Jesteśmy odporni na prowokacje w Czarnogórze
— zapewnia obrońca reprezentacji Polski Łukasz Piszczek w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Graliście dwukrotnie z Czarnogórą za czasów selekcjonera Waldemara Fornalika i ani razu nie udało się wygrać. Mało tego, reprezentacja kraju, który liczy 600 tysięcy mieszkańców wyprzedziła nas w eliminacjach mundialu 2014. Zgodzisz się z twierdzeniem, że stadion „Pod Goricom” jest najmniej przyjaznym stadionem w Europie?
ŁUKASZ PISZCZEK (obrońca reprezentacji Polski, zawodnik Borussii Dortmund, trzykrotny uczestnik mistrzostw Europy): Trybuny są tam bardzo blisko boiska, niby obiekt nie jest wielki, ale zawsze wypełniony wyjątkowo żywiołowymi kibicami. Nikt tam nie siedzi spokojnie na swoim miejscu, większość krzyczy, śpiewa i część czymś rzuca na boisko. Owszem, może to w jakiś sposób wpłynąć na to co dzieje się w samym meczu. Ważne, abyśmy my nie reagowali nerwowo, nie dali się sprowokować. Myślę, że po wydarzeniach w Rumunii choćby (Lewandowski długo dochodził do siebie ogłuszony petardą, która eksplodowała tuż obok niego – przyp. CK) czy w 2012 roku właśnie w Czarnogórze (przez jednego z kibiców ucierpiał Przemysław Tytoń przyp. CK) jesteśmy na takie rzeczy przygotowani.
Nie wszyscy z was byli wtedy w Podgoricy…
Sześciu z nas grało, wystarczy. Ja od dwóch lat pracuję z psychologiem Kamilem Wódką, który zaproponował mi specjalne techniki, które przygotują mnie mentalnie do tego starcia. Sam sobie postawiłem pewne zadania w głowie, znam taktykę trenera, wiem co mam robić na boisku. Staram się koncentrować tylko na tym, nie rozpraszać się. Jeśli znajdę się w takim swoim „flow” meczowym to nie powinno być problemu.
Na czym polega fenomen Czarnogóry, która jest w grupie trzy punkty za naszymi plecami? We wcześniejszych eliminacjach potrafiła napsuć krwi choćby Anglikom. Przecież wybór mają mizerny, a ich federacja istnieje ledwie 10 lat…
Są tak wysoko dzięki dobrej grze u siebie. Specyfika tego terenu, w ogóle Bałkanów, jest tak wyjątkowa, że nie radzą sobie tam teoretycznie silniejsi. Kibice ich niosą w dużo większym stopniu niż inne zespoły. Oni w Podgoricy spośród ośmiu ostatnich spotkań przegrali tylko raz z bardzo dobrą wówczas Austrią po bramce w 90 minucie. Nie liczyli się do końca w poprzednich eliminacjach, bo za wybryki kibiców dostali walkowera w meczu z Rosją. Mają bardzo solidny zespół, twardych zawodników, dwie, trzy gwiazdy. To wystarcza, aby uznawać Czarnogórę za bardzo niewygodnego rywala. Ale nie ma co biadolić. O Rumunach też tak mówiliśmy, a udało się wygrać i to w bardzo przekonujący sposób.
Czy dzięki jesiennemu zwycięstwu w Bukareszcie, gdzie rozegraliśmy zdecydowanie najlepszy mecz od wielu miesięcy, możemy uznać tamto wydarzenie za punkt odniesienia i uważać, że jesteśmy na fali?
Gdyby to było starcie kilka dni, albo kilka tygodni po tamtym, to jak najbardziej. Minęło jednak sporo czasu i tak naprawdę trudno powiedzieć w jakiej jesteśmy formie jako drużyna. Istnieje jakiś znak zapytania jak to się wszystko zgra w niedzielę. W Rumunii mieliśmy super dzień, myślę, że teraz może być podobnie, bo czemu nie?
Miał na tamten mecz z Rumunią wpływ wcześniejszy incydent alkoholowy podczas zgrupowania, który wypłynął na światło dzienne i narobił wam sporo wizerunkowych strat? Można było odnieść wrażenie, że graliście w Bukareszcie tak jakbyście chcieli coś jeszcze przekazać oprócz tego zwycięstwa…
Jeśli chodzi o mnie to nie było żadnych podtekstów Wiadomo, że sprawy pozaboiskowe, które ujrzały światło dzienne nas jako drużynę dotknęły. Bo dotyczyło to zespołu, który świętszy już może nie być (śmiech). Mówię to jako zawodnik, który jest od dziesięciu lat w reprezentacji.
Sugerujesz, że bywało gorzej z dyscypliną i w przyszłości może być gorzej niż jest obecnie?
Dokładnie. Jesteśmy jednak dorosłymi facetami i wiadomo, że nie każdy z nas mógłby się nadawać do zakonu. Każdy z nas jest inny, ale mimo tego, że mamy różne charaktery, grupa funkcjonuje bardzo dobrze. Pewnie, że to co się zdarzyło nie powinno się zdarzyć, ale proszę zobaczyć jak na to zareagowaliśmy. Dobrze, że w tamtej atmosferze udało się wyciągnąć dobry wynik i zagrać dobry mecz, bo dziś bylibyśmy w znacznie trudniejszej sytuacji. I jeszcze incydent byłby co chwilę rozgrzebywany. A tak idziemy dalej, po niedzielnym meczu będziemy pisać nowe scenariusze.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jesteśmy odporni na prowokacje w Czarnogórze
— zapewnia obrońca reprezentacji Polski Łukasz Piszczek w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Graliście dwukrotnie z Czarnogórą za czasów selekcjonera Waldemara Fornalika i ani razu nie udało się wygrać. Mało tego, reprezentacja kraju, który liczy 600 tysięcy mieszkańców wyprzedziła nas w eliminacjach mundialu 2014. Zgodzisz się z twierdzeniem, że stadion „Pod Goricom” jest najmniej przyjaznym stadionem w Europie?
ŁUKASZ PISZCZEK (obrońca reprezentacji Polski, zawodnik Borussii Dortmund, trzykrotny uczestnik mistrzostw Europy): Trybuny są tam bardzo blisko boiska, niby obiekt nie jest wielki, ale zawsze wypełniony wyjątkowo żywiołowymi kibicami. Nikt tam nie siedzi spokojnie na swoim miejscu, większość krzyczy, śpiewa i część czymś rzuca na boisko. Owszem, może to w jakiś sposób wpłynąć na to co dzieje się w samym meczu. Ważne, abyśmy my nie reagowali nerwowo, nie dali się sprowokować. Myślę, że po wydarzeniach w Rumunii choćby (Lewandowski długo dochodził do siebie ogłuszony petardą, która eksplodowała tuż obok niego – przyp. CK) czy w 2012 roku właśnie w Czarnogórze (przez jednego z kibiców ucierpiał Przemysław Tytoń przyp. CK) jesteśmy na takie rzeczy przygotowani.
Nie wszyscy z was byli wtedy w Podgoricy…
Sześciu z nas grało, wystarczy. Ja od dwóch lat pracuję z psychologiem Kamilem Wódką, który zaproponował mi specjalne techniki, które przygotują mnie mentalnie do tego starcia. Sam sobie postawiłem pewne zadania w głowie, znam taktykę trenera, wiem co mam robić na boisku. Staram się koncentrować tylko na tym, nie rozpraszać się. Jeśli znajdę się w takim swoim „flow” meczowym to nie powinno być problemu.
Na czym polega fenomen Czarnogóry, która jest w grupie trzy punkty za naszymi plecami? We wcześniejszych eliminacjach potrafiła napsuć krwi choćby Anglikom. Przecież wybór mają mizerny, a ich federacja istnieje ledwie 10 lat…
Są tak wysoko dzięki dobrej grze u siebie. Specyfika tego terenu, w ogóle Bałkanów, jest tak wyjątkowa, że nie radzą sobie tam teoretycznie silniejsi. Kibice ich niosą w dużo większym stopniu niż inne zespoły. Oni w Podgoricy spośród ośmiu ostatnich spotkań przegrali tylko raz z bardzo dobrą wówczas Austrią po bramce w 90 minucie. Nie liczyli się do końca w poprzednich eliminacjach, bo za wybryki kibiców dostali walkowera w meczu z Rosją. Mają bardzo solidny zespół, twardych zawodników, dwie, trzy gwiazdy. To wystarcza, aby uznawać Czarnogórę za bardzo niewygodnego rywala. Ale nie ma co biadolić. O Rumunach też tak mówiliśmy, a udało się wygrać i to w bardzo przekonujący sposób.
Czy dzięki jesiennemu zwycięstwu w Bukareszcie, gdzie rozegraliśmy zdecydowanie najlepszy mecz od wielu miesięcy, możemy uznać tamto wydarzenie za punkt odniesienia i uważać, że jesteśmy na fali?
Gdyby to było starcie kilka dni, albo kilka tygodni po tamtym, to jak najbardziej. Minęło jednak sporo czasu i tak naprawdę trudno powiedzieć w jakiej jesteśmy formie jako drużyna. Istnieje jakiś znak zapytania jak to się wszystko zgra w niedzielę. W Rumunii mieliśmy super dzień, myślę, że teraz może być podobnie, bo czemu nie?
Miał na tamten mecz z Rumunią wpływ wcześniejszy incydent alkoholowy podczas zgrupowania, który wypłynął na światło dzienne i narobił wam sporo wizerunkowych strat? Można było odnieść wrażenie, że graliście w Bukareszcie tak jakbyście chcieli coś jeszcze przekazać oprócz tego zwycięstwa…
Jeśli chodzi o mnie to nie było żadnych podtekstów Wiadomo, że sprawy pozaboiskowe, które ujrzały światło dzienne nas jako drużynę dotknęły. Bo dotyczyło to zespołu, który świętszy już może nie być (śmiech). Mówię to jako zawodnik, który jest od dziesięciu lat w reprezentacji.
Sugerujesz, że bywało gorzej z dyscypliną i w przyszłości może być gorzej niż jest obecnie?
Dokładnie. Jesteśmy jednak dorosłymi facetami i wiadomo, że nie każdy z nas mógłby się nadawać do zakonu. Każdy z nas jest inny, ale mimo tego, że mamy różne charaktery, grupa funkcjonuje bardzo dobrze. Pewnie, że to co się zdarzyło nie powinno się zdarzyć, ale proszę zobaczyć jak na to zareagowaliśmy. Dobrze, że w tamtej atmosferze udało się wyciągnąć dobry wynik i zagrać dobry mecz, bo dziś bylibyśmy w znacznie trudniejszej sytuacji. I jeszcze incydent byłby co chwilę rozgrzebywany. A tak idziemy dalej, po niedzielnym meczu będziemy pisać nowe scenariusze.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/sport/332855-nasz-wywiad-lukasz-piszczek-jestesmy-odporni-na-prowokacje-w-czarnogorze