Oto Zbigniew Hołdys ledwo się w sobotę zbudził i lekko oprzytomniał, obwieścił na twitterze, że prezydenta Donalda Trumpa należało przywitać w Warszawie tak, jak zrobili to mieszkańcy Hamburga. Blokadą ulic, barykadami ustawionymi ze spalonych i zniszczonych samochodów, rabowaniem sklepów, walkami z policją przy użyciu kamieni i koktajli Młotowa.
CZYTAJ WIĘCEJ: Haniebny pomysł Hołdysa. Polacy powinni obrzucać kamieniami Trumpa? Mocna riposta Brudzińskiego: „Trzeba być zwykłym durniem”
Kim tak naprawdę jest Zbigniew Hołdys, który w sposób jawny zachęca Polaków do stosowania brutalnej przemocy wobec prezydenta Stanów Zjednoczonych, zaproszonego z oficjalną wizytą do stolicy Polski Warszawy, człowiek który z nienawiści do Donalda Trumpa życzy swojemu miastu, aby płonęły ulice i były dewastowane sklepy? – pyta Joachim Brudziński. I odpowiada: - Trzeba być zwykłym durniem. To jest jednak tylko część prawdy. Gdyby tylko tak było, apel Hołdysa, można by uznać za głos jakiegoś niewyspanego i „nieogarniętego” jeszcze do końca głuptaka, imbecyla, kretyna, bezmózgowca, tumana, matoła, szajbusa, osła, trepa, idioty, błazna, świra. A jego wezwanie zbagatelizować, czy jak mówi dziś młodzież – olać.
Trzeba jednak założyć, że wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński zdaje sobie sprawę z wielu przyczyn i uwarunkowań, który sprowokowały i zmobilizowały w pełni przytomnego i „ogarniętego” Zbigniewa Hołdysa do takiego właśnie apelu. Oraz znaczenie takiej zachęty i jej potencjalne konsekwencje. A jedynie wymogi, jakie stawia twitter, zmusiły posła PiS do skrótowej postaci wyrażenia swojej oceny tego zaiste kuriozalnego apelu.
Myślę, że wielu Polaków, słuchając przemówienia Donalda Trumpa na Placu Krasińskich miało nadzieję podobnie jak ja, że opozycji politycznej zapadną w pamięć fragmenty o konieczności obrony cywilizacji Zachodu, zbudowanej na niezbywalnym systemie wartości - Bogu, rodzinie, wolności i tradycji. I świadomość, że wolność wywalczyliśmy już kilkakrotnie dzięki patriotyzmowi. Oraz, że te wszystkie elementy systemu spajają nas w jedną nierozerwalną całość – naród, który jak pozostałe wartości jest koniecznym elementem cywilizacji Zachodu.
Trump już wprawdzie o tym nie mówił, ale oczywiste jest, że zarysował tym samym logikę koniecznego istnienia nacjonalizmu, a w jego centrum patriotyzmu, rozumianego jako przedkładanie interesów własnego narodu na innymi. W ten sposób nacjonalizm w połączeniu z patriotyzmem staje się najważniejszym składnikiem indywidualnej tożsamości każdego z nas. I nie ma nic wspólnego z szowinizmem.
Oczywiście, najbardziej eksponowanym elementem wizji zakreślonej na Placu Krasińskich przez Trumpa i jednocześnie zadaniem, postulatem do spełnienia, który stoi przed nami, była kwestia obrony cywilizacji Zachodu. Pierwsze oznaki zamachu na nią są już widoczne. Jednym ze sposobów na jej zniszczenie może być odstępstwo od poszczególnych wcześniej wymienionych wartości, ich korozja. A to także dzieje się już na naszych oczach. Stąd przemówienie Trumpa trzeba odczytywać jako ostrzeżenie przed takimi zagrożeniami i jako drogę, którą musi iść Europa Zachodnia, jeśli chce trwać nadal. W perspektywie obliczanej nie na dziesiątki, ale na setki i tysiące lat. Wśród środków zapobiegania przeciwko tym zagrożeniom jest także zamknięcie granic przed terroryzmem i ekstremistami – mówił wprost Trump.
Miałem więc nadzieję, że to przemówienie wpłynie jeśli nie na zmianę, to przynajmniej na korektę myślenia opozycji o Polsce, o sposobie uprawiania polityki. To było jednak złudzenie. Naiwne myślenie starszego pana, że rozsądek weźmie górę. Na pocieszenie pozostaje mi tylko fakt, że i wielu młodszych ode mnie, też zakładało otrzeźwienie opozycji. Już następnego dnia po zakończeniu wizyty Trumpa, ze wszystkich kręgów opozycji i związanych z nią mediów wylała się na niego rzeka krytyki i demaskacji fałszywych tonów, jakie przyświecały jego wizycie w Warszawie.
Czasami mam wrażenie, że „zaplecze intelektualne” opozycji - dziennikarze typu, Tomasz Lis, Jacek Żakowski, Adam Michnik i właśnie Zbigniew Hołdys, ale też artyści i twórcy przeróżnych branż i gałęzi - jest bardziej radykalne niż polityczni przeciwnicy rządzącego obozu. Że ich mózgi w całości wypełnia skrajny, pełen agresji fanatyzm. Ideologiczny, polityczny, światopoglądowy. Na nic innego nie ma już w nim miejsca. Zaś glebą na której ten fanatyzm rozkwita jest nienawiść. W tym także do ludzi. A to oznacza realne zagrożenie dla ich przeciwników politycznych. Swoich rywali traktują jako wrogów, których trzeba zniszczyć. Czy jak mawiał jeden z polityków, którego można zaliczyć do dzisiejszej opozycji – wypalić rozgrzanym do czerwoności żelazem do samych korzeni.
Czy Zbigniew Hołdys chce stanąć z nim w jednym szeregu?
CZYTAJ WIĘCEJ: Haniebny pomysł Hołdysa. Polacy powinni obrzucać kamieniami Trumpa? Mocna riposta Brudzińskiego: „Trzeba być zwykłym durniem”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/347919-wojownicze-sny-zbigniewa-holdysa-ideologa-ataku-na-zachodnia-cywilizacje