyków i zainteresowań poszczególnych osób pozwala na precyzyjne profilowanie reklam intuicyjnych, które będą nas prowokować do zakupów.

Ponadto, miliony użytkowników przekazują Google informacje o sobie, w postaci maili wysłanych na Gmail, dzieląc pliki na Google Drive czy po prostu korzystając z wyszukiwarki. Ten wielki zbiór danych być może jest chroniony, ale być może jest przeglądany przez zaawansowane programy, które mogą wyławiać informacje ciekawe, o dużej wartości rynkowej czy wywiadowczej. Tego oficjalnie nie wiemy, ale jest mało prawdopodobne, by tak wielkie zbiory danych, mające potencjalnie wielką wartość, pozostały niezagospodarowane komercyjnie lub przez służby specjalne

— przestrzega Rybiński. Przypomina o innych zastosowaniach Google na międzynarodową skalę, jak np. wykrywanie epidemii grypy, za pomocą liczby wyszukiwań określonych haseł, których nagły wzrost zapowiada zbliżający się wybuch epidemii. Świadczy o to dostępie do ogromnej ilości informacji, choć trudno przewidzieć czy nie zostaną wykorzystane na szkodę innych firm, by wykluczać je z konkurencji rynkowej.

Prof. Rybiński wskazuje też że niezdrową konkurencję, która zmonopolizowała rynek, należałoby ograniczyć odgórnymi regulacjami.

Tak się dzieje na przykład wtedy, gdy jedna z firm staję się bardzo duża i zdobywa taką przewagę nad innymi, że może zaburzać działanie wolnego rynku. Google z pewnością osiągnął już takie rozmiary. Oznacza to, że – by zapewnić dobre funkcjonowanie rynku i powstrzymać katastrofę mediów w Polsce – konieczne jest podjęcie odpowiednich działań przez rząd i parlament

— mówi prof. Rybiński.

I tylko pozostaje zapytać, czy polski rząd, uzależniony od internetowych technologii, mógłby wykonać w tej sprawie jakikolwiek ruch?

mall / Fakt.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych