Część z nich to pięknoduchy. Szczere i uczciwe w swojej dziecinnej naiwności. Wierzą, że świat rzeczywiście może być jak z „Imagine” Johna Lennona. Wierzą, że to religia jest powodem wojen i jak śpiewał zaćpany prorok Lennon „no religion” oczyści świat. Konsekwencje starcia ateistyczno-pogańskich reżimów widoczne były w 1945 roku. Cóż, „tym gorzej dla faktów”.
No, ale przynajmniej mają pozytywne, choć infantylne, nastawienie do świata. Zabrudzone błotem Woodstock i rozchodzącą się w płucach „włoszczyzny Holandii”. Chcą jednak szczerze „peace and love”. Reagują alergicznie na „PiS and love”, ale chociaż love wciąż „jest i w ich powietrzu”. Problem w tym, że łatwo wykorzystywać wśród nich pożytecznych idiotów. Nie jest też trudno zwerbować agenturę. Wśród amerykańskich hipisów Moskwa i Pekin miały swoich ludzi, którzy skutecznie działali na rzecz komunistycznego Vietcongu. Masowe protesty przeciwko wojnie w Wietnamie znacząco przyczyniły się do pozostawienie przez Amerykanów Wietnamczyków z południa komunistycznym zbrodniarzom.
Dziś hipisi szczerze otwierają ramiona na każdego terrorystę, który jest tylko „wytworem swoich czasów, a John Lennon pozwoli mu się zasymilować”. Zamachy, przepraszam incydenty, to tylko okres przejściowy. Będzie czas, gdy wspólne wszyscy zatańczą Kumbaya ze słowami Allahu Akbar…
Są też wśród nich zacietrzewieni neobolszewicy. Nie odwołujący się bezpośrednio do spuścizny Stalina, ale kochający Che i Fidela. Z czerwonymi flagami wychodzą na ulice wielkich metropolii protestując przeciwko „faszyzmowi” USA. Wybijają szyby w żydowskich sklepach w imię obrony Palestyny. Antysemici w szatach antysyjonistów. Ciekawe czy pamiętają jakim rasistą i antysemitą był Marks? Nienawidzą judeochrześcijańskiej spużcizny. Nienawidzą zachodniej cywilizacji. Pragną jej zniszczenia. Pójdą do łóżka z diabłem by przepędzić burżujów, kler, kułaków. Bomby są im na rękę. Sieją zniszczenie cywilizacji, której oni i tak nienawidzą. Potem zarażą muzułmanów swoją postępową wiarą i proletariusze wszystkich krajów się połączą. A pamiętają Afganistan w latach 80-tych?
Większość z nich stanowią kapłani poprawności politycznej. Nowa arystokratyczna kasta chcąca ułożyć świat według jednego wzorca. Oni też nienawidzą chrześcijaństwa. Nie chcą go jednak eksterminować. Wolą go zapędzić do katakumb. Źródło ich błędu jest takie samo. Postawienie człowieka w miejscu Boga. Uświęcenie go. Mają więc swoje dogmaty. Mają swoich świętych. To nowa religia. Ze złotym cielcem na piedestale.
Oni powinni pierwsi walczyć z radykalnym islamem, którego żołnierze nie ukrywają, że dążą do wprowadzenia Szariatu w Europie. Przy wygranej rzez muzułmanów wojnie głowy stracą najpierw homoseksualiści, ateiści, feministki i wszyscy inni współcześni święci. To jednak dla nich mało istotne. Może nie wszyscy jak u Houellebecqa odkryją w sobie przywiązanie do usankcjonowanej poligamii. Może nie wszystkie feministki w imię poszerzenia percepcji na temat kultur dadzą się wsadzić w burki i tolerancyjnie pozwolą sobie odebrać wszystkie prawa, które mają w cywilizacji chrześcijańskiej. Może część będzie walczyć. Za późno jednak będzie na przebudzenie.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Część z nich to pięknoduchy. Szczere i uczciwe w swojej dziecinnej naiwności. Wierzą, że świat rzeczywiście może być jak z „Imagine” Johna Lennona. Wierzą, że to religia jest powodem wojen i jak śpiewał zaćpany prorok Lennon „no religion” oczyści świat. Konsekwencje starcia ateistyczno-pogańskich reżimów widoczne były w 1945 roku. Cóż, „tym gorzej dla faktów”.
No, ale przynajmniej mają pozytywne, choć infantylne, nastawienie do świata. Zabrudzone błotem Woodstock i rozchodzącą się w płucach „włoszczyzny Holandii”. Chcą jednak szczerze „peace and love”. Reagują alergicznie na „PiS and love”, ale chociaż love wciąż „jest i w ich powietrzu”. Problem w tym, że łatwo wykorzystywać wśród nich pożytecznych idiotów. Nie jest też trudno zwerbować agenturę. Wśród amerykańskich hipisów Moskwa i Pekin miały swoich ludzi, którzy skutecznie działali na rzecz komunistycznego Vietcongu. Masowe protesty przeciwko wojnie w Wietnamie znacząco przyczyniły się do pozostawienie przez Amerykanów Wietnamczyków z południa komunistycznym zbrodniarzom.
Dziś hipisi szczerze otwierają ramiona na każdego terrorystę, który jest tylko „wytworem swoich czasów, a John Lennon pozwoli mu się zasymilować”. Zamachy, przepraszam incydenty, to tylko okres przejściowy. Będzie czas, gdy wspólne wszyscy zatańczą Kumbaya ze słowami Allahu Akbar…
Są też wśród nich zacietrzewieni neobolszewicy. Nie odwołujący się bezpośrednio do spuścizny Stalina, ale kochający Che i Fidela. Z czerwonymi flagami wychodzą na ulice wielkich metropolii protestując przeciwko „faszyzmowi” USA. Wybijają szyby w żydowskich sklepach w imię obrony Palestyny. Antysemici w szatach antysyjonistów. Ciekawe czy pamiętają jakim rasistą i antysemitą był Marks? Nienawidzą judeochrześcijańskiej spużcizny. Nienawidzą zachodniej cywilizacji. Pragną jej zniszczenia. Pójdą do łóżka z diabłem by przepędzić burżujów, kler, kułaków. Bomby są im na rękę. Sieją zniszczenie cywilizacji, której oni i tak nienawidzą. Potem zarażą muzułmanów swoją postępową wiarą i proletariusze wszystkich krajów się połączą. A pamiętają Afganistan w latach 80-tych?
Większość z nich stanowią kapłani poprawności politycznej. Nowa arystokratyczna kasta chcąca ułożyć świat według jednego wzorca. Oni też nienawidzą chrześcijaństwa. Nie chcą go jednak eksterminować. Wolą go zapędzić do katakumb. Źródło ich błędu jest takie samo. Postawienie człowieka w miejscu Boga. Uświęcenie go. Mają więc swoje dogmaty. Mają swoich świętych. To nowa religia. Ze złotym cielcem na piedestale.
Oni powinni pierwsi walczyć z radykalnym islamem, którego żołnierze nie ukrywają, że dążą do wprowadzenia Szariatu w Europie. Przy wygranej rzez muzułmanów wojnie głowy stracą najpierw homoseksualiści, ateiści, feministki i wszyscy inni współcześni święci. To jednak dla nich mało istotne. Może nie wszyscy jak u Houellebecqa odkryją w sobie przywiązanie do usankcjonowanej poligamii. Może nie wszystkie feministki w imię poszerzenia percepcji na temat kultur dadzą się wsadzić w burki i tolerancyjnie pozwolą sobie odebrać wszystkie prawa, które mają w cywilizacji chrześcijańskiej. Może część będzie walczyć. Za późno jednak będzie na przebudzenie.
Czytaj dalej na drugiej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/343012-my-wygrywamy-oni-przegrywaja-kiedys-oburzylo-ich-to-reaganowskie-haslo-a-dzis