Korsuna 6: najlepsze "comebacki"

Są takie drużyny, które walczą do końca. Są takie mecze, które trener Fornalik powinien puszczać "na replay'u" swoim piłkarzom zamiast puszczać ich na miasto. Oto one

Meczów, które najdobitniej pokazały słuszność słów śp. Kazimierza Górskiego, "dopóki piłka w grze, a bramki są dwie" nie jest mało.

Do wielu takich zaskakujących wyników, niekoniecznie sprzedanych, dochodzi w rozgrywkach klubowych, głównie angielskich, ale pasjonujących spotkań, w których przegrani wygrywali i kończyli z punktami, a nawet pucharem, nie brakuje również w rozgrywkach międzypaństwowych.

Oto lista kilku z najlepszych "comebacków", czyli wyrównań i zwycięstw ze stanu, wydawało by się, beznadziejnego.

Tottenham v Manchester United (Premier League, 2001, 2011)

11 września 2011 w meczu najważniejszej angielskiej ligi (Premiere League) do przerwy "Czerwone Diabły" przegrywają z Tottenhamem 0:3.

Większość drużyn w takiej sytuacji albo straciłaby w drugiej połowie kolejne 2 bramki, albo przegrałaby 1 -3, w najlepszym wypadku 2 - 3.

Manchester United, który po zastrzyku "werbalnej energii" nie owijającego w bawełnę Sira Alexa Fergusona, wybrała inną drogę i nie chodziło o wyrównanie do 3 - 3.

Po wyjściu na boisko odrodzeni piłkarze postanowili wygrać i to aż 5 - 3. Rozwścieczeni rywale tak poczerwienieli ze złości, że trudno było ich odróżnić od czerwonych koszulek Manchesteru Utd.

Co ciekawe, rycerski występ Manchesteru nie był przypadkiem, bo do analogicznej sytuacji pomiędzy Ostrogami z Tottenham i "Czerwonymi diabłami" doszło 10 lat wcześniej, jeszcze za czasów Beckhama, kiedy w meczu Premier League, podopieczni "Fergiego" do przerwy przegrywali również 0 - 3, by z boiska zejść z wynikiem 5 - 3. Jak widać Tottenham przez 10 lat nie odrobił lekcji.

Liverpool vs. AC Milan (finał Ligi Mistrzów, 2005)

Po golach Paolo Maldiniego i dwóm Hernana Crespo, AC Milan prowadzi z Liverpoolem do przerwy 3 - 0, a niektórzy kibice opuszczają stadion Ataturka w Istambule.

Po wyjściu z szatni role się jednak odwracają. Dzieje się to w tym, co selekcjoner AC Milan określi później "6 minutami szaleństwa", w których AC Milan oddaje wszystko, co zdobył przez 60 minut". Arsenal pognębia włoski klub i wyrównuje do stanu 3 - 3 w niecałe 7 minut, by w karnych, dzięki Jerzemu Dudkowi i jego "nogom ze spaghetti", zdobyć Puchar Ligi Mistrzów.

Niestety w nagrodę za wiekopomną obronę, która podczas serii karnych dała Liverpoolowi zwycięstwo, a wielu bramkarzy zainspirowała technicznie, Jerzy Dudek w następnym sezonie został zmieniony przez nowy nabytek, Pepe Reinę i usiadł na ławce rezerwowych.

Węgry vs. RFN (finał MŚ 1954)

Trudno w to uwierzyć, ale były takie czasy, kiedy Niemcy nie wychodzili na boisko w roli faworytów.

W latach 50-tych tą drużyną były Węgry, więc kiedy w finale Mistrzostw Świata w szwajcarskim Bernie Węgrzy prowadzili ze "słabszymi" Niemcami 2 - 0 po golach gwiazd, Ferenca Puskasa i Zoltana Czibornica, nic nie zapowiadało dramatu mistrzów z kraju salami.

To co wydarzyło się potem znane jest pod pojęciem "cudu z Berna". W dużej mierze dzięki pogorszeniu pogody i rzęsistemu deszczowi losy meczu odwróciły się diametralnie na korzyść Niemców, którzy wygrali 3 - 2, dając światu przedsmak, trwającej do dziś dominacji piłkarskiej.

Portugalia vs. Kamerun (MŚ U-17, 2003)

Być może rozgrywki do lat 17-stu nie budzą takich emocji jak ich "pełnoletnie" odpowiedniki, ale mecz grupowy między Portugalią, a Kamerunem zdecydowanie przejdzie do historii ze względu na festiwal tego, co w futbolu najważniejsze, ducha walki i tryumfu niedocenionych nad przecenionymi.

Pewni siebie Portugalczycy, którzy potrzebują tylko punktu, by awansować do ćwierćfinałów, prowadzą z młodymi Kameruńczykami już 4 -0 (jeden z goli strzelony z połowy boiska, co boli jak 2). Po 52 minutach jest już 5-0, a bukmacherzy zamykają okienka.

20 minut przed ostatnim gwizdkiem nastolatkowie z Kamerunu biorą się do pracy. 6 minut później jest już 5 - 3, zaraz 5 - 4, a na minutę przed końcem, Młode Lwy remisują z zagubionymi Portugalczykami. Aha, gdyby nie poprzeczka w 82. min Kamerun wygrałby 6 - 5.

Szwecja vs. Niemcy (eliminacje MŚ 2014)

Nieczęsto się zdarza, by Niemcy w ogóle przegrali mecz, a co dopiero zremisowali z prowadzenia 4-0! Pierwszy raz musi jednak kiedyś nastąpić i nastąpił, a miało to miejsce całkiem niedawno, bo 16 października 2012, czyli u nas w dzień hucznego otwarcie Basenu Narodowego.

Po dwóch szybkich golach Mirsolava Klosego (8', 15') i jednym Pera Mertesackera (39'), Niemcy prowadzą ze Szwecją 3 - 0. Zaraz po przerwie Mesut Ozil dokłada kolejną "siatę", by na tablicy zawiesić przygniatający rezultat "cztery - jajo".

Większość drużyn na miejscu Trzech Koron skoncentrowałaby się zapewne na nie puszczeniu większej liczby bramek i może, przy odrobinie fantazji, o strzeleniu honorowej.

Nie potomkowie Wikingów. "Droga powrotna" zaczyna się 28 minut przed zakończeniem meczu od główki Imbrahimovicia. Kontynuują ją Elmander i Tobias Sana, co w 85-minucie daje wynik już 3 - 4.

Remis Szwedzi "przyklepują" strzałem Elma w przed samym gwizdkiem sędziego.

Do tego wszystkiego nie można nie dodać faktu, że mecz odbył się w Berlinie przy potężnym dopingu Niemców. Klasa A.

Ponieważ meczów, które powinny znaleźć się na liście lektur obowiązkowych biało-czerwonych jest więcej, ciąg dalszy nastąpi.

Paweł Korsun

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych