Różne są formy protestu przeciw nazistowskiej dyktaturze PIS-u. Część środowiska naukowego nie widzi niczego złego w upolitycznianiu Uniwersytetu. Chodzi przecież o święte prawo do wolności, której zakres definiują lewaccy mandaryni.
8 kwietnia w Poznaniu odbył się marsz pod hasłem „Nacjonalizm nie przejdzie” zorganizowany przez środowisko poznańskich anarchistów. Pretekstem do niego było pobicie hinduskiego studenta. Około 400 ludzi według Policji przeszło tego dnia ulicami Poznania. Pod Starym Browarem uczestników zaatakowała grupa chuliganów. Anarchiści nie pozostali bierni. Kiedy demonstranci pojawili się pod biurem Prawa i Sprawiedliwości, doszło do starć z policją. „Poznań wolny od nacjonalizmu”, „Żaden człowiek nie jest nielegalny” - te i wiele innych słychać było w centrum Poznania. W manifestacji wzięli udział m.in. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, aktorka Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak-Pleyn, prof. Roman Kubicki z Instytutu Filozofii UAM i socjolog prof. Krzysztof Podemski. Reklama zachęcająca do udziału pojawiła się na facebooku Instytutu Filozofii.
Trzeba powiedzieć głośno, że PiS ponosi odpowiedzialność za falę przemocy wobec osób innej narodowości i atmosferę pogardy wobec obcych
— mieli wykrzykiwać demonstranci według opisu Głosu Wielkopolskiego największej regionalnej gazety, własności niemieckiej.
O solidarności indywidualnej z hinduskim studentem jakość głośno nie było. Akcentowano natomiast fakt, że nacjonalizm, który jest ponoć polską plagą, zawsze łączy się z szowinizmem, rasizmem, faszyzmem, homofobią i innymi formami wykluczenia, przemocy. Zatem wszystko, co narodowe uczestnikom kojarzy się jak przysłowiowemu Jasiowi z dowcipu z jednym. Z nazizmem, ze złem wcielonym, co jest starą stalinowską kalką. Rzecz ciekawa, że statystyki w żaden sposób nie pokrywają się z tym, co głosili demonstranci.
Prof. Krzysztof Brzechczyn, pracownik Instytutu Filozofii UAM, autor listu do rektora UAM w sprawie uwikłania Instytutu Filozofii w polityczną rozróbę, zadał sobie trud sprawdzenia statystyk. W latach 2008-2014 liczba przestępstw na tle rasizmu z ksenofobią systematycznie wzrastała, w 2013 roku wzrost ten nastąpił o ponad 100% w stosunku do roku poprzedniego. Wówczas o ile pamięć mnie nie myli nie było manifestacji podczas, której oskarżano koalicję PO-PSL o popieranie „nacjonalizmu, rasizmu i ksenofobii”. Gwałtowny wzrost przestępstw na tle nienawiści narodowej rasowej i wyznaniowej faktycznie nastąpił w 2015 r. (768 stwierdzonych wypadków) ale w 2016 r. kiedy rządził już „nacjonalistyczno-rasistowsko-ksenofobiczny” rząd PiS-u, liczba tego typu przestępstw nie wzrosła, lecz zmalała o 3 i wyniosła: 765 na ogółem ok. 750 tysięcy popełnionych wszystkich w tym roku przestępstw w kraju. Organizatorzy takich manifestacji hołdują znanej maksymie, że gdy fakty nie zgadzają się w ich wizją, to tym gorzej dla faktów.
Ponadto, zasadą tego typu działań jest próba rozpalenia pożaru, aby móc natychmiast ogłosić się strażami. To klasyczne tworzenie problemu. Część rozsądnych socjologów i politologów wskazuje, że rozbudzenie narodowych uczuć jest odpowiedzią na globalizację, islamizację Europy i amerykanizację. Jest to proces obronny a nie agresywny, w przeciwieństwie do tego, co było w latach trzydziestych, jak przedstawia to lewactwo międzynarodowe, reprezentujące interesy globalnego neoliberalnego lobby. Gdy lewaccy nie mają argumentów używają do stygmatyzowania jako obelg nacjonalizmu i antysemityzmu, po to by stworzyć problem, który w Polsce jest marginesem społecznego życia. To podstawowa zasada manipulacji. To co jest patologicznym marginesem, ma znaleźć się w centrum uwagi.
Hasło marszu „No pasaran” nawiązywało do okrzyku bojowego Republikanów, podczas Wojny Domowej w Hiszpanii. Jego autorką była Dolores Ibarruri, hiszpańska stalinistka. Retoryka obecna na takich marszach jak ten z 8 kwietnia, zatem jest odgrzewaniem, niczym starych nieświeżych kotletów, konfliktów z lat trzydziestych ubiegłego wieku.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Różne są formy protestu przeciw nazistowskiej dyktaturze PIS-u. Część środowiska naukowego nie widzi niczego złego w upolitycznianiu Uniwersytetu. Chodzi przecież o święte prawo do wolności, której zakres definiują lewaccy mandaryni.
8 kwietnia w Poznaniu odbył się marsz pod hasłem „Nacjonalizm nie przejdzie” zorganizowany przez środowisko poznańskich anarchistów. Pretekstem do niego było pobicie hinduskiego studenta. Około 400 ludzi według Policji przeszło tego dnia ulicami Poznania. Pod Starym Browarem uczestników zaatakowała grupa chuliganów. Anarchiści nie pozostali bierni. Kiedy demonstranci pojawili się pod biurem Prawa i Sprawiedliwości, doszło do starć z policją. „Poznań wolny od nacjonalizmu”, „Żaden człowiek nie jest nielegalny” - te i wiele innych słychać było w centrum Poznania. W manifestacji wzięli udział m.in. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak, aktorka Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak-Pleyn, prof. Roman Kubicki z Instytutu Filozofii UAM i socjolog prof. Krzysztof Podemski. Reklama zachęcająca do udziału pojawiła się na facebooku Instytutu Filozofii.
Trzeba powiedzieć głośno, że PiS ponosi odpowiedzialność za falę przemocy wobec osób innej narodowości i atmosferę pogardy wobec obcych
— mieli wykrzykiwać demonstranci według opisu Głosu Wielkopolskiego największej regionalnej gazety, własności niemieckiej.
O solidarności indywidualnej z hinduskim studentem jakość głośno nie było. Akcentowano natomiast fakt, że nacjonalizm, który jest ponoć polską plagą, zawsze łączy się z szowinizmem, rasizmem, faszyzmem, homofobią i innymi formami wykluczenia, przemocy. Zatem wszystko, co narodowe uczestnikom kojarzy się jak przysłowiowemu Jasiowi z dowcipu z jednym. Z nazizmem, ze złem wcielonym, co jest starą stalinowską kalką. Rzecz ciekawa, że statystyki w żaden sposób nie pokrywają się z tym, co głosili demonstranci.
Prof. Krzysztof Brzechczyn, pracownik Instytutu Filozofii UAM, autor listu do rektora UAM w sprawie uwikłania Instytutu Filozofii w polityczną rozróbę, zadał sobie trud sprawdzenia statystyk. W latach 2008-2014 liczba przestępstw na tle rasizmu z ksenofobią systematycznie wzrastała, w 2013 roku wzrost ten nastąpił o ponad 100% w stosunku do roku poprzedniego. Wówczas o ile pamięć mnie nie myli nie było manifestacji podczas, której oskarżano koalicję PO-PSL o popieranie „nacjonalizmu, rasizmu i ksenofobii”. Gwałtowny wzrost przestępstw na tle nienawiści narodowej rasowej i wyznaniowej faktycznie nastąpił w 2015 r. (768 stwierdzonych wypadków) ale w 2016 r. kiedy rządził już „nacjonalistyczno-rasistowsko-ksenofobiczny” rząd PiS-u, liczba tego typu przestępstw nie wzrosła, lecz zmalała o 3 i wyniosła: 765 na ogółem ok. 750 tysięcy popełnionych wszystkich w tym roku przestępstw w kraju. Organizatorzy takich manifestacji hołdują znanej maksymie, że gdy fakty nie zgadzają się w ich wizją, to tym gorzej dla faktów.
Ponadto, zasadą tego typu działań jest próba rozpalenia pożaru, aby móc natychmiast ogłosić się strażami. To klasyczne tworzenie problemu. Część rozsądnych socjologów i politologów wskazuje, że rozbudzenie narodowych uczuć jest odpowiedzią na globalizację, islamizację Europy i amerykanizację. Jest to proces obronny a nie agresywny, w przeciwieństwie do tego, co było w latach trzydziestych, jak przedstawia to lewactwo międzynarodowe, reprezentujące interesy globalnego neoliberalnego lobby. Gdy lewaccy nie mają argumentów używają do stygmatyzowania jako obelg nacjonalizmu i antysemityzmu, po to by stworzyć problem, który w Polsce jest marginesem społecznego życia. To podstawowa zasada manipulacji. To co jest patologicznym marginesem, ma znaleźć się w centrum uwagi.
Hasło marszu „No pasaran” nawiązywało do okrzyku bojowego Republikanów, podczas Wojny Domowej w Hiszpanii. Jego autorką była Dolores Ibarruri, hiszpańska stalinistka. Retoryka obecna na takich marszach jak ten z 8 kwietnia, zatem jest odgrzewaniem, niczym starych nieświeżych kotletów, konfliktów z lat trzydziestych ubiegłego wieku.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/336327-rozne-sa-formy-protestu-przeciw-pis-czesc-srodowiska-naukowego-nie-widzi-niczego-zlego-w-upolitycznianiu-uniwersytetu