Marek Citko: „Nie wstydzę się mówić, że kocham żonę czy rodziców. Tak samo nie wstydzę się mówić, że kocham Pana Boga"”

fot. youtube
fot. youtube

Marek Citko był, zupełnie nieświadomie, człowiekiem, który podważył sens plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski. Kiedy w styczniu 1997 roku ogłaszano wyniki głosowania kibiców za poprzedni rok, wydawało się, że tytuł najlepszego sportowca w roku olimpijskim musi trafić w ręce któregoś ze złotych medalistów igrzysk w Atlancie. Tymczasem w głosowaniu czytelników gazety wygrał piłkarz reprezentacji, która na międzynarodowej arenie regularnie zbierała cięgi. Citko odbierając nagrodę był nie tylko zaskoczony, ale również mocno zawstydzony. Stwierdził, że inni znacznie bardziej zasługiwali na wyróżnienie.

Kibice chcieli jednak inaczej, bo wówczas w Polsce panowała prawdziwa citkomania. Piłkarz Widzewa robił zawrotną karierę i wydawało się, że transfer do ligi angielskiej otworzy mu drogę do wielkiej piłki. Ale przyszła kontuzja, wielomiesięczna rehabilitacja i powrót do futbolu, po którym Citko nigdy już nie zbliżył się do formy sprzed urazu. Ta lekcja pokory jeszcze bardziej zbliżyła zawodnika do Boga. Zresztą Marek Citko już wcześniej deklarował, że jest człowiekiem mocno wierzącym. Nie zmieniły tego faktu życiowe zakręty, bo w młodości piłkarz miał okres uzależnienia od hazardu i przez jakiś czas był… przemytnikiem. Wyszedł jednak na prostą, a po zakończeniu kariery nie zerwał z futbolem – obecnie jest piłkarskim menedżerem. Citko stał się bohaterem dużego artykułu na portalu euro sport.onet.pl, w którym szczerze opowiedział o swojej wierze w czasie gdy leczył kontuzję.

Wiara to nie tylko słowa, ale też czyny. Wiedziałem, że piękna mowa nie wystarczy i że muszę ją poprzeć swoją postawą. Lekarze mówili, że pierwszy raz widzą piłkarza, który ma tak ciężką kontuzję, a każdy dzień zaczyna z uśmiechem. Trzeba przyjmować to, co zsyłają nam niebiosa. Istotą chrześcijaństwa jest nadzieja. Wiem, że po każdej złej chwili przychodzi lepszy moment. Moją ulubioną biblijną księgą jest Księga Hioba. Bohater tej historii stracił wszystko, a mimo to nie przestał wielbić Boga. Każdy z nas musi być takim Hiobem. Trzeba ufać niezależnie od tego, co dzieje się w naszym życiu. Bo każde zdarzenie w perspektywie zbawienia ma jakiś sens. Nawet cierpienie jest potrzebne. Uczy pokory

—opowiada Marek Citko.

I dodaje, że trwające przed laty zamieszanie wokół niego i jego religijności nie było przez samego piłkarza inspirowane, ale nigdy nie miał problemów z zadeklarowaniem, że wierzy w Boga.

Nigdy nie pchałem się przed szereg. Nie dzwoniłem do dziennikarza i nie mówiłem, że chcę o tym opowiadać. A gdy sami pytali, nie uciekałem od tematu, bo uważam, że nie można wstydzić się mówienia o swojej wierze. Nie wstydzę się mówić, że kocham żonę czy rodziców. Tak samo nie wstydzę się mówić, że kocham Pana Boga. Jak by to wyglądało, gdybym na Sądzie Ostatecznym miał stanąć przed Bogiem wstydząc się go wcześniej? Co bym miał wtedy Mu powiedzieć?

—mówi dzisiaj Mare Citko.

Kilka lat temu były piłkarz wziął udział w akcji „Nie wstydzę się Jezusa” i nagrał następujący klip:

mm/eurosport.onet.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.