Niełatwe odrocznie

Fot.sxc.hu
Fot.sxc.hu

Niestety potwierdzają się najczarniejsze obawy publicystów, ekspertów i rodziców związane z możliwością odroczenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków po wejściu w życie rządowej reformy.

Choć na spotkaniu z premierem przedstawiciele Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców prosili szefa rządu, by władza pozostawiła możliwość odroczenia obowiązku szkolnego, nie tylko na podstawie opinii poradni pedagogiczno - psychologicznej, ale także na bazie opinii lekarza. Donald Tusk uznał, że tylko poradnie mogą wydawać zaświadczenia, pozwalające na odroczenie obowiązku szkolnego. Nie chciał słuchać o naciskach na psychologów i często beznadziejnych sytuacjach rodziców w małych miejscowościach.

Tymczasem rzeczywistość nie jest tak różowa, jak chciałby pan premier. Przeczytajcie list, który wpłynął do Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców.

Jak odraczałam moje wcześniaki

Mam duży problem i nie wiem do kogo mam się z tym >zwrócić. Myślę, że  wykorzystałam już wszystkie możliwości i teraz zostaliście mi tylko Wy.  Mianowicie - chciałabym dowiedzieć się, czy istnieje jakakolwiek możliwość odroczenia obowiązku szkolnego u 6-latka, poza pośrednictwem poradni psychologiczno-pedagogicznej? Ale od początku. Jestem mamą bliźniąt Oskara i Kamila urodzonych w  styczniu 2008 roku jako skrajne wcześniaki z 30 tygodnia ciąży. Pierwsze pięć miesięcy ich życia to  koszmar, o którym nie da się  zapomnieć: walka o ich życie, OIOM noworodka, kolejne operacje: Oskar koarktacja aorty, Kamil martwicze zapalenie jelit, potem ciągłe wizyty, kontrole nawet raz w  tygodniu u lekarzy w oddalonym o 120 km w  jedną stronę mieście wojewódzkim. Ciągłe choroby, infekcje, ciągły strach...potem rehabilitacja ruchowa i znowu strach czy w ogóle będą chodzić... no i  chodzić zaczęli krótko przed drugimi urodzinami.

To tak w skrócie, co działo się złego, bo w opinii psychologa z  poradni psychologiczno-pedagogicznej te przejścia nie mają wpływu na  obecny stan dzieci, które rozwijają się ponoć adekwatnie do wieku... Ja,  zrezygnowałam z pracy i gdy zakończyła się walka o życie i  zdrowie dzieci, zajęłam się walką o ich normalne życie w  społeczeństwie. A było o  co, bo ze względu na trudny start, byli co najmniej rok za  rówieśnikami. Byli mniejsi, chudziutcy, ale żyli. Jak urodzili się to  ważyli 1.090 kg i 1.400, jak mięli 5 miesięcy zbliżyli się do wagi 3kg...

Teraz z problemów wcześniaczych pozostały im ogromne wady wzroku plus 8 - wada na każde oko i zez u Oskara. Poza tym Oskar wymaga kontroli kardiochirurgicznej, mierzenia ciśnienia, jest bardzo drobnym i wątłym chłopcem. Posiada orzeczenie o niepełnosprawności. Obydwaj mają duże problemy z wymową, są pod stałą opieką logopedy. Chodzą do zerówki przedszkolnej gdzie mają duże problemy emocjonalne.

Moim zdaniem nie są  gotowi do podjęcia nauki w szkole. W związku z tym zwróciłam się z  wnioskiem do poradni pedagogiczno-psychologicznej o  przeprowadzenie badania co do oceny dojrzałości szkolnej moich synów. Badanie przeprowadzone zostało w październiku i nikt nie powiedział mi, że to  za wcześnie... Dzieci 5 godzin były męczone przez pedagoga, psychologa, który był ewidentnie zwolennikiem posyłania dzieci 6-letnich do szkoły. Opinia była bardzo korzystna dla dzieci, stwierdzono, że z pewnymi odchyleniami dzieci rozwijają się odpowiednio do wieku i zalecono mi  powtórzenie badań w kwietniu.

Poszłam więc do pani dyrektor szkoły, do której dzieci miałyby uczęszczać, która początkowo rozumiała moją sytuację, potem jednak doszła do wniosku, że dzieci JAKOŚ sobie poradzą, bo oni planują 6-letnie dzieci przydzielić do  oddzielnych klas. Jednocześnie można wybrać sobie dowolną nauczycielkę- a  klas jest tylko 5, będą także zwracali uwagę na rejonizację i ilość chłopców i dziewczynek w jednej klasie. To są bzdury i frazesy. Wiem to,  bo mam jeszcze starsze dziecko w tej szkole w trzeciej klasie i sprawa rejonizacji, równej ilości chłopców i dziewczynek to bzdury, a w każdej z trzech trzecich klas jest kilkoro dzieci rok młodszych. Nie stworzyli jednej klasy dla tych młodszych tylko porozrzucali ich losowo bądź na  życzenie rodziców do  określonej nauczycielki...dlaczego więc teraz mieliby zrobić inaczej?

Bardzo zależy mi na ich odroczeniu, chciałabym żeby mieli równe szanse rozwoju i żeby mając tak trudny start nie skazywać ich znowu na  niepowodzenie. Uważam, że ta reforma to bzdura, bo na logikę - jak od  tego roku nagle dzieci są gotowe do podjęcia nauki w szkole od 6 lat, skoro jeszcze w zeszłym roku były gotowe od 7 lat? Przecież te dzieci niczym się od siebie nie różnią. No, moje różnią się od pozostałych. Widać to po rysunkach w przedszkolu, po ich wyglądzie, wzroście, a  przede wszystkim emocjonalnie brakuje im tego roku, żeby dali radę chodzić co  dzień do szkoły, uczyć się, odrabiać lekcje...a program nauki w klasie pierwszej znam dokładnie, bo przerabiałam to ze starszym dzieckiem 2 lata temu. Był to już program dostosowany dla dzieci 6-letnich. i dlatego tym bardziej jestem PRZERAŻONA...

Jednocześnie uświadomiono mi, że nie wiele mogę zrobić. Bo jeżeli powtórzę te badania w kwietniu i opinia będzie korzystna dla dzieci, to  dyrekcja szkoły nie odroczy im obowiązku szkolnego - bo z tego co wiem przepisy o odroczeniu dzieci nie zmieniły się, mimo wejścia w życie reformy o obowiązku szkolnym 6-latków. Czyli jeżeli moje dzieci nie wymagają kształcenia specjalnego, a opinia poradni będzie korzystna, to  NIC nie mogę zrobić? Proszę, pomóżcie mi, wskażcie drogę, co mogę jeszcze zrobić, bo trafiam na mur, a nie wyobrażam sobie, że moi synowie mieliby od września rozpocząć naukę w pierwszej klasie.

pozdrawiam.

Anna

Sejm lekką ręką odrzucił wniosek o referendum w sprawie sześciolatków, ale żadne głosowanie, ani upór MEN-u we wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla 6 - latków, nie zmieni tego, że nie wszystkie dzieci są w tym wieku gotowe na szkołę. Jak w portalu wPolityce.pl pisała Dorota Łosiewicz:

Zapowiedź premiera, że rodzic po otrzymaniu negatywnej opinii poradni będzie sam mógł podjąć decyzję, brzmi uspokajająco, ale prawdopodobnie nie mieć dużego znaczenia w praktyce. Już pojawiają się bowiem uzasadnione wątpliwości, że uzyskanie takiego odroczenia będzie w  praktyce bardzo trudne. W jednym z miast w Polsce (szczegóły do  wiadomości redakcji, gdyż osoby, które przekazały nam te informacje boją się o pracę) doszło do spotkania dyrektorów poradni z przedstawicielem urzędu miasta, odpowiedzialnym za edukację, na którym ustalono "wspólny front" z obawy, że rodzice zaleją poradnie wnioskami umożliwiającymi zdobycie odroczenia obowiązku edukacyjnego dla dzieci. Władze miasta zaleciły więc, by poradnie nie badały gotowości szkolnej dzieci na wniosek rodziców, a jedynie na wniosek nauczycieli klas 0.  Badania mają się odbywać dopiero po 14 kwietnia. A przecież proces rekrutacji rusza znacznie wcześniej.

Okazuje się, że rodzice mają coraz mniejsze prawo do decydowania o przyszłości dzieci a możliwość decydowania o odsunięciu obowiązku szkolnego jest wyjątkowo ważna. Dlaczego? O tym dla portalu wSumie mówiła Dorota Dziamska - ekspert Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców.

W szkole nie ma systemu nauczania dziecka sześcioletniego. Wiem, że  założenia reformy były takie, aby metody nauczania przypominały te  przedszkolne. Rzeczywistość jest inna. Małe dzieci siadają w ławkach, mają pakiet edukacyjny, zapisują duże ilości stron w zeszytach i  ćwiczeniach i są, po prostu, przemęczone. To nie są jeszcze siedmiolatki, zdolne do większej koncentracji. Sześciolatki muszą mieć dużą przemienność elementów, jeśli chodzi o rodzaj aktywności. Szkoła tego nie zapewnia. Niestety nauczyciele nie są też przygotowani do tego, żeby metodami przedszkolnymi uczyć w szkole. Dzieci siedmioletnie są o  wiele silniejsze fizycznie. Jeśli mają więcej siły, dłużej mogą trzymać pióro, pisać i siedzieć w ławkach.

Walka Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców o prawo rodziców do decydowania o losie swoich dzieci jeszcze się nie skończyła. Przyłączają się do niej kolejni rodzice, którzy w przeciwieństwie do rządu, myślą o dobru dzieci.

AP

Czytaj też:

Rodzicu, nic nie możesz! Władza wciąż będzie utrudniała nam życie. Czy ktoś w rządzie Tuska w ogóle myśli o dobru dzieci?!

MEN działa perfidnie

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych