Halowe mistrzostwa Europy w lekkiej atletyce. Będą polskie medale?

Kamila Lićwinko/fot. youtube
Kamila Lićwinko/fot. youtube

Pięć medali - na taki dorobek liczą działacze Polskiego Związku Lekkiej Atletyki w rozpoczynających się w czwartek halowych mistrzostwach Europy. Do Pragi udała się najliczniejsza w historii - 45-osobowa reprezentacja biało-czerwonych. Większą wystawią jedynie gospodarze.

W tym sezonie halowym widać wyraźny progres naszych zawodników. To na pewno wynika też z tego, że powstały dwie bardzo profesjonalne i piękne hale - w Spale i Toruniu

—mówi prezes związku Jerzy Skucha.

Emocje w stolicy Czech rozpoczną się w czwartek od eliminacji pchnięcia kulą i skoku w dal. Tym razem w pierwszej z tych dwóch konkurencji zabraknie dwukrotnego mistrza olimpijskiego Tomasza Majewskiego, który jest po operacji kręgosłupa i odpuścił sezon halowy.

Największe szanse medalowe mają świeżo upieczeni rekordziści Polski: Kamila Lićwinko w skoku wzwyż i Piotr Lisek w skoku o tyczce.

Lićwinko legitymuje się najlepszym w tym roku wynikiem na świecie - 2,02. Wysokość tę pokonała 21 lutego ustanawiając tym samym absolutny rekord kraju. Absolutny, bo wynik osiągnięty w hali jest lepszy od najlepszego wyniku na stadionie.

Najbardziej cieszy, że moja forma się ustabilizowała. Najgorszy konkurs kończyłam na 1,95, a to i tak bardzo wysoko. Czy jestem w stanie osiągnąć jeszcze lepszy rezultat? Myślę, że tak, ale imprezy mistrzowskie to coś całkowicie innego niż mityngi. Tu walczy się o medale, dlatego zupełnie inaczej podchodzi się do rywalizacji

—twierdzi Lićwinko.

Najgroźniejszą rywalką może okazać się… rodaczka. Justyna Kasprzycka (AZS AWF Wrocław) jest w stanie nawiązać walkę, ale groźne mogą być także Rosjanka Maria Kuczina czy Hiszpanka Ruth Beitia.

Polscy kibice dużo obiecują sobie też po konkursie skoku o tyczce mężczyzn. Piotr Lisek niedawno poprawił halowy rekord kraju - 5,90 i ma apetyt na więcej. Wprawdzie faworytem pozostaje rekordzista świata Francuz Renaud Lavillenie, ale to na tyle loteryjna konkurencja, że wszystko może się wydarzyć.

Nawet takiego zawodnika, jak Renaud można trochę podrażnić. Najważniejsze jest zaliczać kolejne wysokości w pierwszych próbach, wtedy rywale będą musieli kombinować. Skok o tyczce to także taktyczna rozgrywka

—podkreślił trener Liska Wiaczesław Kaliniczenko.

Lisek łamie wszelkie reguły – jest najcięższym zawodnikiem w światowej czołówce. Należy także do jednych z najwyższych. Lubi dobrze zjeść i na razie nie ma zamiaru przechodzić na dietę. Waży 94 kg i problem pojawia się tylko wtedy, jak na zawody nie doleci jego sprzęt.

Nikt na świecie nie skacze na takich tyczkach, co ja, bo jestem po prostu najcięższy. Np. Lavillenie jest ode mnie lżejszy o ok. 20 kilogramów. Nawet jakbym chciał pożyczyć od kogoś sprzęt, bo np. mój nie doleciał, to wtedy musiałbym po prostu zrezygnować ze startu. Nie miałbym bowiem od kogo. Ja łamię wszelkie bariery i zasady. Jestem wysoki, ciężki i wolny, więc teoretycznie nie powinienem skakać o tyczce tak wysoko. Dlatego chyba nie ma złotej zasady, ile zawodnik tej konkurencji powinien ważyć i jaką mieć posturę

—opowiada Lisek.

Medalowe dla Polaków mogą być także biegi na 800 m. Wprawdzie nie będzie z powodu choroby lidera europejskich list Adama Kszczota, ale za to szanse na złoto ma Marcin Lewandowski. Wśród kobiet o podium powinny powalczyć Joanna Jóźwik  i Angelika Cichocka.

Nadzieje wiązane są także ze sztafetą 4x400 m mężczyzn. To konkurencja, która zakończy rywalizację w Pradze. Również indywidualnie błysnąć może Karol Zalewski. Na stadionie specjalizuje się w biegu na 200 m, ale robi szybkie postępy na dwa razy dłuższym dystansie.

Prezes PZLA liczy na powrót do Polski z pięcioma medalami.

To byłby duży sukces. Szans jest więcej, ale wiadomo, że trzeba je podzielić na dwa

—podsumowuje Jerzy Skucha.

mm/pap

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.