Pojechałem dziś pod Teatr Powszechny. To ja pisałem najwięcej o „Klątwie”, to ja ją oglądałem, to ja relacjonowałem kolejne fazy tego konfliktu. I to ja, także wbrew wielu swoim kolegom z konserwatywnej strony, wyrażałem sympatię wobec tych, którzy protestowali przed teatrem. Np. wobec Krucjaty Różańcowej.
Na zapowiedziany protest dotarłem z opóźnieniem. Policja zamknęła ulicę Zieleniecką potęgując chaos komunikacyjny i tak wywołany piknikiem na Saskiej Kępie. Z jednej strony stały zwarte kolumny narodowców, po drugiej kontrmanifestacja głównie lewicowej organizacji Obywatele w Solidarnej Akcji wspierana przez głośniki wystawione przez teatr i osłaniana przez policję.
W środku na trawniku trochę ludzi z Krucjaty z różańcami w dłoniach, trochę niezorganizowanych z transparentami rozmaitej treści. Jak zwykle w takich przypadkach sporo postaci dziwnych, zdradzających niezrównoważenie. Ale też główni bojownicy tacy jak zawsze – typy lewaków czy narodowców są do łatwego rozpoznania.
Przez długi czas trwało wzajemne zagłuszanie się. Kiedy się pojawiłem po stronie narodowej odmawiano modlitwy, ale potem zaczęły się polityczne przemówienia. Lewica odpowiadała zza kordonu policji muzyką, to znów hasłami typu „Precz z cenzurą”, „Faszyzm to się leczy” „Wolność równość demokracja”. Najbardziej zaskakujący był slogan „Polska wolna od nienawiści”. Trudno sobie wyobrazić bardziej przepojone nienawiścią widowisko niż to przygotowane przez Frjilicia. Skojarzenie Jana Wróbla z nazistowskim wiecem oddaje także moją opinię.
Zarazem trzeba powiedzieć, że zdominowanie strony „antybluźnierczej” przez ludzi z Młodzieży Wszechpolskiej, ONR czy Ruchu Narodowego miało swoją cenę. Zamiast bronić spektaklu, „antyfaszyści” koncentrowali się na sloganach antynacjonalistycznych. Z kolei po stronie narodowców parę momentów budziło moje zażenowanie. Jak wtedy, kiedy jakiś mówca gratulował posłowi Robertowi Winnickiemu urodzenia dziecka (czy to naprawdę dobry moment na zlot towarzyski?). Albo kiedy pośród tyrad na zdeprawowaną Europę pojawiły się ataki na fałszywą prawicę „nie broniącą nienarodzonych”. Ich wrzaskliwa wiecowość raz i drugi zagłuszała modlitwy ludzi z Krucjaty.
Ale to oni przyszli. Oni nie wahali się klękać na asfalcie ulicy Grochowskiej.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pojechałem dziś pod Teatr Powszechny. To ja pisałem najwięcej o „Klątwie”, to ja ją oglądałem, to ja relacjonowałem kolejne fazy tego konfliktu. I to ja, także wbrew wielu swoim kolegom z konserwatywnej strony, wyrażałem sympatię wobec tych, którzy protestowali przed teatrem. Np. wobec Krucjaty Różańcowej.
Na zapowiedziany protest dotarłem z opóźnieniem. Policja zamknęła ulicę Zieleniecką potęgując chaos komunikacyjny i tak wywołany piknikiem na Saskiej Kępie. Z jednej strony stały zwarte kolumny narodowców, po drugiej kontrmanifestacja głównie lewicowej organizacji Obywatele w Solidarnej Akcji wspierana przez głośniki wystawione przez teatr i osłaniana przez policję.
W środku na trawniku trochę ludzi z Krucjaty z różańcami w dłoniach, trochę niezorganizowanych z transparentami rozmaitej treści. Jak zwykle w takich przypadkach sporo postaci dziwnych, zdradzających niezrównoważenie. Ale też główni bojownicy tacy jak zawsze – typy lewaków czy narodowców są do łatwego rozpoznania.
Przez długi czas trwało wzajemne zagłuszanie się. Kiedy się pojawiłem po stronie narodowej odmawiano modlitwy, ale potem zaczęły się polityczne przemówienia. Lewica odpowiadała zza kordonu policji muzyką, to znów hasłami typu „Precz z cenzurą”, „Faszyzm to się leczy” „Wolność równość demokracja”. Najbardziej zaskakujący był slogan „Polska wolna od nienawiści”. Trudno sobie wyobrazić bardziej przepojone nienawiścią widowisko niż to przygotowane przez Frjilicia. Skojarzenie Jana Wróbla z nazistowskim wiecem oddaje także moją opinię.
Zarazem trzeba powiedzieć, że zdominowanie strony „antybluźnierczej” przez ludzi z Młodzieży Wszechpolskiej, ONR czy Ruchu Narodowego miało swoją cenę. Zamiast bronić spektaklu, „antyfaszyści” koncentrowali się na sloganach antynacjonalistycznych. Z kolei po stronie narodowców parę momentów budziło moje zażenowanie. Jak wtedy, kiedy jakiś mówca gratulował posłowi Robertowi Winnickiemu urodzenia dziecka (czy to naprawdę dobry moment na zlot towarzyski?). Albo kiedy pośród tyrad na zdeprawowaną Europę pojawiły się ataki na fałszywą prawicę „nie broniącą nienarodzonych”. Ich wrzaskliwa wiecowość raz i drugi zagłuszała modlitwy ludzi z Krucjaty.
Ale to oni przyszli. Oni nie wahali się klękać na asfalcie ulicy Grochowskiej.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/341724-bitwa-o-klatwe-uwagi-naocznego-swiadka