Ukraina w końcu podjęła walkę zbrojną z Rosją, więc ma szansę obronić niepodległość. Państwu, które nie walczy, sojusznicy i przyjaciele nie pomogą

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Tak tworzy się historia. W dniu, o godzinie, minucie i sekundzie, gdy z Kijowa wysłano rozkaz do ukraińskich sił specjalnych w Doniecku, aby siłą odbiły budynek rządowy w centrum miasta – regionalną siedzibę instytucji bezpieczeństwa państwa. Ukraina uzyskała w końcu szansę obrony niepodległości. Ani o sekundę wcześniej.

Przed tym historycznym przełomem Ukraina straciła dobę na bierne przyglądanie się, gdy prorosyjscy separatyści i przebrani jak zwykle rosyjscy komandosi zajmowali budynki państwowe i samorządowe, wywieszali rosyjskie flagi i ogłaszali „republiki” z zamiarem wejścia do Federacji Rosyjskiej we wszystkich czterech największych miastach na wschodzie i południu kraju: Doniecku, Charkowie, Ługańsku i Odessie. Pierwsze reakcje Kijowa były podobne, jak poprzednio na taki sam scenariusz na Krymie – „Nie damy się sprowokować”. Władze Ukrainy wraz z dużą częścią obywateli – mimo wyjątków – były psychologicznie sparaliżowane strachem przed Rosją. Strachem częstym u ofiar drapieżników. Ofiary poddają się beznadziei lub liczą na cud. Myślą, że oporem przyśpieszą swoją śmierć. Zostają zabite i zjedzone tak czy inaczej.

Pułapka psychologiczno-polityczna pod hasłem „Nie damy się sprowokować” łatwo prowadzi do absurdu. Jeśli nie Krym, to dlaczego Donieck? Jeśli nie Donieck, to dlaczego Kijów? Jeśli nie Kijów, to dlaczego Warszawa? Jeśli nie Warszawa, to dlaczego Berlin? Jeśli nie Berlin, to dlaczego Bruksela? Jeśli nie Bruksela, to dlaczego Londyn – miasto z wielką rosyjską mniejszością? Jeśli nie Londyn, to dlaczego Waszyngton? Rosyjskie flagi zawisłyby nad siedzibami NATO i Unii Europejskiej, nad Białym Domem i Kapitolem. Na początku Zachód byłby dumny, że „Nie odpowiada na prowokacje”.

Na końcu zostałby nie tylko psychologicznie, także fizycznie zniewolony, jak ukraińscy żołnierze i marynarze na Krymie, wiązani przez Rosjan sznurami podczas wyprowadzania ze zdobytych baz wojskowych. Zniewolony zgodnie z zaleceniem „Sztuki wojny” Sun Zi (Sun Tsu): „Szczytem umiejętności nie jest odnieść sto zwycięstw w stu bitwach, szczytem umiejętności jest pokonać wroga bez walki.

Do bierności Ukraina była namawiana przez wiele państw zachodnich i być może nie tylko zachodnich, chociaż prawdopodobnie nie przez NATO jako całość. Także możliwe, że niektóre państwa szantażowały Kijów wstrzymaniem pomocy wojskowej – wywiadowczej, szkoleniowej, sprzętowej i innej, którą Ukraina już dostaje – w przypadku „odpowiedzi na prowokację”.

Kijów przestał słuchać. Tak jak Polska w latach 1990-1991, gdy odrzuciła rady większości Zachodu i świata, aby z ostrożności nie wyprowadzać Armii Sowieckiej (potem Rosyjskiej) i nie rozbijać Układu Warszawskiego ani innych struktur zimnowojennych. Bunt polskiej polityki zagranicznej stosunkom z Zachodem nie zaszkodził. Przeciwnie – wzmocnił je. Partnerzy i sojusznicy o silnej woli są cenieni wyżej. Jeszcze Ukraina nie zginęła.

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas

Autor jest ekspertem od spraw międzynarodowych, ukończył Georgetown University i Johns Hopkins University w Waszyngtonie, był dyrektorem w MSZ i MON

———————————————————————————————

———————————————————————————————

Kup książkę wSklepiku.pl!

Ukraina wobec Rosji”

autor:Andrzej Szeptycki.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.