Ktoś sobie strzelił w kolano. Ale jeszcze nie wiadomo kto…

Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski
Fot. PAP/Bartłomiej Zborowski

Od lat wiadomo, że Roberta Lewandowskiego i Jakuba Błaszczykowskiego łączy „szorstka przyjaźń”, że zacytuję klasyka marsizmu, leninizmu i socjaldemokracji z ludzką twarzą. Obaj piłkarze, znakomici co najmniej w skali Europy, potrafili przez kilka lat żyć w toksycznym związku – wtedy gdy grali razem w Borussii Dortmund. Jeden pracodawca, jeden wspólny klubowy cel, charyzmatyczny trener Juergen Klopp to czynniki, które sprawiały, że małżeństwo z rozsądku trwało i mimo trudnych relacji personalnych obaj panowie potrafili ze sobą przebywać, rzecz jasna na boisku.

Kiedy zabrakło jednak wspólnego klubowego interesu, bo Lewandowski przeniósł się do Bayernu Monachium, a jeszcze Błaszczykowski z przyczyn zdrowotnych wypadł z reprezentacji Polski – małżeństwo z rozsądku przestało istnieć. W dodatku pojawił się ten trzeci, czyli Adam Nawałka, który przekazał opaskę kapitana reprezentacji Lewandowskiemu, a na domiar wszystkiego nie powołał Błaszczykowskiego na mecz z Irlandią. Cokolwiek trener Nawałka by nie powiedział na temat formy pomocnika Borussii i chęci współpracy z nim w bliższej lub dalszej perspektywie reprezentacyjnej, to i tak gdzieś w tle będzie aspekt pozasportowy. Bo czy były kapitan reprezentacji, nawet grający na 70 procent możliwości, ustępuje piłkarsko tym, którzy w kadrze się dzisiaj znaleźli? Czy Żyro, Peszko czy Olkowski – pozostając przy nazwiskach piłkarzy operujących po prawej stronie boiska – dają lepszą gwarancję jakości? Bardzo to dyskusyjne…

Brak powołania na mecz z Irlandią musiał Błaszczykowskiego zaboleć. Ale być może trenera Nawałkę bardziej zabolało to, że były kapitan nie chciał pogodzić się z tym, ze przestaje być w reprezentacji osobą teoretycznie najważniejszą. A może i Lewandowski postawił swoje warunki. Pewnie nigdy nie poznamy pełnej prawdy, bo ilu uczestników sporu, tyle interpretacji. Nawet jeśli każdy z nich opowie swoją prawdę, to czy przekaz ludzi emocjonalnie w sprawę zaangażowanych będzie w pełni obiektywny? Nawałka i Lewandowski powiedzieli jednym głosem, że Błaszczykowski nie odbierał od nich telefonów. Ale próbowali raz, czy więcej razy? Może Kuba brał wtedy prysznic po treningu? Może Błaszczykowski oddzwaniał w czasie kiedy Lewandowski miał odprawę taktyczną? Mamy tutaj klasyczną sytuację: słowo przeciwko słowu. Bilingów telefonicznych nikt raczej sprawdzać nie będzie.

I dzisiaj mamy sytuację patową. Niedzielny mecz nie może skończyć się bez ofiar. Tyle, że dzisiaj nie wiadomo, czy w poniedziałkowy ranek z otwartą raną obudzi się Błaszczykowski, czy Nawałka, czy może nawet Lewandowski. Czyjeś ego mocno ucierpi. Jeśli Polacy wygrają – ofiarą będzie Błaszczykowski, bo jego powrót do reprezentacji może okazać się zbędny. Jeśli będzie porażka, to Nawałka, a pewnie również Lewandowski, będą musieli, używając sportowego żargonu, wziąć na klatę zarzuty, że z przyczyn pozapiłkarskich w składzie na Irlandię zabrakło jednego z liderów. I na kolejne zgrupowanie Błaszczykowski raczej powołanie dostanie, ale atmosfery to nie oczyści. Nawet remis sprawi, że pytania o brak byłego kapitana wrócą z większą siłą.

Mam nadzieję, że ta cała sprawa znajdzie jakieś sensowne rozwiązanie. Chciałbym żeby Jakub Błaszczykowski, który przez lata drużynie narodowej dał naprawdę wiele, siedział w niedzielny wieczór przed telewizorem trzymając kciuki za zwycięstwo kolegów, a tuż po zwycięstwie zadzwonili do niego Adam Nawałka i Robert Lewandowski by podzielić się swoją radością. Tyle, że modelowe sytuacje zdarzają się w kiepskich filmach i tanich romansach. W życiu o happy end znacznie trudniej, zwłaszcza w sytuacji gdy ktoś (jeszcze nie wiemy kto) strzelił sobie w kolano. Ale zawsze można się starać.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.