Człowiek włącza TVN i dowiaduje się, że w czasie, gdy był w kościele, świętował z rodziną i cieszył się Zmartwychwstaniem, innym w tym samym momencie urwał się nieboskłon z firmamentu i zwalił z hukiem prosto na głowy.
W poniedziałkowych „Faktach po Faktach” wystąpili Jacek Fedorowicz, Krystyna Kofta i Marian Opania. Program był świąteczny (o czym świadczyła pisankowa scenografia studia). Słuchając gości TVN, możnaby uznać, że stało się zadość starej zasadzie Kościoła, wedle której prezbiter rozweselał wiernych na koniec Świąt Wielkanocy. Ja w każdym razie ubawiłem się setnie.
Najpierw uradował mnie Marian Opania, który po kilku długich sekundach namysłu, patetycznie oznajmił, że jego „jedynym bohaterem” jest Andrzej Rzepliński. „Bo inni, niestety, pomarli”. No cóż, zawsze miałem poczucie, że bycie dobrym aktorem nie wymaga błyskotliwości umysłu, w czym utwierdzały mnie liczne występy publicystyczne Krystyny Jandy. Bezpieczniej byłoby pewnie, aby Opania poopowiadał widzom TVN, czy smakowały mu jajka w majonezie na świątecznym stole, ale wtedy ja i wielu innych widzów nie mielibyśmy tyle zabawy.
Formuła programu zakazywała bowiem zadawania gościom odpowiednich dla ich kwalifikacji pytań, dzięki czemu doszło do licznych kompromitacji, z których – oprócz mnie – ubaw miała w poniedziałkowy wieczór przynajmniej połowa internetu. Zwłaszcza z wypowiedzi Jacka Fedorowicza, który z obolałą miną informował widzów, że Święta miał zepsute, bo „kraj stacza się w przepaść”.
Zawsze zastanawiał mnie fenomen byłych satyryków, którzy z wiekiem stracili talent i ugrzęźli na stare lata w gnuśnej zgryzocie, a teraz zioną gorzkim jadem, pomstując na cały świat. To przykład nie tylko Fedorowicza, ale również Stanisława Tyma oraz ludzi, którzy zawodowo satyrą się wprawdzie nie zajmowali, ale potrafili dawno temu doskonale i inteligentnie bawić publiczność, wymienić tu można choćby Wojciecha Manna, Krzysztofa Maternę czy Jerzego Stuhra.
Po poniedziałkowym występie Fedorowicza nieśmiało wraca mi wiara w dawnych mistrzów. Scena w TVN była przecież tak komiczna, że nieomal zakrztusiłem się ze śmiechu. Może więc oni nadal kpią, tyle że nadają na bardzo subtelnych falach? Jeśli tak, to chapeau bas Panie Jacku, satyra jeszcze nie umarła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/335983-kolodziejski-w-tvn-jacek-fedorowicz-znowu-bawi-publicznosc-jak-za-swoich-najlepszych-lat