W finałowym meczu Copa America reprezentacja gospodarzy turnieju, Chile, pokonała Argentynę w rzutach karnych 4:1. Wcześniej przez 120 minut żadnej z drużyn nie udało się strzelić gola.

O ile we wcześniejszych fazach turnieju można było mieć zastrzeżenia do Chilijczyków, że kolejne spotkania wygrywają w kontrowersyjnych okolicznościach, to w finale obyło się bez wątpliwości. Gospodarze w trakcie gry byli bardziej zdeterminowani i waleczni. Podopieczni argentyńskiego trenera Jorge Sampaoli (to prawdopodobnie jedyny Argentyńczyk, który cieszył się po meczu…) przez większość meczu przeważali i stworzyli sobie więcej okazji do strzelenia bramki.

Tuż przed zakończeniem regulaminowego czasu najlepszą okazję do zmiany wyniku miał Chilijczyk Alexis Sanchez, ale piłka minimalnie minęła słupek. Z kolei chwilę później falę zwycięstwa mogli przeważyć Argentyńczycy, jednak Gonzalo Higuain nie zdołał wykończyć podania Ezequiela Lavezziego. Ten ostatni zastąpił na boisku już w 29 minucie kontuzjowanego Angela Di Marię, którego absencja z pewnością gościom w grze nie pomogła.

W serii rzutów karnych piłkarze Chile strzelali znakomicie, a Argentyńczycy – fatalnie. Od celnego uderzenia rozpoczął wprawdzie mało widoczny w trakcie Lionel Messi (Chilijczycy bardzo twardo go kryli), ale wykonujący karnego jako drugi Higuain spudłował, a następny w kolejce Lavezzi strzelił niemal wprost w ręce bramkarza Claudio Bravo.

Konkurs jedenastek zakończył efektownym, lekkim kopnięciem w środek bramki Sanchez i całe Chile oszalało. To pierwsze zwycięstwo reprezentacji tego kraju w prawie stuletniej historii rozgrywania mistrzostw Ameryki Południowej. Z kolei Argentyna nie potrafi zdobyć tego tytułu już od 1993 roku. Miała dokonać tego obecna generacja piłkarzy z Messim na czele, która już zaznała goryczy porażki w finale wielkiej imprezy – przed rokiem „Albicelestes” przegrali z Niemcami po dogrywce finał mundialu.

mm